[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siły. - Niech ich szlag trafi!
- Nie całkiem - odparł Cheo. - Frania transportowała McKie'ego i jego kumpli. A to
dowodzi, że nie mamy monopolu.
- Dokładnie to samo już mówiłam.
- Daje nam to idealną taktykę do gry na zwłokę. Twierdzimy, że Frania wysłała gdzieś
tę głowę, a my nie wiemy gdzie. Kazałem jej, oczywiście, odmówić wykonania tego żądania.
- Czy to... - przełknęła głośno ślinę - to im powiedziałeś?
- Oczywiście.
- Ale jeżeli przesłuchają Kalebana...
- No to może zrozumieją, co do nich mówi, a równie dobrze może nie.
- Sprytny jesteś, Cheo.
- Czy to nie dlatego mnie tu trzymasz? - Trzymam cię tu dla własnych, bardzo
tajemnych potrzeb - uśmiechnęła się do niego.
- Na to liczę.
- Wiesz - powiedziała - będzie mi ich brakować.
- Kogo?
- Tych, którzy nas ścigają.
Być może najbardziej podstawowym wymogiem od agenta BuSabu jest, by popełnia}
jedynie dobre biedy.
Uwaga McKie'ego na temat Furunea Prywatne akta BuSabu
Bildoon stał w drzwiach prywatnego laboratorium Tuluka, plecami do długiego
głównego pomieszczenia, w którym pracowali asystenci Wreava. Głęboko osadzone,
wielokomórkowe oczy szefa BuSabu rozpalone były ogniem nie całkiem pasującym do
wymuszonego spokoju malującego się na jego tak bardzo ludzkiej twarzy.
Czuł się zmęczony i smutny. Wydawało mu się, że jest zmuszony do życia w ciemnej,
ciasnej jamie, jamie do której nigdy nie zaglądają słońce i gwiazdy. Tym, których kochał i
tym, którzy go kochali groziła śmierć. Skończy się całe inteligentne życie we wszechświecie.
Wszechświat stanie się miejscem pustym i melancholicznym.
Jego humanoidalne ciało przepełnia! wielki żal: śniegi, liście, słońca - wiecznie
samotne.
Czuł potrzebę działania, podejmowania decyzji, ale obawiał się konsekwencji
jakiegokolwiek czynu. Czego by nie dotknął może obrócić się w ruinę, przelecieć mu pyłem
przez palce.
Tuluk pracował za stołem koło przeciwległej ściany. Odcinek byczej skóry z bicza
rozciągał się przed nim między dwoma imadłami. Równolegle do skóry i jakiś milimetr pod
nią, spoczywał bez żadnej widocznej podpory cienki pręt metalowy. Pomiędzy prętem i skórą,
na całej ich długości, tańczyły maleńkie iskry, jak miniaturowe błyskawice. Tuluk pochylał się
nad stołem, studiując tarcze umieszczonych obok instrumentów.
- Nie przeszkadzam ci? - spytał Bildoon.
Tuluk obrócił pokrętłem jednego z instrumentów na stole, odczekał chwilę, pokręcił
powtórnie. Zgrabnie pochwycił metalowy pręt nagle zwolniony przez niewidzialne pole
siłowe. Odłożył pręt na wieszak umieszczony na ścianie za stołem.
- To niezbyt mądre pytanie - powiedział, odwracając się w kierunku przybysza.
- W sumie tak - powiedział Bildoon - Mamy nowy problem.
- Gdyby nie wasze problemy to nie byłoby tu dla mnie pracy - odpowiedział Tuluk.
- Boję się, że nie dostaniemy głowy Furunea.
- Tyle już czasu upłynęło od jego śmierci, że i tak niewiele byśmy z niej mieli - Tuluk
zmarszczył otwór pokrywy twarzowej na kształt litery  S . Wiedział, że ten wyraz twarzy
wydaje się innym rozumnym śmieszny, ale u Wreavów był on przejawem głębokiego
zamyślenia.
- Czy astronomowie już coś wiedzą na temat układu gwiazd, które McKie widział na
tej tajemniczej planecie? - spytał.
- Myślą, że musiał być jakiś błąd w odbiorze obrazu pamięciowego od McKie'ego.
- Czemu?
- Po pierwsze nie ma żadnej, ale to absolutnie żadnej gradacji w jasności gwiazd.
- Wszystkie widoczne gwiazdy świecą z taką samą intensywnością?
- Na to wygląda.
- Dziwne.
- A układ gwiazd najpodobniejszy do tego układu już nie istnieje.
- O czym ty mówisz?
- No... jest Wielka Niedzwiedzica, Mała Niedzwiedzica, różne inne konstelacje i grupy
zodiaku, ale... - wzruszył ramionami.
Tuluk przypatrywał mu się w zdumieniu.
- Nie wiem, o czym mówisz - powiedział w końcu.
- Och, tak. Zupełnie zapomniałem - powiedział Bildoon. - My, Pan Spechi, kiedy
zdecydowaliśmy się na przyjęcie ludzkiej budowy ciała, przestudiowaliśmy dość dokładnie
ich historię. Te grupy gwiazd to prehistoryczne konstelacje z planety, z której oni pochodzą.
- Rozumiem. Dziwne. Aleja też coś dziwnego odkryłem w materiale, z którego
zrobiony jest bicz.
- Co takiego?
- To niesłychane, ale fragmenty tej skóry wykazują strukturę podatomową o
niezwykłym ukierunkowaniu.
- Niezwykłym? To znaczy jakim?
- Liniowym. Idealnie liniowym. Nie widziałem jeszcze nigdy czegoś podobnego, poza
niektórymi fenomenami płynnych energii. Tak jakby ta skóra została poddana jakiejś
niezwykłe sile, czy naciskowi. W rezultacie powstało coś podobnego do efektu neomasteru w
kwantach światła.
- Ale czy to by nie wymagało gigantycznych energii?
- Prawdopodobnie.
- Więc co mogłoby to spowodować?
- Nie wiem. Natomiast interesujące jest to, że ta zmiana nie wydaje się być trwała.
Struktura materiału wykazuje podobną charakterystykę jak pamięć plastyczna. Powoli wraca
do w miarę normalnej formy.
W glosie Tuluka Bildoon usłyszał nacisk, zdradzający zaniepokojenie.
- W miarę normalnej? - zapytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl