[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łeś czy nic?
 Tak. Zabiłem  odpad Zenek bez cienia skruchy, raczej z zawziętą złością.
 I gdzie podziałeś trupa? Mów, już bez kawałów.
 A to go sobie poszukujcie  usłyszeli arogancką odpowiedz.
 Nie bój się, znajdziemy  odgrażał się major.  Nie takim jak ty dawaliśmy radę.
Kiedy wyprowadzono Zenka, major zwrócił się do Kwaśniaka:
 Słuchajcie, Kwaśniak, Nie podoba mi się to wszystko.
 Co. majorze?  głos Kwaśniaka nie brzmiał zbyt pewnie.
 Cały przebieg śledztwa. Co z tego, że Sikora się przyznaje? Jak widzimy, to nic nie znaczy. Tu
musi tkwić jakiś błąd. Poszliście jednym tropem. Daliście się zasugerować plotkom i przyczepiliście się do
tego Sikory. Czy nie przeoczyliście jakiegoś innego śladu, przyznajcie się. Czy dokładnie przetrząsnęliście
willę na Mickiewicza? Protokół rewizji jest bardzo skąpy.
Kwaśniak, skruszony, spuścił głowę. Jak mógłby się przyznać majorowi, że zawróciła mu w głowie
Jolka. No, zgłupiał wtedy i już. Jeszcze dziś naprawi to niedopatrzenie. Właśnie miał zamiar to uczynić, gdy
zadzwonił telefon.
Niechętnie podniósł słuchawkę. Odezwał się w niej kobiecy głos, który wydał mu się znajomy.
 Mówi Korolewiczowa. Sekretarka dyrektora Nowaka z muzeum. Czy to pan porucznik Kwaśniak?
Przyjechali panowie z Warszawy. Inspekcja. Chcieliby z panem mówić.
 Rychło w czas  mruknął Kwaśniak.  Już trzy razy monitowaliśmy, żeby zjawił się ktoś kompe-
tentny.
 Tu inspektor Kąciak  tubalny glos w słuchawce wydawał się nieco zdenerwowany.. Chcieli-
śmy z panem porozmawiać. Ale jeśli mogę prosić. lepiej by było. gdyby pan porucznik do nas był łaskaw...
Tak, do muzeum. Czekamy.
Właścicielem tubalnego głosu okazał się niziutki, grubawy człowieczek o wyglądzie skrzata. Tłuma-
czył się gęsto z opieszałości: pan porucznik rozumie, urlopy, za mało ludzi, zwłaszcza kompetentnych, no i
powariowali z tymi wyjazdami za granicę  w Nubii kopią, w Libii kopią, i gdzie tylko, nawet w Anglii,
jakby tu nic było nic do roboty. Archeologa nie uświadczy się w Warszawie na lekarstwo. Ani numizmaty-
ka. A tu właśnie dużo takich eksponatów, na których tylko tacy iię wyznają. On sam z histerią sztuki nigdy
nic wspólnego nie miał. Prezesem spółdzielni obuwniczej był, ale kuzyn go namówił na tę posadę w mini-
sterstwie.
Na drzwiach muzeum widniała duża wywieszka: ..Zamknięte do odwołania", a w środku, wśród roz-
gardiaszu pootwieranych gablot i powystawianych na stoły eksponatów, krzątała się gorączkowo ekipa,
składająca stę z głównego księgowego Szymczaka, kustosza Aniołkiewieza i przybysza z Warszawy. Sta-
nowił przeciwieństwo inspektora Kąciaka był wysoki i chudy, nieco przygarbiony i miał surową twarz o
wydatnych rysach i ostrym spojrzeniu Wielkiego Inkwizytora. Przedstawił się jako rzeczoznawca i prawdo-
podobnie rzeczywiście znał swój fach, wnosząc z wymiany zdań z kustoszem Aniołkiewiezcm.
 No, tu nie będziemy rozmawiać  orzekł Kwaśniak.  Chodzmy najlepiej do gabinetu dyrektora.
Felicja Korolewicz znała swoje obowiązki i zdążyła w ciągu długich lat praktyki przyswoić sobie wła-
ściwe odruchy. Jak konferencja w gabinecie, to znaczy kawa. Nawet jeżeli zamiast dyrektora zasiada w jego
fotelu  ten w niebieskim mundurze". Gdy więc porozstawiała reprezentacyjne filiżanki w różyczki z parują-
cym czarnym płynem, a do tego podała herbatniczki na kryształowym talerzyku i wyszła, zamykając za sobą
starannie obite dermą drzwi, panowie przystąpili do rzeczy.
 Czy macie już jakieś ustalenia w sprawie zaginięcia naszego pracownika Kazimierza Nowaka? 
inspektor Kąciak uważał, że jemu należy się inicjatywa w rozmowie.
