[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiem, że chce tu zostać, ale miał pewne problemy z adaptacją. Musi częściej wychodzić. Powinnaś się z nim umówić. Nie ma w tym nic złego. Dobrze się czujesz? Josey natychmiast uśmiechnęła się i przytaknęła. - O, tak. Tak. Zdecydowanie. - Na pewno? - Oczywiście! Dlaczego mam zle się czuć? Mam górę romansów. Jestem w raju. Josey zaczęła przeglądać książki, więc Chloe ruszyła w obchód magazynu. Dotykała przedmio- tów z uśmiechem. Było tu wezgłowie jej starego dziecięcego łóżeczka, tego samego, w którym sypiała jej matka, kiedy była dziewczynką. Pudełko na ciasteczka. Szafka na przetwory. Te przedmioty zaj- mowały miejsce nie tylko dla zasady. One czekały, żeby ich zaczęła używać. Meble są o wiele cier- pliwsze od książek. Meble czekają, aż w twoim życiu pojawi się na nie miejsce, zamiast się narzucać i domagać uwagi. Jakieś pół godziny pózniej Josey ułożyła na podłodze sporą piramidę książek. - Oddam ci je jak najszybciej! - zawołała. Chloe wróciła do niej, lawirując między krzesłami ze szczebelkami na oparciach i stojącymi rolkami tkanych dywaników. - Nie spiesz się. One i tak do mnie wrócą - powiedziała. Znalazła puste pudło i wspólnie zapa- kowały do niego książki. - Co robisz w weekend? Josey wzruszyła ramionami. - W sobotę mam zawiezć mamę na herbatkę. To wszystko. - Chciałabyś gdzieś wyjść? Chyba nie zniosę kolejnego samotnego weekendu w tym mieszka- niu. R L T - Nie wiem. Może - powiedziała Josey z powątpiewaniem. Przykryła pudło wiekiem i dzwignę- ła je z ziemi. - Co stąd zabierzesz? Chloe odwróciła się i objęła ostatnim spojrzeniem magazyn. - Nic. - Nic? - Nic. - Chloe nabrała tchu. Decyzja podjęła się sama, bez jej udziału. Te rzeczy były jej po- trzebne. Już i tak za bardzo zrezygnowała z siebie. Ale musiała znalezć na nie miejsce. Nie było to szczęśliwe zakończenie, w które nauczyły ją wierzyć książki. Ale czego się spodziewać po papierze, sznurku i kleju? W ogóle nie powinna im ufać. - Chyba muszę się wyprowadzić z mieszkania Jake'a. Póznym wieczorem Josey zdołała wreszcie przenieść pudło z książkami z samochodu do domu. Zatrzymała się w kuchni, by wyjąć z lodówki kanapkę z jajkiem sadzonym dla Delli Lee. Wiedziała już, że Della Lee jednak się pożywia - kiedy wszyscy śpią. Pewnie także wówczas się myła. Może na- wet prała. Helena od paru dni narzekała, że przedmioty wędrują nocą po domu, krany się odkręcają, a drzwi lodówki uchylają, przez co mleko w kartonie się psuje, a w słoikach z dżemem zaparowują ścianki. Wchodząc po schodach, nawet nie spojrzała na drzwi do pokoju Heleny, by sprawdzić, czy słu- żąca z nich wygląda. - W porządku, Heleno. Wracaj do łóżka - rzuciła i usłyszała ciche stuknięcie zamykanych drzwi. Przeszła przez swój pokój do szafy. - Dowiedziałam się, dlaczego Adam zachowuje się tak dziwnie - powiedziała, otwierając drzwi. Della Lee nie podniosła głowy znad zeszytu. - Dlaczego? - Chloe powiedziała mu, że go kocham - oznajmiła Joscy grobowym głosem, odstawiając pudło i torbę z kanapką. Ta wiadomość najwyrazniej okazała się godna pełnej uwagi, więc Della Lee wreszcie oderwała się od lektury. - A ona skąd wiedziała? - Ode mnie. - Josey nadal nie mogła w to uwierzyć. Adam był tajemnicą większą niż czekolada, a jednak powierzyła ją Chloe. Co się z nią dzieje? Della przewróciła oczami. - A do mnie miałaś pretensje! No wiesz! - W ogóle by do tego nie doszło, gdyby nie ty. - Nie dziękuj tak wylewnie. - Della Lee wskazała pudło. - Co tam masz? Boże, chyba nie po- szłaś znowu do mojego domu, co? R L T - Nie, Chloe pożyczyła mi książki. - Josey postawiła przed Dellą Lee torbę z kanapką. - Masz. Zimna kanapka z sadzonym jajkiem. - Nie, dzięki, nie jestem głodna. Ty zjedz - odparła Della Lee, a Josey nie zaprotestowała. Po tym, co dziś zaszło, duma wydawała jej się głupia. - Jakie książki ci pożyczyła? - Romanse - mruknęła Josey, wyjmując kanapkę. Della Lee podparła się pod boki, jakby chcąc zająć możliwie wiele miejsca. - Nie waż się ich tu wnieść! Josey zjadła kęs kanapki i spojrzała z zaciekawieniem na Dellę Lee. - Przecież tu mam resztę książek. - Jeszcze do ciebie nie dotarło? Dowiadujesz się, że listonosz wie, że go kochasz, i co robisz? Znosisz romanse, żeby czytać je w szafie. - No, w szafie raczej nie uda mi się ich przeczytać. Ty ją zajęłaś. Della Lee syknęła z bezradnej złości. - Adam wie o twoich uczuciach. Dlaczego nie wykonasz jakiegoś ruchu? Umów się z nim. Zrób coś! - Mówisz jak Chloe. On nie chce się umawiać. Dowiedział się, że jestem nim zainteresowana, i dał nogę. Aż się zakurzyło. Biedak głowi się teraz, czym mnie zachęcił i jak do tego więcej nie dopu- ścić. Nie chcę, żeby któreś z nas poczuło się jeszcze bardziej głupio. Wkrótce to przeminie i znowu będzie jak dawniej. - Kiedy wreszcie będziesz miała dość i zrobisz w końcu coś ze swoim życiem? Josey strzeliła palcami, jakby nagle ją olśniło. - Wiem! Zacznę od tego, że cię stąd wyrzucę. Omal nie wyskoczyła ze skóry, gdy ktoś zapukał do drzwi. Pospiesznie zawinęła kanapkę i otar- ła usta. - Posuń się - szepnęła, usiłując wepchnąć pudło do szafy. - Mowy nie ma. Zabieraj się z tym! - Dello Lee... Znowu pukanie. - Chwileczkę! - zawołała Josey, wsuwając pudło pod łóżko i chowając resztkę kanapki do torby. Ją także wrzuciła pod łóżko. Szybko zamknęła drzwi szafy, wyprostowała się i dodała: - Proszę. Za progiem stała Helena w długim szlafroku i papilotach przysłoniętych jedwabną apaszką, któ- rą Josey dała jej w lecie na urodziny. Nie weszła do środka. Obrzuciła pokój przeciągłym spojrzeniem. - Oldsey - zaczęła, wyjmując z głębokiej kieszeni szlafroka mały słoiczek po maśle orzecho- wym. - Przynoszę to. Josey podeszła do niej. R L T - Masło? Helena odkręciła zakrętkę. - Ziemia. - Ahaaa - powiedziała mądrze Josey, kiwając ze zrozumieniem głową, choć nie miała bladego pojęcia, co to może oznaczać. - Oczywiście. Ziemia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|