[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widok ruchliwej ulicy za oknem.
87
Podczas pozostałej części wakacji próbowali znalezć coś, co wprowadziłoby
w ich życie chociaż odrobinę radości. Wybrali się do Teatru na Tagance, do cyrku,
na balet i na rewię. Kilkakrotnie tańczyli w olbrzymim klubie w Parku Gorkiego
i jak dzieci bawili się do upadłego, korzystając z licznych atrakcji w Parku Sokol-
niki. Raz w tygodniu jedli obiad w restauracji, uchodzącej za najlepszą w mieście,
gdzie Ania ponownie nauczyła się śmiać, objadając się lodami z kremem owoco-
wym, a Nikita zasmakował w zastawi  ostro przyprawianej potrawie z kurczaka
w sosie orzechowym  i gdzie oboje wypili sporo wódki zakąszanej kawiorem
i jeszcze więcej wina z tradycyjnym sulguni z dodatkiem chleba. Kochali się każ-
dej nocy gwałtownie i gorąco, jakby ich namiętność miała zniszczyć wszelkie
cierpienie, śmierć i choroby.
Chociaż Ania już nigdy nie odzyskała dawnej pogody ducha, jednak wyda-
wało się, że po utracie dziecka doszła do siebie znacznie szybciej i pełniej, niż to
się działo w przypadku Nikity. Po pierwsze wiązało się to z jej wiekiem  miała
trzydzieści cztery lata i była dziesięć lat młodsza od niego. Rany w jej sercu mogły
zabliznić się znacznie łatwiej. Co więcej, nie miała w sobie owego poczucia winy,
które dręczyło jego duszę. Wiedział, że Kola wielokrotnie dopytywał się o niego
podczas ostatnich tygodni choroby, a zwłaszcza na kilka godzin przed śmiercią.
Chociaż uświadamiał sobie bezzasadność takiego myślenia, Gorow czuł, że za-
wiódł swojego jedynego syna, opuszczając go w najtrudniejszych chwilach.
Ania, pomijając rzadkie u niej momenty, gdy zupełnie milkła i popadała w za-
myślenie, oraz wyraz smutku, który pojawił się w jej oczach, stopniowo odzyski-
wała dawną energię i żar. Inaczej było z Gorowem, który tylko udawał powrót do
normalności.
W pierwszym tygodniu września Ania znowu podjęła swoją poprzednio wy-
konywaną pracę, w pełnym wymiarze godzin. Była z zawodu botanikiem i pro-
wadziła prace badawcze na terenie dużego laboratorium polowego schowanego
głęboko w sosnowym lesie, czterdzieści kilometrów od Moskwy. Jej praca stała
się jeszcze jedną drogą ucieczki od przygnębiających wspomnień; oddalała się od
nich każdego dnia coraz bardziej, przyjeżdżając do laboratorium rano i pozostając
w nim do póznych godzin.
Chociaż noce i weekendy spędzali wciąż razem, Gorow czuł narastającą sa-
motność. Pobyt w domu skłaniał, do bolesnych wspomnień. To samo dotyczyło
niewielkiej daczy, którą wynajmowali na wsi. Wybierał się na długie spacery, pod-
czas których prawie zawsze docierał do zoo albo muzeum, lub innego miejsca,
w którym często bywał z Kolą.
Bez przerwy śnił mu się syn i zwykle budził się w środku nocy przepełniony
uczuciem nieznośnej pustki. W owych snach Kola zawsze pytał, dlaczego jego
tato go opuścił.
Ósmego pazdziernika Gorow wybraÅ‚ siÄ™ do swoich przeÅ‚ożonych w Minister-
stwie Marynarki Wojennej i poprosił o ponowne zamustrowanie na Ilję Pogodina.
88
Okręt stacjonował właśnie w doku w Kaliningradzie, gdzie przechodził okresowy
przegląd i naprawy oraz wyposażany był w najnowszą elektroniczną aparaturę
wywiadowczą. Gorow powrócił do swoich obowiązków i osobiście nadzorował
instalację sprzętu, a następnie, w połowie grudnia, wypłynął okrętem na dwuty-
godniowy rejs kontrolny po Bałtyku.
