[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fakt, ¿e wiêksza czêsæ zbioru zosta³a dla bezpieczeñstwa wywieziona, nie mia³ dla Burlingame a znaczenia; dopóki na pó³kach sta³y jakiekolwiek ksi¹¿ki, czu³ siê szczêSliwy, kompiluj¹c, porównuj¹c, aktualizuj¹c swoje nie koñcz¹ce siê zestawienia, zbieraj¹c ka¿dy okruch informacji zwi¹zany z drzewem genealogicz- nym rodziny Burlingame. Od lat ju¿ pisa³ oficjaln¹ historiê rodu. Zadanie, które trzeba by³o wykonaæ, jak mawia³ Roger. Black zna³ kalekiego mê¿czyznê od dzieciñstwa. Burlingame, jedyny syn Srednio zamo¿nego szlachcica, urodzi³ siê z uschniêtymi, cienkimi jak patyczki nogami. W szkole stanowi³ obiekt nieustannego znêcania siê. Black, z racji pochodzenia tak¿e by³ niemi³osiernie gnêbiony. Znalexli wiêc wspólny jêzyk i Black walczy³ za Burlin- game a u¿ywaj¹c piêSci, a przyjaciel broni³ ma³ego Morrisa przy pomocy niezwyk³e- go intelektu i ciêtych ¿artów, czêsto skuteczniejszych ni¿ jakakolwiek inna broñ. Ich przyjaxñ trwa³a. Black czêsto spêdza³ wakacje w Staffordshire. Ojciec Rogera, bezceremonialny, serdeczny mê¿czyzna, by³ miejscowym sêdzi¹ pokoju. Czasem zabiera³ ch³opców na oficjalne spotkania lub przeszkadza³ im w zaba- wie, aby pokazaæ coS ciekawego, szczególnie zwi¹zanego z ptakami i ptasimi ja- jami, osobist¹ pasj¹ lorda Burlingame a. Jego lordowska moSæ mia³ tak¿e inn¹ namiêtnoSæ: dzwony. Roger twierdzi³, ¿e jego ojciec jest najlepszym dzwonni- kiem w ca³ym hrabstwie i jednym z dziesiêciu najwybitniejszych w kraju. CzeSæ, Roger powiedzia³ Black, siadaj¹c przy w¹skim stole naprzeciwko przyjaciela. 286 Burlingame podniós³ wzrok znad wielkiego tomiszcza i zamruga³, zsuwaj¹c okulary z czo³a. Black mia³ wra¿enie, ¿e od czasu, gdy spotkali siê ostatnio, cia³o przyjaciela usch³o podobnie jak jego nogi. Roger wygl¹da³ przera¿aj¹co mizer- nie, a w przyd³ugich w³osach pojawi³y siê Slady siwizny. Obaj siê postarzeli. Och, to ty, Morris. Dawno siê nie widzieliSmy. Przyszed³eS w poszukiwa- niu jakichS bodxców intelektualnych? Obawiam siê, ¿e nie. Roger mia³ racjê; nie spotkali siê od Smierci Fay. To spostrze¿enie zaszokowa³o Blacka. Rmieræ Fay najwyraxniej zakoñczy³a w jego ¿yciu wiele spraw. Zastanowi³ siê, co by siê z nim sta³o, gdyby nie spotka³ Kathe- rine. Mo¿e usech³by jak nogi przyjaciela. Mój Bo¿e, to zawodowa wizyta? Potrzebujê twojej rady. Mojej rady? A co, u diab³a, mogê wiedzieæ z rzeczy ciebie interesuj¹cych? Czy umiesz zawi¹zaæ wêze³ dzwonnika? Chyba z tysi¹c lat temu dwaj ch³opcy w dzwonnicy wiejskiego koSció³ka obserwowali, jak ojciec Rogera, po d³ugim, skomplikowanym koncercie mocuje sznur od dzwonu. Có¿ za zadziwiaj¹ce pytanie. Burlingame opar³ siê wygodnie i patrzy³ badawczo na przyjaciela. Umiesz? Chyba tak. Blady, szczup³y mê¿czyzna kiwn¹³ g³ow¹, mrugaj¹c w s³a- bym Swietle lampy z zielonym aba¿urem. Albo raczej umia³bym, gdybyS mia³ tu jakiS kawa³ek sznurka. Black odsun¹³ siê nieco od sto³u i wywlek³ z buta sznurowad³o. Roger uj¹³ je delikatnie. D³ugie, zrêczne palce ra¿¹co kontrastowa³y z prawie bezu¿ytecznymi nogami. Zmarszczy³ brwi, skoncentrowa³ siê i przeci¹gn¹³ ostatni¹ pêtlê. Podniós³ skoñczony wêze³. Pasuje mrukn¹³ Black. OczywiScie odpowiedzia³ lekko ura¿ony Burlingame. Chcia³em powiedzieæ, ¿e to taki sam wêze³ jak ten, który widzia³em. Gdzie widzia³eS? Obracasz siê w okolicach dzwonnic, Morris? Widzia³em na szyi martwej kobiety wyjaSni³ Black, patrz¹c na niewinne sznurowad³o w rêce przyjaciela. I na sznurze przytrzymuj¹cym markizê w skle- pie rzexnika. Pasjonuj¹ce. Na pewno nie takie by³o przeznaczenie tego wêz³a. Rzecz polega na tym, aby wolny koniec nie przeszkadza³ ci, kiedy dzwonisz, a potem zabezpiecza³ linê. Burlingame pokrêci³ g³ow¹. To nie pêtla, jakiej u¿ywa siê do duszenia ofiar czy mocowania markizy. Czy wêze³, o który mi chodzi, jest powszechnie znany? Nie. Burlingame rozeSmia³ siê; jego Smiech przypomina³ raczej kaszel. Nie ma znowu tak wielu dzwonników. To wymieraj¹cy zawód, zw³aszcza ostat- nio, od kiedy nie wolno u¿ywaæ dzwonów. Dzwonnicy maj¹ coS w rodzaju cechu, prawda? Prawda. Burlingame przytakn¹³. Mój ojciec przez lata by³ przewodni- cz¹cym oddzia³u w Staffordshire. Staro¿ytne Towarzystwo M³odych. Zmarszczy³ 287 brwi. Nie mam pojêcia, dlaczego w³aSnie tak to nazwali. KiedyS to sprawdzê. Sprawa mo¿e okazaæ siê interesuj¹ca. W³aSciwie to dziwiê siê, ¿e tego nie wiem. Jak wielu Towarzystwo liczy cz³onków? W ca³ym kraju? Nie wiêcej ni¿ dwustu czy trzystu. A w Londynie? Mo¿e piêædziesiêciu. Albo i mniej. Cz³onkowstwo nie zale¿y od wieku, ale od zdolnoSci. M³odsi zapewne zostali zmobilizowani. O jaki rodzaj zdolnoSci chodzi? O talent matematyczny. Burlingame w zamySleniu obliza³ wargi, potem podj¹³ w¹tek. Na przyk³ad pe³en zakres dxwiêków w wykonaniu Kenta Boba Majorsa dochodzi³ do, hm, piêtnastu tysiêcy oSmiuset czterdziestu. Dziewiêæ go- dzin trwa³o wydzwonienie ca³oSci. Wydaje mi siê, ¿e to rekord. Wiele kombinacji. Nieskoñczenie wiele. Jak w szachach? Och, to o wiele bardziej skomplikowane. Przez twarz Burlingame a prze- mkn¹³ smutek. Wydzwoni³em Dziewiêciu krawców dla mojego ojca, kiedy umar³, a i to by³o wystarczaj¹co trudne do zapamiêtania. Co to jest Dziewiêciu krawców ? Nie wiem, sk¹d siê wziê³a nazwa, ale w³aSciwie to dziewiêæ uderzeñ. Wy- daje mi siê, ¿e zaczerpnêliSmy j¹ od Francuzów, chocia¿ oni przecie¿ w ogóle nie znaj¹ siê na dzwonach. Burlingame przerwa³ na chwilê. Niejaka pani Sayers napisa³a ksi¹¿kê o grze na dzwonach w³aSnie pod takim tytu³em. Dla mê¿czyzny uderzasz dziewiêæ razy w dzwon, trzy razy po trzy. SzeSæ uderzeñ, kiedy umiera kobieta. Na smieræ królowej Wiktorii Kent Treble Bob Majors wydzwoni³ Sze- Sciu krawców , a potem na dzwonach katedry Swiêtego Paw³a wybi³ po jednym razie za ka¿dy rok jej panowania. Ci¹gnê³o siê to w nieskoñczonoSæ. A wiêc trzeba mieæ doskona³¹ pamiêæ. O, tak. Naprawdê wyj¹tkow¹. Obawiam siê, ¿e ojciec zawiód³ siê nieco, bo ja nie zajmowa³em siê tym na serio. Ale i tak nie móg³bym robiæ tego, co on. Nie z chorymi nogami. Burlingame westchn¹³ w zamySleniu. Tych dziewiêæ uderzeñ wybi³em siedz¹c na krzeSle. Jak mogê uzyskaæ wiadomoSci o londyñskich cz³onkach stowarzyszenia? Naprawdê nie wiem. Oni nie maj¹ sta³ych terminów zebrañ, Morris. Bur- lingame zmarszczy³ brwi. Zwykle spotykaj¹ siê w jednej z sal pewnego pubu w City. A mo¿e wiesz, który to pub? W City by³o mnóstwo pubów, a wiêkszoSæ z nich dysponowa³a wydzielonymi pokojami. Roger Burlingame uSmiechn¹³ siê. Jasne, ¿e wiem. To oczywiste, Morris. Pod Dzwonami . Ian Fleming i Guy Liddell z oddzia³em dobrze uzbrojonych ludzi dotarli do Rooksnest tu¿ po wybiciu po³udnia. Zaparkowali przy bramie, w¹sk¹ dró¿k¹ prze- 288 mknêli siê w stronê domu, a wreszcie zajêli pozycje na skraju gêstego lasu, maj¹c nadziejê zaskoczyæ poszukiwanego, kiedy bêdzie próbowa³ przedostaæ siê do sa- mochodu. W koñcu, po up³ywie godziny, Liddell zmieni³ decyzjê, ale Rooksnest okaza³o siê puste. Ptaszek zd¹¿y³ wyfrun¹æ. Cholerny Swiat zakl¹³ kapitan. Nie mo¿e byæ daleko stwierdzi³ Fleming. Zostawi³ wóz. Uciek³. Czujê to. MySli pan, ¿e ktoS go ostrzeg³?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|