[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie prędko zapomni o krzywdzącym podejrzeniu u boku młodej, przystojnej panny. Proszę, sir Henry, niech pan do niej napisze i zapewni, że jest wolna od jakichkolwiek podejrzeń. Musiała bardzo przeżyć śmierć swego pana, a teraz pewnie zamartwia się, że jest podejrzana o zabicie go... To straszne! Nie mogę o tym spokojnie myśleć! Napiszę, przyrzekam pani rzekł z powagą sir Henry. Potem spojrzał na pannę Marple z zadziwieniem. Wie pani, zastanawiam się, czy kiedykolwiek uda mi się od- gadnąć tok pani rozumowania. Rozwiązuje pani wszystkie sprawy w sposób, który mnie zawsze zaskakuje. 99 Obawiam się, że niewiele potrafię odparła panna Marple skromnie. Prawie nie ruszam się z St. Mary Mead. A jednak wyjaśniła pani zbrodnię na skalę międzynarodową niemal stwier- dził sir Henry. Bo przecież to pani rozwiązała zagadkę śmierci Rosena, nie da się za- przeczyć. Panna Marple zarumieniła się z lekka, po czym dodała wyjaśniająco. Wydaje mi się, że jak na tamte czasy otrzymałam nie najgorsze wykształcenie. Obie z siostrą miałyśmy niemiecką guwernantkę. Była bardzo sentymentalna. To ona nauczyła nas języka kwiatów, a sztuka ta, choć tak wdzięczna, jest dziś zupełnie zapo- mniana. Na przykład żółty tulipan oznacza nieodwzajemnioną miłość, a chiński aster zazdrość pożerającą serce. Ten list do Rosena podpisany był Georgine, a o ile dobrze pa- miętam, jest to dalia po niemiecku. I to właśnie naprowadziło mnie na właściwy trop. Chciałabym przypomnieć sobie, co dalia oznacza w języku kwiatów, ale cóż, uciekło mi to z pamięci. Zawodzi mnie ona coraz częściej, niestety... W każdym razie nie znaczy śmierć . Na pewno nie. To straszne, co spotkało doktora Rosena. Na świecie dzieje się tyle okropności... Taak... potwierdziła wzdychając pani Bantry. Całe szczęście, że istnieją choć kwiaty i przyjaciele. Zwróćcie państwo uwagę, że wymienieni zostaliśmy jako ostatni zażartował dr Lloyd. A mnie ktoś co wieczór przysyła szkarłatne orchidee do teatru... z rozmarze- niem w głosie powie działa Jane Helier. To oznacza: dopraszam się o pani względy szybko wyjaśniła panna Marple. Sir Henry zaczął dziwnie kaszleć i ukrył twarz odwracając głowę. Już wiem! wykrzyknęła z nagła panna Marple. Dalie tłumaczyłyśmy zdrada i oszustwo. Zdumiewające! Po prostu zdumiewające orzekł sir Henry, po czym głęboko westchnął. X Tragedia w Boże Narodzenie Składam protest powiedział sir Henry i powiódł wzrokiem po zebranych mrugając z lekka oczami. Pułkownik Bantry siedział wygodnie rozparty w fotelu przy kominku, z wyciągnię- tymi nogami i z zasępioną miną oficera, który dostrzegł niedbalstwo w kroku defila- dowym swych żołnierzy. Pani Bantry ukradkiem przeglądała katalog sadzonek, który nadszedł popołudniową pocztą, dr Lloyd z niekłamaną admiracją wpatrywał się w Jane Helier, a urocza aktorka pochłonięta była oglądaniem swych paznokci pociągniętych różowym lakierem. Jedynie starsza pani, panna Marple, wyprostowana jak struna na krześle, spojrzała z uwagą na komisarza swymi bladoniebieskimi oczami i odpowie- działa na jego żartobliwe oświadczenie. Protest? Tak i to najzupełniej słuszny. Protestuję w imieniu przedstawicieli mojej płci. Wysłuchaliśmy dziś wieczorem trzech historii i zostały one opowiedziane przez męż- czyzn! Oskarżam więc panie, że nie wywiązują się ze wspólnego zadania, bo żadna z nich dotychczas nie wzięła czynnego udziału... Oh, jak może pan tak mówić przerwała z oburzeniem w głosie pani Bantry. Przecież słuchałyśmy z największą uwagą i za każdym razem wypowiadałyśmy swoje zdanie. A poza tym jesteśmy kobietami, więc oddałyśmy pierwszeństwo płci mę- skiej i z własnej woli usunęłyśmy się na drugi plan. Zwietny wybieg, ale tym razem na nic się nie zda odparował sir Henry. Przecież w Baśniach z tysiąca i jednej nocy kobieta właśnie bawi wszystkich swym opowiadaniem! Zaczynaj więc, Szeherezado. To znaczy ja? zdumiała się pani Bantry. Ależ ja nie znam żadnych zagadek ani tajemniczych spraw kryminalnych. Nie upieraj się bynajmniej przy sprawie kryminalnej! nie dawał się zbić z tropu komisarz. Jestem jednak pewien, że każda z pań ma w zanadrzu jakąś małą 101 tajemnicę. Panno Marple, śmiało! %7łycie w St. Mary Mead z pewnością dostarczy jakiejś zagadki może niewinnie posądzona służąca lub tajemnicze wydarzenia na zebra- niach towarzystwa opieki nad matkami... Starsza pani potrząsnęła z powątpiewaniem głową. Nie sądzę, by takie sprawy mogły pana zainteresować, sir Henry. Pewnie, że zda- rzają się często zagadkowe wypadki, jak z paczkowanymi krewetkami na przykład, które zniknęły w niepojęty sposób, ale zostało to prędko wyjaśnione. Tajemnicze ich zniknięcie okazało się tak pospolite, że na pewno nie zainteresowałoby nikogo w takim stopniu, jak poprzednie historie, choć i ten wypadek rzucił pewne światło na ludzką na- turę. Oh, nauczyłem się od pani, jak bardzo należy ją kochać... z ponurą kpiną rzu- cił komisarz. A może pani coś opowie, panno Helier zwrócił się pułkownik Bantry do mło- dej aktorki. Z pewnością miała pani sporo interesujących doświadczeń. Na pewno z przekonaniem dodał dr Lloyd. Ja?? zdziwiła się Jane. To znaczy... ja miałabym opowiedzieć o czymś, co mi się przydarzyło? Lub komuś z pani przyjaciół poddał komisarz. Oh! Wątpię, czy kiedykolwiek coś takiego mi się przytrafiło, to znaczy coś zagad- kowego powiedziała Jane z wahaniem. Kwiaty, liściki owszem, ale to po prostu od mężczyzn, prawda? Nie wiem... zawiesiła głos jakby coś sobie przypominając i zamy- śliła się głęboko. Cóż widzę, że jednak usłyszymy o tych krewetkach zdecydował sir Henry. Proszę zaczynać, panno Marple. %7łartuje pan jak zwykle, sir Henry. Krewetki to przecież zupełny drobiazg, ale przypomniała mi się inna historia, a właściwie coś o wiele poważniejszego, bo można to nazwać tragedią. W pewnym sensie byłam w to zamieszana i za to, co zrobiłam, nie gnębiły mnie nigdy wyrzuty sumienia. W ogóle żadne. Ale to nie wydarzyło się w St. Mary Mead. Cóż za rozczarowanie zażartował sir Henry. Zniosę to jakoś jednak. Od razu wiedziałem, że nie na próżno mogę na panią liczyć. Usadowił się wygodniej, by nic nie przeszkadzało mu w słuchaniu. Panna Marple zarumieniła się lekko. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko składnie opowiedzieć zaczęła nie- spokojnie. Boję się, że z czasem robię się coraz bardziej nudna. Człowiek zbacza z te- matu nie zdając sobie nawet z tego sprawy. A poza tym tak trudno zebrać wszystkie fakty i podać je w uporządkowany sposób. Musicie mi państwo wybaczyć, jeśli coś po- plączę w opowiadaniu. To wydarzyło się bardzo dawno temu. 102 Jak już wspomniałam, historia ta nie jest związana z St. Mary Mead. Konkretnie miejscem tych zdarzeń był zakład wodoleczniczy... To znaczy morskie uzdrowisko? zdziwiła się Jane szeroko otwierając oczy. Nie możesz go znać, kochanie wyjaśniając powiedziała pani Bantry, a jej mąż wtrącił z nietajoną pasją: Wstrętne miejsce! Po prostu obrzydliwe! Każą ci wstawać wcześnie rano i pić tę okropną wodę! I te stada starych bab siedzących dosłownie wszędzie. A ta ich złośliwa paplanina! Boże, gdy tylko wspomnę...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|