[ Pobierz całość w formacie PDF ]
* Nie. * Skąd wiesz, byłaś tam? * Tak. * Kiedy? * Fredric był nieco zdezorientowany. * We śnie, Fredricu Drum. Dobre sobie. Była tam we śnie, widziała wszystko. Najprawdziwsza Kasandra. W innej sytuacji Fredric roześmiałby się, ale teraz nie było mu do śmiechu. Dopił zawartość szklanki, którą trzymał w ręku, i poczuł falę gorąca, kiedy jego wzrok spoczął na piersiach rysujących się pod jej jedwabną bluzką. Stopa znalazła się niebezpiecznie blisko pewnego punktu. * Ach tak* stęknął. Pytaj, Fredricu, pytaj! * Czy kamień może się poruszyć? * Czym jest ruch? Czy ruch nie zależy od czasu? Wyobrazmy sobie kamień równie żywy jak ludzka istota, który według naszego pojęcia czasu przesuwa się o centymetr w ciągu miliona lat. Czy by libyśmy w stanie zarejestrować ten ruch? Spójrz teraz na tę sytuację z punktu widzenia kamienia: nasz ruch, całe nasze bytowanie, byłoby dla niego tak szybkie, że w ogóle by nas nie zauważył. Nie istnielibyśmy dla niego. * No właśnie. Względność. * Nie chodzi wyłącznie o względność, lecz o tę nadprogramową funkcję naszego aparatu percepcji. Naszego promieniowania. Ono jest wszędzie, wokół nas, między nami. Czujesz je, Fredricu? Każdym porem skóry. * Czy wielu może sformułować tę samą myśl, choć widzą różne rzeczy? * Jeśli myśl, która nimi steruje, jest wystarczająco silna. * Co sprawia, że możliwe staje się niewidoczne? * Niemożliwe. Zamknięty krąg. Ten sam paradoks, z którym się zmagał. Gdyby potrafił wyrwać się z kręgu, uniósłby się w powietrze wraz z cztero*tonowym kolosem. W górę! Tymczasem bezwiednie zsunął się z taboretu. Jego dłoń odnalazła jej dłoń. * A co sprawia, że niemożliwe staje się widoczne? * Możliwe. * A jeśli możliwe jest jedynie myślą, formą bez materii? * Włosy dziewczyny łaskotały go w policzek. Czuł jej zapach, odurzający zapach. * Kasandra też miała ręce i mogła nadawać kształt temu, co ujrzała i co pomyślała. I miała palce. Z jej palca wskazującego wypływało wszystko, co zobaczyła, i stawało się rzeczywistością. Wiedziałam, że zadasz te pytania, Fredricu. Miałam wizję, że do mnie przyjdziesz. Czujesz dotyk moich dłoni? Fredric czuł dotyk jej dłoni. W tej chwili czuł wyłącznie dotyk dłoni Seriny Upp. Minęła dziesiąta i Tob pozwolił sobie na chwilę odpoczynku. Usiadł przy osłoniętym stoliku koło kuchni i nalał odrobinę ar maniaku do kieliszka. O tej porze ustawała gorączkowa krzątanina w restauracji; goście raczyli się serami, słodkościami i kawą. Wytarł okulary o skraj obrusa. Czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Coś było nie tak, jak być powinno. Problem polegał na tym, iż nie potrafił wskazać zródła tego niepokoju. Miał jedynie niejasne wrażenie, że atmosfera w Kasserol*len" uległa zmianie. Towarzyszyło mu ono cały dzień, kiedy kręcił się między stolikami. Może to objaw choroby? Przepracowania? Praca w restauracji była radością życia Torbjorna Tinderdala. Fre*dric i Anna myśleli podobnie i ta wspólnota dążeń i pragnień wyniosła kuchnię Kasserollen" do poziomu niedostępnego dla konkurencji. Pojęcie przepracowania było mu obce. To raczej symptomy jakiejś choroby. Poirytowany nalał sobie drugą porcję armaniaku. Zwykle nie pijał alkoholu w czasie pracy. Musiał istnieć jakiś związek. Epizod z poprzedniego wieczoru, kiedy to ktoś usiadł przy stoliku nieszczęsnego Anglika. Skarphedin Olsen, takie nazwisko widniało na wizytówce. Komisarz i śledczy z Centrali Policji Kryminalnej w Etterstad. Tob dobrze znał to nazwisko. Wyłącznie nazwisko. Czterokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy osoba o tym nazwisku rezerwowała stolik w restauracji. I za każdym razem stolik z nazwiskiem Skarphedin Olsen" stał pusty przez godzinę. Sytuacja powtórzyła się tego wieczoru. Policjant zadzwonił, dokonał rezerwacji, lecz się nie zjawił. Czekali na niego dwie godziny. Wczorajszego wieczoru usiadł przy stoliku tragicznie zmarłego Anglika, swojego nigdy nie zajął. Tob otarł pot z czoła. Dlaczego ta myśl nie dawała mu spokoju? W tej branży podobne incydenty są na porządku dziennym. Jest wielu dziwaków na tym świecie, wśród nich sporo oficerów policji kryminalnej. Najgorsze było to, że Tob, mimo usilnych starań, nie potrafił przypomnieć sobie twarzy tego człowieka. Pamiętał jedynie, że Ol*sen mocno utykał. Pamiętał również słowa, które wypowiedział, przerywając mu wpół zdania: ...że zostanie pan obsłużony dzisiejszego wieczoru". Oraz te, które zawisły w powietrzu, kiedy wychodził: Ani dzisiejszego, ani żadnego innego wieczoru". Co to, do diaska, miało znaczyć? Ten człowiek po raz piąty zarezerwował stolik i się nie zjawił. Dlatego właśnie w jego słowach trudno było doszukać się jakiegokolwiek sensu. Uznał, że nie zostanie obsłużony, jeśli zjawi się w oznaczonej porze? Atmosfera. Za każdym razem, kiedy Tob mijał pusty stolik, miał to samo uczucie: czuł wilgotny zapach świeżo otwartej butelki wody mineralnej. Bzdury. To objaw zmęczenia. A jednak tego wieczoru, po raz pierwszy od wielu lat, trzy stoliki stały puste. Goście nie zjawili się. Chętni z listy rezerwowej wybrali posiłek w innych lokalach. Przypadek. Tob wychylił zawartość kieliszka i wprowadził wózek z serami do chłodni. Fredric wszedł do windy i oparł się o ścianę. Miał wrażenie, że jego ciało zostało wstrząśnięte, wywrócone na lewą stronę i odwirowane. Zawieszone na sznurku kołysało się w łagodnym wietrze rajskiego ogrodu niedaleko śródziemnomorskiej plaży. To było przyjemne uczucie. Czuł się jak nowo narodzony. Rzucił okiem na zegarek, wskazówki wskazywały za kwadrans jedenastą. Wizyta u Seriny Upp trwała ponad dwie godziny. Dziwny uśmiech błąkał się na jego twarzy, kiedy wybrał przycisk parteru. Przez chwilę żałował, że nie przyjął propozycji Seriny Upp, by zostać do rana. Teraz będzie musiał przenocować w jakimś hotelu. Do domu nie zamierzał wracać, nie opuszczało go przeczucie, że ktoś tam na niego czeka. Musi natychmiast wyrzucić Serinę Upp z pamięci. Zdecydowanym krokiem opuścił windę. Wyszedł na ulicę i wzdrygnął się, kiedy jakaś dłoń dotknęła jego ramienia. * Fredric! * Głos nie był mu obcy. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z głównym konserwatorem zabytków, Lekfmnem Skioldem. * Na Boga, długo od niej nie wychodziłeś. Dobrze się znacie? * W świetle ulicznej latarni skóra na obliczu Skiolda miała zielonkawą barwę. * Powiedzmy. * Fredric wymijająco wzruszył ramionami. * Dziwna dziewczyna. * Ruszyli razem w kierunku ulicy Park*veien. * Czytałem o niej,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|