[ Pobierz całość w formacie PDF ]
była to zwykła administracyjna praca, w której doświadczenia nabyte wcześniej w Bir- mie i w ogóle na Wschodzie okazały się bardzo przydatne. Richard Cauldfield nie był błyskotliwym człowiekiem, lecz na swoją korzyść mógł zaliczyć takie pozytywne cechy charakteru, jak sumienność, pracowitość i mnóstwo zdrowego rozsądku. Zapomniał już o przygnębieniu i zniechęceniu, jakie ogarnęły go tuż po powrocie do Anglii. Teraz czuł się tak, jakby zaczynał nowe życie i jakby miało go ono obdarzyć wszystkimi swoimi łaskami. Stosowna praca, przyjazny, życzliwy pracodawca i nieda- leka przyszłość z kobietą, którą pokochał. Każdego dnia na nowo zachwycał się tym, że Ann wybrała właśnie jego. Tak pocią- gająca, tak atrakcyjna, a poza tym, myślał, ileż w niej słodyczy, ile łagodności. Choć, co 44 prawda, wystarczyło, by usiłował przeforsować swoje zdanie w sposób zbyt autoryta- tywny, a ta łagodna Ann potrafiła go niezle wykpić. Początkowo nie był pewien, czy mu się to podoba dotychczas rzadko zdarzały się sytuacje, w których ktoś z niego kpił lecz ostatecznie doszedł do wniosku, że ze strony tej kobiety zniesie wszystko, i to z radością. Kiedy więc mówiła: Czy nie jesteśmy zbyt pompatyczni, kochanie? , naj- pierw marszczył czoło, a potem śmiał się razem z nią, mówiąc: Powiedzmy, że trochę przesadziłem . Jesteś dla mnie niezwykle dobra, Ann. To dzięki tobie stałem się bardziej ludzki wyznał jej pewnego razu. Ann odpowiedziała bez namysłu: Oboje jesteśmy dla siebie dobrzy. Niewiele mogę dla ciebie zrobić, nie licząc opieki i troski. Nie opiekuj się mną za bardzo. Nie dodawaj odwagi moim słabostkom. Twoim słabostkom? Ależ, kochana, nie masz ani jednej. Mam, Richardzie. Schlebia mi, kiedy ludzie są ze mnie zadowoleni. Irytują mnie pochlebstwa. yle znoszę kłótnie i awantury. Chwała niebiosom za takie słabostki! Nie zniósłbym kłótliwej czy gderliwej żony. Widziałem takie, wierz mi! Najbardziej podziwiam w tobie, Ann, delikatność i łagodne usposobienie. Najdroższa, będziemy bardzo, ale to bardzo szczęśliwi. Ja też tak myślę przytaknęła Ann. Richard, według niej, bardzo się zmienił od chwili, kiedy go pierwszy raz ujrzała. Pozbył się tej odrobiny agresji, tak charakterystycznej dla mężczyzn niepewnych siebie. Stał się, jak to sam określił, bardziej ludzki. Uwierzył w siebie, a co za tym idzie, przy- było mu tolerancji i przyjaznych uczuć dla świata. Richard, ściskając w dłoni bukiet żonkili, zbliżył się do znanego mu już domu. Mieszkanie Ann znajdowało się na drugim piętrze. Portier, który zdążył się już przy- zwyczaić do jego widoku, pozdrowił go i uprzejmym gestem wskazał windę. Drzwi otworzyła Edith, lecz zza załomu korytarza dolatywał nieco zadyszany głos Ann: Edith, Edith, gdzie jest moja torebka? Przecież kładłam ją tu przed chwilą. Dzień dobry, Edith powiedział, wchodząc do środka. Nigdy nie czuł się swobodnie w obecności służącej Ann. Próbował to zamaskować jowialnym sposobem bycia, ale łatwo można się było zorientować, że jego zachowanie nie jest całkiem naturalne. Dzień dobry panu odparła z szacunkiem Edith. Edith... głos Ann, tym razem dobiegający z sypialni, zdążył już nabrać wyso- kich tonów zniecierpliwienia. Czyżbyś mnie nie słyszała? Przyjdzże tu wreszcie! Przyszedł pan Cauldfield, proszę pani. 45 Richard? Ann pokazała się na korytarzu. Wyglądała na zdziwioną. Wprowadziła go do salonu, rzucając za siebie: Edith, koniecznie musisz znalezć tę torebkę. Zajrzyj do pokoju Sarah, może tam ją zostawiłam. Następnym razem zgubi pani głowę, nie inaczej powiedziała Edith. Richard zmarszczył czoło. Nieskrępowane wypowiedzi Edith drażniły go. Piętnaście lat temu żadna służąca nie odważyłaby się w ten sposób odpowiadać swojej chlebodaw- czyni. Richardzie, nie spodziewałam się dzisiaj ciebie. Myślałam, że umówiliśmy się na lunch dopiero jutro. Do jutra jeszcze tyle godzin, kochanie, a czas bez ciebie bardzo mi się dłuży od- parł, uśmiechając się. Tylko popatrz, co ci przyniosłem. Wręczając jej żonkile, zauważył w pokoju całą masę kwiatów. Na małym stoliku obok kominka stał wazonik z hiacyntami, a obok niego dzbany pełne wczesnych tulipanów i narcyzów... Wyglądasz bardzo odświętnie powiedział. Oczywiście; dzisiaj przyjeżdża Sarah. Ach tak, zupełnie o tym zapomniałem. Jak mogłeś, Richardzie powiedziała z wyrzutem. To była prawda. Zapomniał. Znał doskonale datę przyjazdu córki Ann, a nawet przy- stał poprzedniego wieczoru, w teatrze, na to, by w tym dniu Sarah miała Ann tylko dla siebie; on miał poznać przyszłą pasierbicę nazajutrz, w czasie lunchu. Przepraszam cię, Ann. Naprawdę zapomniałem. Wyglądasz na bardzo przejętą dodał z lekką przyganą. Powroty do domu zawsze mają specjalny posmak dla obu stron, nie uważasz? Owszem, chyba tak. Właśnie wychodzę po nią na dworzec. Rzuciła okiem na zegarek. W porządku, zdążę. A poza tym można się spodziewać, że pociąg, który odbiera pasażerów ze statku, pewnie będzie spózniony. To normalne. Do salonu wmaszerowała Edith, niosąc torebkę Ann. Znalazłam ją w bielizniarce. Ależ tak. Szukałam przecież powłoczek na poduszki. Czy położyłaś Sarah jej zie- lone prześcieradła? Nie zapomniałaś o tym? Na pewno? Wypraszam sobie! A bo to ja zapominam o czymkolwiek? Pamiętałaś o papierosach? Tak. A o ukochanym Toby? Tak, nawet i o Jumbo. Kiwając pobłażliwie głową, Edith zmierzała ku drzwiom salonu, kiedy Ann zawo- łała za nią: 46 Edith, wez te żonkile i wstaw je do wazonu. Chyba już wszystkie zajęte, proszę pani. Ale jakoś sobie poradzę. Wzięła kwiaty z rąk Ann i wyszła. Moja droga, jesteś podniecona jak mała dziewczynka powiedział Richard. Cieszy mnie sama myśl o powrocie Sarah. Jak długo jej nie widziałaś? Całe trzy tygodnie? zapytał uszczypliwie. Wiem, według ciebie zachowuję się śmiesznie. Ann uśmiechnęła się rozbraja- jąco. Lecz ja naprawdę bardzo kocham swoją córkę. Chyba nie chciałbyś, żeby było inaczej? Oczywiście, że nie. Ann, ja również cieszę się z jej powrotu. Chciałbym ją jak naj- prędzej poznać. Jest bardzo impulsywna i jednocześnie czuła. Jestem przekonana, że polubicie się oboje. Ja również w to wierzę. Po chwili dodał przymilnie: To przecież twoja córka. Choćby z tego powodu jest niewątpliwie bardzo uroczą osobą. Jesteś kochany, Richardzie. Ann położyła dłonie na jego ramionach i spojrzała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|