Kwaśniak odpowiedział chłodno i powściągliwie, dając do zrozumienia, że to nic ministerstwo, gdzie
pan Kąciak może się puszyć jako kuzyn wieeministra.
 Z pewnością sprawa byłaby już dawno wyjaśniona, gdyby Zarząd Muzeów i muzeum przyszły nam
z pomocą we właściwym czasie. Na przykład dane dotyczące podróży pana Nowaka musiaiem długi czas
wymuszać na panu księgowym.
 Obowiązywała mnie tajemnica służbowa. I dyrektor zakazał udzielania komukolwiek informacji 
tłumaczył się z grobową miną księgowy Szymczak.
Kwaśniak nie zwrócił uwagi na to usprawiedliwienie i ciągnął dalej:
 Najprawdopodobniej dyrektor Nowak został zamordowany. Przyznał się do zabójstwa pewien mio-
dy człowiek, jego znajomy, twierdząc, że to były porachunki osobiste. Aresztowaliśmy go. Ale on coś kręci.
Nie jest to sprawa jasna.
Ta rewelacja Kwaśniaka zrobiła na obecnych duże wrażenie. Kąciak ocierał pot z czoła, Aniołkiewiez
westchną! głęboko, Szymczak zbladł i nerwowo zamrugał oczami.
Tylko ekspert z Zarządu Muzeów został nieporuszony. Z ponurym wyrazem surowej twarzy stukał
długopisem w plik arkuszy leżących przed nim na stole. Drewnianym głosem, nie wyrażającym żadnych
uczuć, oświadczył:
 Nie wypowiadam się na lemat morderstwa w afekcie czy jego sprawcy. Dla ranie istotne jest co in-
nego. Jesteśmy dopiero w połowie inwentaryzacji, a już wiemy, że muzeum zostało dosłownie ograbione z
bardzo cennych eksponatów. Brak dwudziestu dwóch miniatur na kości słoniowej, dwudziestu pięciu sztuk
zabytkowej broni białej i inkrustowanych pistoletów, dwunastu sztychów angielskich, pięciu płócien holen-
derskich, wprawdzie niedużych, ale wartościowych, całej kolekcji monet, tak zwanych pierwszych z róż-
nych krajów w liczbie sześćdziesięciu i tak dalej. Straty idą w miliony. Jeszcześmy wszystkiego nic ujęli.
 Kiedy to wszystko poginęło?  Kwaśniak poczuł, że otwiera się przed nim jakaś nowa furtka, ale
droga za nią może okazać się równie wyboista i kręta, jak ta. którą szedł dotychczas.
 Trudno stwierdzić  odezwał się nieśmiało Aniolkiewiez, najwidoczniej bał się, żeby na niego nie
padł cień podejrzenia.  Ja tu pracuję od roku i niektórych eksponatów już nie było. W ogóle pan dyrektor
rządził się tu po swojemu. Stale coś przestawiał i przewieszał, tak, że nie można się było nawet zorientować,
gdzie co jest, i czy w ogóle jeszcze jest. Czasami zabierał coś ze sobą do domu, żeby oczyścić, odrestauro-
wać, doprowadzić do porządku. Bo my tu nie mieliśmy pracowni konserwatorskiej, a dyrektor miał własny
warsztat, jak mówił. Chociaż ja go nigdy nie widziałem.
 No, a jakaś inwentaryzacja? Chyba bywała?
 Phi  padła lekceważąca odpowiedz.  Za moich czasów nie było żadnej, choć się upominałem.
Ze dwa lata już nie było. Dyrektor mówiła że papierki nieważne, tylko rzeczy, i on ma ważniejsze sprawy na
głowie.
 Jakie na przykład?  spytał od niechcenia Kwaśniak.
 Ostatnio zajmował się złotym dukatem.
Na Kwaśniaku ta wiadomość nie zrobiła większego wrażenia. Włócząc się po muzeum bardziej przej-
mował się obrazami i starą bronią niż monetami, ale rzeczoznawca Anastazy Borejko poruszył się niespo-
kojnie po raz pierwszy podczas tej rozmowy. Inspektor Kąciak pocierał z zaaferowaniem niskie czoło, jak
gdyby usiłował sobie coś przypomnieć.
 Złoty dukat... hm... złoty dukat... Borejko spojrzał na niego z góry z lekceważeniem i dezaprobatą:
 Pan inspektor powinien pamiętać. Dwa miesiące temu Nowak pisał do nas o zezwolenie na zakup...
 A tak, tak  tu inspektor zwrócił się do Kwaśniaka  widzi pan, poruczniku, muzeum ma prawo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl