[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szeroko rozstawionymi rÄ™kami i nogami, aby utrzymać równowag. Zatrzasnęła za sobÄ… drzwi i wcisnęła siÄ™ obok Eve, podczas gdy Jason siedziaÅ‚ po jej drugiej stronie, obok Shane'a. - Nie można byÅ‚o usiąść na zmianÄ™? ChÅ‚opak, dziewczyna, chÅ‚opak? - zaczÄ…Å‚ narzekać Shane, uruchamiajÄ…c silnik. - Cofnij siÄ™, dziwolÄ…gu. Te ostatnie sÅ‚owa byÅ‚y skierowane do Jasona, który najwyrazniej usiadÅ‚ za blisko Shane'a. Claire próbowaÅ‚a przesunąć siÄ™ bliżej drzwi pasażera, ale kabina nie byÅ‚a stworzona dla czterech osób, bez wzglÄ™du na to, jak szczupli by byli. A Shane nie należaÅ‚ do malutkich. - Po prostu jedz, cwaniaczku - warknÄ…Å‚ Jason. Shane wyglÄ…daÅ‚, jakby rozważaÅ‚, czy go nie walnąć. - No chyba że masz ochotÄ™ na dwa pieczone wampiry na dachu. - Cholera - rzuciÅ‚ Shane i spojrzaÅ‚ na kierownicÄ™ tak, jakby go osobiÅ›cie obraziÅ‚a. WrzuciÅ‚ bieg i ruszyÅ‚ przez trawÄ™. UderzyÅ‚ mocno w krawężnik, sprawiajÄ…c, że Claire wylÄ…dowaÅ‚a na desce rozdzielczej, z trudem siÄ™ podniosÅ‚a, podczas gdy ciężarówka turlaÅ‚a siÄ™ w przód i w tyÅ‚, odzyskaÅ‚a przyczepność i pognaÅ‚a w dół ulicy. - Gdzie ty, do cholery, jedziesz? - krzyknÄ…Å‚ Jason. 123 - Twoja siostra może mówić. Ty nie. - Gdzie ty, do cholery, jedziesz, Shane? - odezwaÅ‚a siÄ™ Eve. - Do biblioteki. ObiecaÅ‚em, że oddam ciężarówkÄ™. Claire zamrugaÅ‚a, patrzÄ…c na niego i Eve, po czym po¬ krÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. - Musi być zdesperowany. Shane jedzie do biblioteki. I mimo wszystko to byÅ‚o caÅ‚kiem zabawne. RozdziaÅ‚ 11 Biblioteka byÅ‚a jakiÅ› kwartaÅ‚ dalej, po lewej. MinÄ™li wiele pustych budynków z powybijanymi oknami. Zniszczenia, które zdawaÅ‚y siÄ™ nastÄ…pić po okresie dobrobytu. Ale nie wyglÄ…daÅ‚y na niedawne. Wszystkie okna biblioteki byÅ‚y caÅ‚e, a wejÅ›cia pilnowali ludzie - pierwsi żywi ludzie, jakich Claire widziaÅ‚a w Blacke. DoliczyÅ‚a siÄ™ czterech, uzbrojonych w strzelby i kusze. - Mój typ biblioteki - stwierdziÅ‚ Shane. - Z tÄ… caÅ‚Ä… broniÄ… i wszystkim. SzukaÅ‚em ciężarówki i oni mi jÄ… udostÄ™pnili, ale tylko pod warunkiem, że jÄ… odprowadzÄ™. To wyglÄ…da na przyjemne miejsce. A przynajmniej dowiemy siÄ™, co tu siÄ™ dzieje. I może zÅ‚apiemy autobus albo coÅ›. Strażnicy przed bibliotekÄ… najwyrazniej byli czujni. Mężczyzni ze strzelbami trzymali nadjeżdżajÄ…cÄ… ciężarówkÄ™ na muszce i wyglÄ…daÅ‚o na to, że nie zawahaliby siÄ™ strzelić. Claire chrzÄ…knęła. - Hm... Shane? - WidzÄ™. - ZwolniÅ‚ prawie do zera. - Hm, podejrzewam, że zdanie: Cześć, jesteÅ›my miÅ‚ymi nieznajomymi z