[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uparli się, żeby pojechała z nimi w odwiedziny do ciotki z Connecticut. Wyjechali w niedzielę rano, a wrócili bardzo póznym wieczorem. - Jess, czy wszystko... w porządku? - zapytała Eve. - Przyznaj, brakowało ci mnie zeszłej nocy. Jess uśmiechnęła się blado. - Zgadza się. Zaczęłam się już przyzwyczajać, że mam współlokatorkę. - Wiem, ale mama marudziła, że czasem mogłabym sypiać we własnym domu - powiedziała Eve. -To jak, w porządku? - Znowu śnił mi się koszmar - przyznała Jess. -To było straszne, Eve. Cienie wciskały się do moich ust, uszu, nosa. Miałam wrażenie, jakbym się dusiła. A kiedy były już w środku, zaczęły odrywać moją duszę. Nie mam pojęcia, skąd to wiedziałam, po prostu wiedziałam. A potem zobaczyłam demona. Przyciskał usta do moich i wysysał moją duszę. Byłam martwa. Wiem, że byłam martwa. Moje ciało było po prostu pustą łupiną. A mnie... mnie już nie było. - Chodz, usiądziemy. Mamy czas. - Eve pociągnęła Jess do jednej z kamiennych ławek przy chodniku prowadzącym do bocznego wejścia. Szybko pożałowała, 88 że nie usiadła na segregatorze. Aawka była lodowata i czuła zimno rozpełzające się po jej ciele. -Okej, wracam do twojego pokoju. Albo ty będziesz spała u mnie. Nie pozbędziesz się mnie, dopóki to wszystko się nie skończy. - Dzięki - powiedziała Jess. - Nie chcę podziękowań. Chcę się dowiedzieć, jak to powstrzymać. - Eve zauważyła przecinającego trawnik Luke'a. - Luke! - zawołała. Skręcił do nich. - Co tam? - zagadnął. - Jak ci idzie czytanie? - spytała Eve. W sobotę przysłał jej mejla, że cały czas pracuje nad przekładem, ale nadal nie trafił na nic, co by się mogło im przydać. - Skończyłem wczoraj tę książkę o Gandhim, o której ci mówiłem. Ale zapomniałem ją zabrać. Wpadniesz po nią? Też powinnaś ją przeczytać - odparł Luke. - Tak, wiem, i tak, wpadnę po nią. Ale nie o to mi chodziło. Pytałam o to, czy przetłumaczyłeś coś jeszcze z tych książek z kościoła? - Trochę. - Luke wcisnął ręce do kieszeni. - Aacina nie jest taka łatwa. A do tego autor się powtarza. -Spojrzał na Jess. - Hej, dobrze się czujesz? - Znowu miała koszmary - wyjaśniła Eve. Jess zadrżała, a Eve jakoś nie sądziła, żeby to było z powodu zimnej ławki. - Jak myślicie, za ile zwariuję? - zapytała Jess słabym, beznamiętnym głosem. - Wiem, że robię się coraz słabsza. Kiedy zamieszkam razem z Rose, Megan i matką Shanny? O i Belindą! Nie mówiłam wam jeszcze. Dowiedziałam się wczoraj, że jest w Ridge-wood. To dlatego nie było jej na imprezie. Eve skrzywiła się, kiedy przed oczami stanęła jej Belinda, wpatrująca się tępo w automat z mrożonym jogurtem. - Nie zwariujesz - obiecała przyjaciółce. - Będę przy tobie każdej nocy. Obudzę cię, kiedy tylko zauważę, że śni ci się koszmar. Jess skinęła głową, ale nie wydawała się przekonana. - Przyjdz z Eve po książkę - powiedział Luke. -Naradzimy się, co robić. - Wiem jedno: nie chcę być sama. - Jess nerwowo wykręcała sobie palce. - Nie będziesz. - Eve posłała Luke'owi zaniepokojone spojrzenie. - Jedno z nas zawsze będzie przy tobie - dodał Luke. Zadzwonił pierwszy dzwonek. Cała trójka wstała i ruszyła do szkoły. - Hej, stary, niezła robota! - zawołał zza ich pleców Kyle. - Co? - zapytał Luke. - Mówię o Bet. Nie słyszałeś? - Kyle zrównał z nimi. - Czego? - spytał Luke. Eve ścisnęło się gardło. Nagle ciężko jej było oddychać. - Wczoraj trafiła do Ridgewood. - Kyle poklepał Luke'a po ramieniu. - Ciekawe, co takiego zrobiłeś jej w tym domku przy basenie. Ja nigdy nie doprowadziłem żadnej dziewczyny do obłędu. - %7łartujesz sobie z tego? ! - wykrzyknęła Eve. - To dla ciebie zabawne, że dziewczyna jest w psychiatry-ku? To ty powinieneś być w Ridgewood, Kyle, nie Bet! Kyle uniósł dłonie. 89 - Przepraszam. - Sprawiał wrażenie, jakby zrobiło mu się głupio. - Czasami mam wisielcze poczucie humoru. - Wiesz, co się stało? - zapytała Jess. Eve przygryzła wargę, widząc przestraszoną twarz przyjaciółki. Jess nie pytała tylko o Bet. Chciała wiedzieć, co stanie się z nią samą. - Powiedziałem wam wszystko, co wiem - odparł Kyle, nadal skrępowany. Przyspieszył kroku, oddalając się od nich. - W piątek, przed imprezą, nazwałam ją wariatką. - Eve poczuła ukłucie winy. Zważywszy na to, co działo się w Deepdene, nie powinna szafować tego typu słowami. - Tylko żartowałaś - pocieszyła ją Jess. - Matko - westchnął Luke. - Dzwoniła do mnie w sobotę rano. Chciała się umówić do kina. Powiedziałem, że nie mogę. I dałem jej do zrozumienia, że nie chodzimy ze sobą. - Musiało nią to niezle wstrząsnąć po waszej gorącej randce w domku przy basenie. - Eve natychmiast pożałowała tych słów. Luke wydawał się oburzony i już chciał coś powiedzieć, ale Eve była szybsza. - Nie, nic nie mów. Nie musimy znać szczegółów. Na pewno to, co stało się z Bet, nie ma nic wspólnego z tobą. Jesteś fajny i w ogóle, ale utrata ciebie to za mało, żeby trafić do psychiatryka. To sprawka demonów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|