[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tysiąc dolarów. A jeśli doliczysz jeszcze wszystkie inne opłaty, w tym opatrzenie nosa tego angielskiego reproduktora... Nie musisz mi wyliczać wydatków, Dee przerwała przyjaciółce Cassie. I wcale nie zale\y mi na jakichś punktach. Jego pies odpowiada za wszystko, co się stało. Niech teraz przynajmniej pan Hardin pokryje koszty. Podnosząc ręce w górę na znak poddania się, Dee wzięła ze stołu notatnik i zaczęła pisać coś uwa\nie. Dobrze, ale zapiszę ci tu wskazówki, dotyczące specjalnego karmienia Księ\niczki podczas cią\y. Od kiedy tu przyjechała, prawie nic nie jadła, a właściwe od\ywianie jest w jej stanie niesłychanie istotne. Będzie tak\e potrzebowała ruchu. Spacery przynajmniej trzy razy dziennie... Hola, hola! przerwała Cassie. Nie zapominaj, \e spędzam w biurze dwanaście godzin dziennie. Jak to sobie wyobra\asz? śe wezmę urlop macierzyński, \eby opiekować się psem? Dee zawahała się: Mogłabyś zostawić Księ\niczkę tutaj, ale nie sądzę, \eby to było dobre wyjście. Zdarza się, \e psy na dłu\ej pozostawione w kojcu wpadają w depresję. Prawdopodobnie dlatego twoja suka straciła apetyt. Naprawdę uwa\am, \e będzie jej lepiej w domu. A kto niby ma się nią zaopiekować w ciągu dnia? zapytała Cassie. Mo\esz poprosić jej tresera powiedziała Dee po namyśle. Na pewno czuje się ju\ na tyle dobrze, \eby ci pomóc. Chocia\, z drugiej strony, nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, w jakim jest stanie. Wykluczone pokręciła głową Cassie. John zajmuje się jeszcze pięcioma innymi psami. W takiej sytuacji nie będzie mógł Księ\niczce poświęcić wiele czasu. W takim razie mo\e Louise? Cassie milczała przez chwilę. Louise zawsze była jej bardzo bliska. Mogłabym ją poprosić, \eby była w domu wtedy, kiedy jestem w pracy. Ale pod warunkiem, \e uznasz to za niezbędne. Nie wspominałabym o tym, gdyby było inaczej stwierdziła z przekonaniem Dee. Nie mo\emy sobie pozwolić na \adne ryzyko, jeśli chodzi o zdrowie Księ\niczki. Zwłaszcza \e mo\e jej być trudno urodzić szczenięta niewiadomego pochodzenia, Cassie skinęła głową na znak zgody. Zadzwonię do niej dziś wieczorem i ustalę szczegóły. Dobrze powiedziała Dee, podając Cassie kartkę z zaleceniami. Zadzwoń do mnie, jeśli Księ\niczka nadal nie będzie miała apetytu albo jeśli zauwa\ysz najmniejszą choćby zmianę w jej zachowaniu. Mo\e będę musiała zadzwonić z pogotowia, kiedy Nick otrzyma twój rachunek zauwa\yła pół\artem Cassie. Dee odpowiedziała śmiechem: No có\, nie wiadomo, co jeszcze się zdarzy, ale mo\na śmiało powiedzieć, \e przez najbli\szych parę miesięcy nie będzie wiało nudą w Biltmore Forest. Cassie zasępiła się nagle, zatęskniwszy do dni, kiedy nic się nie działo. Dni, kiedy nie wiedziała, \e jedno spojrzenie szczególnej pary oczu mo\e sprawić, \e krew szybciej krą\y w \yłach. Nocy, kiedy nie nawiedzały jej wizje wszelkich mo\liwych pozycji z Kamasutry z nią i tym odszczepieńcem w roli głównej. Dee skierowała się ju\ do wyjścia, kiedy zauwa\yła zasmucony wyraz na twarzy Cassie. Hej, głowa do góry, Cass. Dobrze się czujesz, prawda? Wszystko gra skłamała Cassie, zdejmując klatkę Księ\niczki ze stołu. Ale kiedy podą\ała za Dee do wyjścia, wcale nie była pewna, czy kiedykolwiek dojdzie do siebie po pocałunkach Nicka Hardina. Masz czas, Nick? Nick siedział rozparty w fotelu, z nogami na biurku, kiedy szef rozgłośni zajrzał do jego pokoju. Skinął głową i postawił stopy na podłodze, nie przestając myśleć o krótkiej, rzeczowej informacji, jaką doktor Dee Bishop przekazała mu przez telefon jakieś pół godziny temu. Przeglądałem scenariusz twojego jutrzejszego programu zagaił przybyły, przerywając rozmyślania Nicka. Tylko krótko, Bob westchnął zniecierpliwiony Nick. W czym problem? Mę\czyzna wyjął ołówek zza ucha swojej łysej głowy i zaczął pukać nim w zadrukowane kartki, które trzymał w ręce. Przyznaję, jestem trochę zaskoczony. Czym? Twoim programem z ostatnich dwóch tygodni, Nick. Gdzie się podziała pikanteria? Dowcip? W twoim monologu nie było \adnego z twoich popisowych numerów ani jednego \artu o prawnikach. Nick \achnął się, ale jak miał przyznać, \e od kiedy na jego drodze pojawiła się długonoga pani mecenas, \arty o tej profesji przestały go śmieszyć. Zmieniłem koncepcję, Bob. Moim słuchaczom na pewno przejadły się te ataki na prawników. Nadeszła pora, \eby coś zmienić. I myślisz, \e ta paplanina o Kongresie i o tym, \eby plotki traktować jak przestępstwo, jest zabawna? huczał Bob. Do diabła, czy masz zamiar zaatakować wszystkich na tej planecie? Nick nerwowo poruszył się w fotelu, a zaraz potem z wściekłością spojrzał na swojego przeło\onego. Zatem dogryzanie prawnikom jest w porządku, ale plotkarzy nale\y zostawić w spokoju, tak? Bob zarumienił się z emocji a\ po czubki uszu. Do cholery, chłopie! Pomyśl, kogo ty atakujesz! Ci wierni słuchacze to przewa\nie zwyczajni ludzie, co rano wychodzący z domu do pracy. To, czy mają dobry nastrój, albo i temat, do rozmowy, zale\y w du\ej mierze od ciebie. To dzięki twojemu dowcipowi jesteś tu, gdzie jesteś. Nie marnuj tego wszystkiego. A więc to tego nauczyli cię w Radio Broadcasting 10l, jak przypuszczam. Pochylając się nad biurkiem Nicka starszy mę\czyzna wycedził przez zęby: Posłuchaj mnie, Nicky. Nie wiem, co cię tak odmieniło w ciągu tych ostatnich paru tygodni, ale \yczę sobie, \eby ci przeszło i \ebyś znowu robił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|