[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się i przez ramię spojrzał na Arthura.
- Ale co z Billi? Czy ją też gotów jesteś poświęcić? - Spojrzał na
dziewczynę, jego oczy błyszczały dziką żądzą. - Poświęcisz swe ukochane
dziecko?
Podniósł miecz.
Billi starała się wyrwać ramię, ale nie była w stanie wyzwolić się z
żelaznego uchwytu ghuli. Patrzyła to na swą rękę, to na ostrze. Przetnie jej
mięśnie i kość, jak brzytwa chusteczkę. Doskonale wiedziała, jakie jest ostre,
sama o to zadbała.
- No i co, Arthurze?
Billi zamarła. Walczyła o kontrolę nad oddechem i zwinęła lewą dłoń w
pięść. Pot płynął jej po plecach, a ramię drżało. Michael zabił jej matkę, a
teraz zabije i ją.
 Templariusz nie drży .
Nie mogła się powstrzymać. Nie była templariuszką, tylko przerażoną i
słabą piętnastolatką. Nie potrafi być twarda, jak chciał tego ojciec. Zagryzła
wargi, spojrzała na Arthura i już wszystko wiedziała. Jego wzrok był zimny i
pusty. To łatwy wybór - ratować Billi czy miliony niewinnych dzieci. Arthur
odwrócił się od niej. Nie zamierzał jej ocalić.
Kay zajęczał w desperacji, ale nie był w stanie nic zrobić: leżał płasko na
ziemi, a jeden z ghuli trzymał stopę na jego głowie.
Michael westchnął z udawanym smutkiem.
- Widzisz, Billi. Przecież ci mówiłem. W ogóle o ciebie nie
dba. Masz prawo go nienawidzić. - Westchnął raz jeszcze. -
Ostatnia szansa, Arthurze. Powiesz mi, gdzie jest Lustro, albo
twoja córka straci rękę.
Jedynym słyszalnym dzwiękiem w ciszy, która zapadła, było dyszenie
Billi. Michael spojrzał na nią.
- Niech się stanie.
 O Boże .
Ostrze dotknęło nadgarstka i Billi krzyknęła. Szarpnęła ręką i upadła,
gramoląc się na kolana. Spojrzała i zobaczyła... swoją nienaruszoną dłoń. Na
nadgarstku było tylko lekkie nacięcie. Zmusiła palce, żeby się zgięły. Zrobiły
to. Otwierała i zaciskała rękę. Wszystko było w porządku. Ojciec
odszyfrował blef Michaela. Azy płynęły jej po policzkach. Dzięki Bogu.
Michael roześmiał się i podszedł do Arthura.
- To właśnie w tobie uwielbiam. Jesteś zimnym draniem. Takim jak ja. -
Podał miecz jednemu z ghuli, wielkiemu blondynowi. - Wez to, Ryan.
Zacisnął i rozluznił dłoń.
- Jest jeden pewny sposób, aby wydobyć z ciebie prawdę.
Położył rękę na ramieniu Arthura i zmusił go, żeby ukląkł.
Wziął jego twarz w ręce. Arthur wykrzywił się, ale nie mógł się wyzwolić
z uścisku Upadłego Anioła.
- Otwórz swoje myśli! - Palce Michaela gładziły policzki Arthura. -
Będziesz walczył, tego się spodziewam. Prawdę mówiąc, nie jestem tak
delikatny jak twoja Wyrocznia. Nie potrafię subtelnie się wślizgnąć i bez
bólu wycofać.  Jego paznokcie wbiły się w policzki Arthura i na skórze
pojawiło się kilka kropel krwi. - Spustoszę twój umysł. Rozerwę go na
strzępy, a kiedy skończę, będę wiedział, gdzie jest Lustro, a ty staniesz się
żałosnym warzywem. - Spojrzał na Billi. - Być może to polepszy twoje relacje
z córką. Bóg jeden wie. Przecież gorzej już być nie może.
Patrzyli na siebie. Rozpalone oczy Michaela, chłodne i jasne Arthura.
Ojciec jęknął słabo, a po chwili całkowicie zesztywniał. Zmiana w jego
wyglądzie była natychmiastowa: jego powieki w połowie opadły, a z
błękitnych oczu biła wielka koncentracja. Na czole pojawiły się krople potu,
jego oddech stał się bardzo wolny, jakby wpadł w trans.
Michael coraz mocniej wbijał palce w twarz Arthura.
- Otwórz się - szeptał.
Nawet Billi, która nie posiadała żadnych paranormalnych zdolności,
poczuła drżenie energii pomiędzy Upadłym Aniołem a mistrzem
templariuszy, toczącymi w bezruchu swoją bitwę. Drżące fale uczuć
obmywały ją, obmywały wszystkich, w czasie kiedy te dwa umysły walczyły
o dominację. Oddech Arthura przeciskał się z sykiem przez zaciśnięte zęby.
Siły paranormalne eksplodowały w niej jak supernowa. Billi krzyknęła,
kiedy ich fala wdarła się do jej umysłu. Zmysły, paląc się, krzyczały,
pozostało jedynie kryształowo czyste i przerażające wspomnienie.
W nocy wiatr na pustyni jest lodowaty, ale on delektuje się jego silnymi
powiewami, które czuje na skórze. Wyciąga długie, mocne ramiona,
wpatrując się w swój cień na piasku, widoczny w świetle księżyca. Nie
odznacza się pychą, ale wie, że jest piękny. Cóż to za wspaniałe uczucie, mieć
ciało śmiertelnika! Ludzkość naprawdę jest błogosławiona, obdarzona takim
darem!
Czeka na dachu ponad miastem. Jakiś człowiek powoli zmierza ku niemu
ścieżką dla kóz.
To prorok. Mojżesz.
U ich stóp miasto śpi spokojnie. Pojedyncze światła jaśnieją pomiędzy
murami pałacowymi. To wojskowe patrole oświetlają sobie drogę. Miasto
nękają znaki i złe wróżby.
Mieszkańcy sądzą, że najgorsze już minęło. Jakże się mylą.
Prorok zatrzymuje się w odległości kilku kroków. Ubrany w prostą ciepłą
szatę, w ręku ma wysoką laskę z drzewa cedrowego. Kiedyś nosił delikatne
białe stroje i złote berło, podobnie jak jego brat - faraon.
- Czy stało się? - pyta prorok. - Czy... umarli?
Michael wpatruje się w towarzysza. To głupie pytanie i trzeba je
przemilczeć. Widzi, że Mojżesz drży, choć stara się tego nie okazać.
P o w i n i e n się bać, myśli archanioł. Mojżesz jest przecież tylko
człowiekiem, podczas kiedy on jest... Michaelem.
- Tak. Nie żyją. Wszystkie pierworodne dzieci, w każdej egipskiej
rodzinie.
- A co z moimi ludzmi?
- Zrobili tak, jak im powiedziałeś, oznaczyli swe drzwi krwią baranka. -
Michael wskazuje na niebo. - Ich ominąłem.
Prorok chowa twarz w dłoniach. To, co się stało, ciąży mu na duszy
bardziej, niż się spodziewał.
- A teraz? - pyta.
Michael krzyżuje ręce i spogląda na światła w domach.
- Teraz wiedzą, że należy się bać Boga Izraela.
Anioł Zmierci się uśmiecha.
Słychać pianie koguta obwieszczające wschód słońca.
Z miasta zaczynają dochodzić przerazliwe wrzaski.
Krzyki stawał się coraz głośniejsze i Billi odwróciła głowę, aby
zlokalizować ich zródło. Zobaczyła Michaela, który zaniepokojony głosami,
potykając się, odszedł od Arthura. Kay nadal leżał przygwożdżony do ziemi,
ale nawet ghule były otumanione siłą psychicznej napaści. Klęczała,
ogłuszona nadnaturalnymi mocami, a w jej głowie łomotał najstraszliwszy
ból, jaki kiedykolwiek czuła. Jakby ktoś wbijał jej gwozdzie w oczy, a każde
uderzenie powodowało straszliwe cierpienie. I krzyk...
Z mgły patrzyły na nią płonące białe oczy, być może należące do jakiegoś
demona przebudzonego przez koszmarne wspomnienie Michaela. To on
krzyczał. Inni rozglądali się, zaskoczeni siłą ataku. Płonące oczy robiły się
coraz większe i jaśniejsze, a krzyk wznosił się do poziomu hałasu
rozrywającego uszy.
Nagle z mgły wyjechała furgonetka. Zwiatła reflektorów oślepiły Billi.
Klakson wył, a auto jechało wprost na nich.
Billi skoczyła na równe nogi. Musi zabrać ojca!
- Kay! - wrzasnęła, z trudem przekrzykując klakson. Chłopak wykorzystał
zamęt wywołany przez nadjeżdżający samo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl