[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za niego. A teraz rządzi nim, jego domem, dziećmi i służbą. To zamożny człowiek. Utrzymuje ją, pozwała na wszystko. Kiedy jednak mama chce zagrać biedulkę, potrzebny jej jestem ja - syn bez serca, który wyrzucił ją z domu. W porządku. Jednego tylko nie rozumiem. Dlaczego opowiada ci o mojej wielkiej miłości do Rosemary, skoro ją samą usiłowała przekonać, że wcale tak bardzo jej nie kocham? - Bo posługuje się nią, żeby nas rozdzielić. Franco otoczył Joanne ramieniem. - Nie przejmuj się. Mama nie posiedzi tu długo. Ale póki jest, niech sobie robi i mówi, co chce. A potem będziemy razem. Tylko ty i ja. - Powiedziałeś już Nikowi? - Nie. Ale mam wrażenie, że się domyśla i bardzo się cieszy. - Będę się starała, żeby był szczęśliwy. - A ja? - zapytał z uśmiechem. - Nie żenię się z tobą dla Nica. Robię to dla siebie. W powodzi czułych pocałunków, jakimi ją obsypał, udało jej się zapomnieć o lękach. 146 RS Dopiero następnego dnia doszło do prawdziwej burzy. Joanne wybrała się z Nikiem na konną przejażdżkę i zwlekała z powrotem. Nie spieszyło jej się do atmosfery wniesionej przez Sophię. Kiedy tylko zsiedli z koni, Nico pobiegł bawić się z kolegami. W sieni usłyszała donośny głos pani Farelli. - To skandal! Wszyscy są po prostu zaszokowani! - Nie sądzę. - Franco mówił lekkim, dobrodusznym tonem, jaki przybierał zawsze, gdy chciał rozbroić matkę. -Tutaj, w majątku, wszyscy się cieszą. - A pewnie, pewnie! To wielka frajda patrzeć, jak robisz z siebie durnia z powodu dziewczyny, która przypadkowo wygląda jak twoja żona. - Tu nie chodzi o wygląd. Joanne jest sobą i to ją kocham. Nie usiłuj jej wmawiać, że jest inaczej. Za dobrze mnie zna. - A dlaczego jest taka podobna do Rosemary? - zadrwiła Sophia. - Bo jest jej kuzynką. Pomyślałeś, co robisz, żeniąc się z jeszcze jedną z tej samej rodziny? A jeśli ona ma również słabe serce? Takie rzeczy bywają dziedziczne. - To prawda - powiedziała Joanne, wchodząc do pokoju. - Rosemary miała to po matce. Ale my obie jesteśmy spokrewnione poprzez naszych ojców, którzy byli braćmi. Z jej matką nie łączą mnie więzy krwi. Jestem silna. - O tak. Wystarczająco silna, żeby sięgnąć po coś, do czego nie masz prawa. - To już sprawa Franca. 147 RS - Jesteś bardzo pewna siebie. Byłoby pewnie inaczej, gdybyś go widziała zaraz po jej śmierci. Mówił mi, że czuje się tak, jakby wszystko w nim umarło. Przysięgał, że nigdy już nikogo nie pokocha, że nie ma do tego prawa. I nadal go nie ma. Doskonale wie, dlaczego. - Odwróciła się do syna. - Jak możesz tak szybko zapomnieć o żonie? Przecież to ty ją zabiłeś! Franco zrobił się upiornie blady. - Nie ja! - krzyknął. - A kto chciał mieć więcej dzieci? Ty! - Bóg mi świadkiem, że gdybym wiedział, w jakim stanie jest jej serce, nie prosiłbym o drugie dziecko. Była dla mnie wszystkim. Czy gdybym wiedział, skazywałbym ją na takie ryzyko? - A dlaczego nie wiedziałeś? Czemu ukrywała prawdę? Bo czuła, że nie chcesz jej znać. Czekała na to, co powie, ale tylko patrzył na nią oczami, które widziały piekło. Joanne stłumiła szloch. Jakże by chciała mu pomóc, ale nawet jej miłość nie była w stanie pokonać demonów drzemiących w jego duszy. Mógł to zrobić wyłącznie on sam. - Oddała życie, żeby było tak, jak chciałeś. I na co to poświęcenie? Czy gdybyś ty umarł, zakochałaby się w innym po roku? Po dziesięciu latach? Kiedykolwiek? Dobrze wiesz, że nie. - Na miłość boską! - wyszeptał Franco. - Co ty próbujesz zrobić? - Próbuję cię zmusić, żebyś spojrzał prawdzie w oczy, zanim będzie za pózno. 148 RS - Nie, mamo! Ty chcesz nas poróżnić, tak jak kiedyś próbowałaś namieszać w moim małżeństwie. Nie wiem, dlaczego musisz zawsze wszystko wokół siebie niszczyć, ale ja ci na to nie pozwolę. Pani Farelli spojrzała na syna z pożałowaniem. - I myślisz, że w ten sposób zagłuszysz prawdę? - Chcę, żebyś wyjechała, mamo - odpowiedział twardo. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się drwiąco. - Brawo, synu. Już. Już mnie nie ma. Joanne była zaskoczona tak łatwą kapitulacją, ale trwało to tylko moment. W zachowaniu pani Farelli zauważyła coś triumfalnego i zrozumiała najgorsze. Sophia wyjeżdżała, ponieważ zrobiła już to, o co jej chodziło. Kiedy Franco odwiózł matkę na lotnisko i wrócił do domu, zastał Joanne w pokoju. To, co zobaczył, sprawiło, że zatrzymał się. - Co ty, do licha, wyprawiasz? - zawołał, patrząc na pootwierane walizki. - Zbieram się do wyjazdu. - No tak, zapomniałem... Musisz jeszcze wrócić do An-toninich i dokończyć swoje prace. Ale potem ślub. Spojrzała na niego roztrzęsiona. - Franco, ja wyjeżdżam. Nie możemy się pobrać. Ani teraz, ani jeszcze długo. Może nigdy. - Co za bzdury! Oczywiście, że się pobierzemy. Myślałem, że masz więcej rozumu. Jak mogłaś uwierzyć w to, co mówi moja matka! 149 RS - To ty w to wierzysz. Zrobiła, co zamierzała. Czujesz się winny. I o to jej chodziło. Odpowiedz przyszła o ułamek chwili za pózno i był w niej jakiś wymuszony, fałszywy ton. - Absurd! Słyszałaś, co powiedziałem matce. %7łe traci czas, próbując doprowadzić między nami do rozdzwięku. - Tak. I masz rację. Twoja mama nie może niczego na-mieszać, ponieważ ja i tak cię kocham i myślę, że ty kochasz mnie. Ale nie możemy się pobrać, bo cokolwiek powiesz, w cokolwiek próbujesz uwierzyć, wciąż jeszcze masz opory ze względu na Rosemary. Wiem o tym, wielokrotnie to zauważałam. Były takie chwile, kiedy byliśmy szczęśliwi i nagle jakby ci się przypominało tamto szczęście. Robiłeś sobie wyrzuty i pytałeś się w duchu, jakim prawem masz być szczęśliwy, skoro jej los to odebrał. Franco rzucił jej spojrzenie pełne rozpaczy. - Dlaczego tak mówisz? Dlaczego nie pomożesz mi tego zwalczyć? - Bo nie ma pewności, czy to w ogóle możliwe. Nie jesteś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|