grupÄ… wampirów w waszej ciężarówce dostawczej" raczej im siÄ™ nie spodoba. WrzuciÅ‚ wsteczny. - To chyba jednak nie byÅ‚ taki dobry pomysÅ‚, jak sÄ…dziÅ‚em. - Może powinniÅ›my... Cokolwiek chciaÅ‚a zaproponować Eve, okazaÅ‚o siÄ™ nieistotne, bo dwa radiowozy z kolejnymi uzbrojonymi ludzmi wyjechaÅ‚y z rykiem z bocznych uliczek obok biblioteki i zablokowaÅ‚y Shane'owi drogÄ™. Shane zahamowaÅ‚. KtoÅ› otworzyÅ‚ drzwi od strony Claire i wielki facet ze strzelbÄ… spojrzaÅ‚ na niÄ…, zÅ‚apaÅ‚ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ na gorÄ…cy chodnik. PrzycisnÄ…Å‚ jej na moment palce do szyi, po czym krzyknÄ…Å‚: - %7Å‚ywa! - Ta też! - odkrzyknÄ…Å‚ jego kumpel, który wyciÄ…gnÄ…Å‚ z szoferki rzucajÄ…cÄ… siÄ™ i krzyczÄ…cÄ… Eve. - Uważaj, dziewczyno! - Sam sobie uważaj, zboczeÅ„cu! Gdzie z Å‚apami! - Hej, zostaw jÄ…! - To Jason wygrzebaÅ‚ siÄ™ z szoferki za 124 Eve i wyglÄ…daÅ‚ na takiego samego rozgorÄ…czkowanego maÅ‚ego maniaka, jakim Claire zapamiÄ™taÅ‚a go z ich pierwszego spotkania. Może byÅ‚ trochÄ™ czystszy. Może... Najwyrazniej zdaniem uzbrojonego strażnika ruszaÅ‚ siÄ™ za szybko, bo dostaÅ‚ kolbÄ… w żoÅ‚Ä…dek i padÅ‚ na ulicÄ™. Eve wykrzyczaÅ‚a jego imiÄ™, po czym ktoÅ› jÄ… podniósÅ‚ i dosÅ‚ownie zaniósÅ‚ z Claire do biblioteki. - Nie! - krzyknęła Claire i spojrzaÅ‚a w stronÄ™ ciężarów¬ ki. Shane'a wÅ‚aÅ›nie wyciÄ…gano zza kierownicy, a Jasona stawiano na nogach. Nie wyglÄ…daÅ‚o to dobrze. I gdzie u licha byÅ‚ Oliver i Morley? Nie byÅ‚o ich już na dachu ciężarówki. Oliver zeskoczyÅ‚ z dachu biblioteki i kopnÄ…Å‚ faceta trzymajÄ…cego Claire. ZepchnÄ…Å‚ jÄ… z drogi, podczas gdy facet trzymajÄ…cy Eve wycelowaÅ‚ kuszÄ™ i wystrzeliÅ‚. Oliver zÅ‚apaÅ‚ beÅ‚t w powietrzu i zÅ‚amaÅ‚ grube drzewce w palcach. UÅ›miechaÅ‚ siÄ™ szeroko. - Puść dziewczynÄ™ - zażądaÅ‚. - GraÅ‚em już w tÄ™ grÄ™ z wieloma lepszymi od ciebie. I wszyscy zginÄ™li, przyjacielu. ZaróżowiÅ‚ siÄ™ od sÅ‚oÅ„ca, ale nie pÅ‚onÄ…Å‚. Jeszcze nie. Może czuÅ‚ siÄ™ nieprzyjemnie. Strażnik rozejrzaÅ‚ siÄ™ wokół, szukajÄ…c wsparcia, i odnalazÅ‚ je w postaci biegnÄ…cych mu na pomoc dwóch innych mężczyzn w kowbojskich kapeluszach. Ze strzelbami. Claire rzuciÅ‚a siÄ™ do przodu, rozkÅ‚adajÄ…c ramiona. Eve wydaÅ‚a ostrzegawczy okrzyk, ale Claire stanęła przed Oliverem, gdy mężczyzni unieÅ›li broÅ„. - Poczekajcie! - krzyknęła. - Poczekajcie moment! On jest z nami! Strzelby skierowaÅ‚y siÄ™ na Claire. O kurczÄ™. - Prowadzasz siÄ™ z krwiopijcami? - zapytaÅ‚ jeden stanowczym, groznym tonem. - Taka maÅ‚a dziewczynka jak ty? - On nie jest taki, jak... jak te stwory w sÄ…dzie. - UniosÅ‚a rÄ™ce w poddaÅ„czym geÅ›cie i zbliżyÅ‚a siÄ™ do nich o krok. - Nie powinno nas tu być. Chcemy tylko stÄ…d odjechać, dobrze? Wszyscy. Chcemy opuÅ›cić miasto. - No, ale nie opuÅ›cicie - oznajmiÅ‚ facet trzymajÄ…cy Eve. - Ani ty, ani twoi zÄ™baci przyjaciele. Nie pozwolimy, aby to coÅ› siÄ™ rozniosÅ‚o. Blacke przechodzi kwarantannÄ™. OtworzyÅ‚y siÄ™ ciężkie drzwi biblioteki i wyszÅ‚a niska, siwowÅ‚osa kobieta. Nie wyglÄ…daÅ‚a na przywódcÄ™ - Claire nie zwróciÅ‚aby na niÄ… uwagi w tÅ‚umie - ale wszyscy natychmiast spojrzeli w jej stronÄ™, a Claire poczuÅ‚a, jak centrum uwagi przenosi siÄ™ w jej stronÄ™. - Charley? - zapytaÅ‚a kobieta. - Czy ty celujesz z broni do tej Å›licznej dziewczynki? SÅ‚yszaÅ‚am, że jest żywa. - Jest z nimi! - Charley, nie ma współpracowników. Wiesz o tym. Albo jest zarażona, albo nie. Nie ma nic pomiÄ™dzy. Tak wiÄ™c opuść broÅ„, proszÄ™. - MiÅ‚y gÅ‚os kobiety zyskaÅ‚ stalowy 125 ton. - Opuść jÄ…, natychmiast. - Ten za niÄ… jest zarażony! - odezwaÅ‚ siÄ™ Charley. To pewne. - Tak naprawdÄ™ - odpowiedziaÅ‚ Oliver - w sensie, o który ci chodzi, nie jestem zarażony. Nie w ten sposób, w jaki myÅ›lisz. Starsza kobieta natychmiast zsunęła z ramienia pasek, zaÅ‚adowaÅ‚a beÅ‚tem kuszÄ™ i strzeliÅ‚a wprost w pierÅ› Olivera. PrzewróciÅ‚ siÄ™ i padÅ‚ z gÅ‚uchym odgÅ‚osem na ziemiÄ™. Claire krzyknęła i do niego podbiegÅ‚a. Ale kiedy siÄ™gnęła, by wyciÄ…gnąć mu z piersi beÅ‚t, kobieta zÅ‚apaÅ‚a jÄ… za ramiÄ™ i szarpiÄ…cÄ… siÄ™ odciÄ…gnęła. Pchnęła jÄ… w stronÄ™ jednego ze strażników, który mocno jÄ… przytrzymaÅ‚. - Wiecie, co robić - zwróciÅ‚a siÄ™ do innego, skinÄ…wszy gÅ‚owÄ… w stronÄ™ Oliyera. - Wprowadzcie dzieci do Å›rodka. Nie chcÄ™, żeby to widziaÅ‚y. - Nie, nie rozumiesz! - krzyknęła Claire. - Nie możesz... - Rozumiem, że jest wampirem i że z jakiÅ› dziwnych powodów chcesz go chronić - odpowiedziaÅ‚a kobieta. - A teraz bÄ…dz cicho. Tu jesteÅ› bezpieczna. Claire pomyÅ›laÅ‚a o wszystkich wampirach zamkniÄ™tych z tyÅ‚u ciężarówki. Michael. Nie mogÅ‚a im o tym powiedzieć. JeÅ›li zamierzali tak po prostu zabić Oliyera, wolaÅ‚a sobie nie wyobrażać, co postanowiliby zrobić z uwiÄ™zionymi w ciężarówce wampirami. To byÅ‚oby zbyt proste. SÅ‚oÅ„ce chyliÅ‚o siÄ™ ku horyzontowi. Może, jeÅ›li schowa siÄ™ za budynki i bÄ™dzie dość cienia, wampiry zdoÅ‚ajÄ… wydostać siÄ™ z ciężarówki i uciec. Kobieta przyjrzaÅ‚a jej siÄ™ uważnie. - Zdajesz siÄ™ nad czymÅ› mocno zastanawiać - zauważyÅ‚a. - Nad czym? - Niczym. - Aha. Jak siÄ™ nazywasz? - A kiedy Claire nie odpowiedziaÅ‚a, kobieta westchnęła. - No dobrze, jestem pani Grant.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|