Nowy Rok spędził w Moskwie z Anią, ale nie wybrali się do miasta. W Ro-
sji jest to głównie święto dzieci. Mali chłopcy i dziewczynki są wtedy dosłownie
wszędzie: oglądają teatrzyki kukiełkowe, spektakle baletowe, filmy, pojawiają się
podczas licznych występów ulicznych i w parkach. Otwiera się wtedy dla nich
nawet bramy Kremla. W każdym zakamarku owe maleństwa z zapałem i rado-
ścią opowiadają sobie o prezentach, które przyniósł, im Died Moroz  Dziadek
Mróz. Chociaż Nikita i Ania byli razem, wspierając się nawzajem, jednak zdecy-
dowali, że lepiej zrobią, nie oglądając tego widoku. Spędzili cały dzień w swoim
trzypokojowym mieszkaniu. Dwukrotnie się kochali. Ania przyrządziła czebure-
ki  armeńskie paszteciki mięsne pieczone w oliwie, które popili sporą ilością
słodkiego wina.
Odsypiał w pociągu do Kaliningradu. Spodziewał się, że falujący ruch wagonu
i rytmiczny stukot kół o szyny zapewni mu głęboki, pozbawiony majaków sen.
Stało się jednak inaczej  dwukrotnie budził się z imieniem swojego syna na
ustach, dłońmi zaciśniętymi w pięści i twarzą pokrytą zimnym potem.
Nie ma nic gorszego dla rodziców, niż śmierć własnych dzieci. Wydaje się
wtedy zburzony naturalny porządek świata.
Drugiego stycznia wyruszył na pokładzie Ilji Pogodina na studniową misję
szpiegowską. Z utęsknieniem czekał na ten czternastotygodniowy okres przeby-
wania pod powierzchnią Atlantyku Północnego, gdyż miał wrażenie, że jest to
właściwe miejsce i czas, aby otrząsnąć się z przepełniającego go smutku i poczu-
cia winy.
Jednak nocą wciąż nawiedzał go obraz Koli, który przemierzał mroczne ot-
chłanie morza, wkradając się w jeszcze głębsze zakamarki udręczonej duszy Go-
rowa, zadając wciąż te same pytania, na które nie istniała żadna odpowiedz: 
Tatusiu, dlaczego mnie opuściłeś? Dlaczego nie przyszedłeś, kiedy cię potrzebo-
wałem, byłem przestraszony i wzywałem cię? Czy nie obchodził cię mój los, tatu-
siu? Dlaczego mi nie pomogłeś? Dlaczego mnie nie ocaliłeś, tatusiu? Dlaczego?
Dlaczego?
Ktoś dyskretnie zastukał w drzwi kabiny. Dzwięk zabrzmiał w małym po-
mieszczeniu łagodnie i miękko jak zanikający, wibrujący głos dzwonu.
Gorow porzucił krainę wspomnień i odwrócił się od oprawionej w srebrne
ramki fotografii.
 Kto tam?
 Timoszenko.
Kapitan odłożył zdjęcie i usiadł tyłem do biurka.
89
 Proszę wejść, poruczniku.
Drzwi się otworzyły. Timoszenko przyjrzał mu się badawczo.
 Odebraliśmy całą serię wiadomości, z którymi powinien się pan zapoznać.
 Czego dotyczÄ…?
 Chodzi o tę grupę, wysłaną przez ONZ. Założyli bazę o nazwie Edgeway.
Przypomina pan sobie?
 Oczywiście.
 Zdaje się, że mają kłopoty.
14:46
Harry Carpenter przymocował stalowy łańcuch do karabinka, który następnie
przypiął do haka holowniczego, znajdującego się z tyłu pojazdu.
 Teraz potrzebujemy jeszcze tylko odrobinę szczęścia.
 Wytrzyma  stwierdził Claude, klepiąc ręką łańcuch. Klęczał na lodzie
obok Harry ego, odwrócony tyłem do wiatru.
 Nie martwię się o to, że pęknie  wyjaśnił Harry, powoli wstając i rozpro-
stowując obolałe kolana.
Aańcuch sprawiał delikatne wrażenie  wyglądał jakby został wykonany
przez jubilera. Niemniej jednak testowany był pod obciążeniem pięciuset kilogra-
mów, z czego wynikało, że bez trudu powinien wytrzymać naprężenie, jakiemu
miał zostać niebawem poddany.
Pojazd śnieżny stał prawie nad samym  odwierconym na nowo  szybem.
W jego kabinie, za lekko zaparowaną pleksiglasową szybą, siedział Roger Bre-
skin, wpatrując się w lusterko wsteczne, aby dostrzec znak do odjazdu, który miał
dać Harry.
Carpenter nasunął maskę na usta i nos, po czym zasygnalizował Breskinowi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl