[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakimś cudem ty wcale nie wylatujesz przez przednią szybę. Może jesteś z
gumy i uda ci się wyjść z tego bez szwanku. Jesteśmy w samym środku
głuszy. Myślisz, że jak szybko uda ci się pobiec na dwóch złamanych
nogach?
- Panie Innes...
- Nie, poczekaj, pozwól mi mówić. I nie staraj się usprawiedliwiać, bo
już masz na swoim koncie kilka głupich błędów. Dlatego posłuchaj.
206
Jeszcze raz spojrzysz na ten kij, a będę zarzucał tyłem przez całą cholerną
drogę, tak że będzie ci tam z tyłu naprawdę nieprzyjemnie.
George wzdycha. Brzmi to boleśnie. Wbija wzrok w krajobraz za oknem.
- Pojedziemy do Roba i będziesz siedział cicho, dopóki go nie
zobaczę. A kiedy przybędzie kawaleria, zawiozę cię do szpitala, dobrze?
- Wcale nie wiem, czy ciągle tam jest - mówi George.
- Dlaczego miałoby go nie być?
Kręci głową i wciąga powietrze przez zęby. Oczy mu lśnią. Znowu płakał.
- Słuchaj, przykro mi, że to robię, ale sam się o to prosiłeś. Jesteś
cholernym idiotą.
- Myślisz, kurde, że nie wiem? - stęka.
Sięgam do schowka. W głowie mi dudni, ale rzucam nurofen do tyłu.
- Masz - mówię. - Ayknij. To powinno trochę zmniejszyć ból.
Otwiera opakowanie.
- Zostały tylko dwa.
- Bolał mnie ząb.
Dopijam wódkę i wrzucam butelkę do schowka. Zamykam z trzaskiem. Z
tyłu George połyka dwie tabletki na sucho, kiedy wjeżdżam na Manor
Road.
Proszki na receptę grzechoczą mi w kieszeni, mam ochotę rzucić mu kilka.
Ale przecież są moje. Niby miałem mu co dać do popicia nu-rofenu, ale
nie mogłem pozwolić, żeby stanął między mną a moją butelką. Może
trochę mi go szkoda, ale bez przesady, są pewne granice.
Tej nocy kilka własnych już przetestowałem.
49
Poranna cisza daje ci przestrzeń do myślenia, nawet jeśli wcale nie masz
na to ochoty. Wódka szybko paruje, radio mam włączone. John Lee
Hooker z tą jego leniwą smutną melodią której nie umiem rozpoznać, i
piosenką której słów nie mogę zrozumieć, przypomina mi Donnę.
Zmieniam radiostację. Kolejny pochmurny, bury poranek i znowu deszcz,
bez przekonania spływa po przedniej szybie samochodu.
207
Przypomina mi się, kiedy ostatni raz widziałem Kumara. Byliśmy w
więziennym ogrodzie i przewracaliśmy gnój. Straszliwie śmierdział w
deszczu i wilgoci. Starałem się nie wychylać i robić swoje, ale Kuma-rowi
się to nie podobało. Powinien wiedzieć, że nie warto się stawiać. Klawisz,
który nas pilnował, wyglądał jak Gary Busey. I to był znak.
No więc Kumar powiedział, że chce zapalić. A klawisz na to, że nie wolno,
że Kumar już miał przerwę na papierosa. I dodał, że jeśli Kumar wyobraża
sobie, że może się lenić, to w końcu dostanie łopatą po plecach.
Kumar nie posłuchał. Skończył w szpitalu. Kiedy wyszedł, odgrażał się, że
napisze skargę. To było nieludzkie, powiedział. A on ma cholernie dobrego
papugę, który Buseya i całe więzienie przerobi na gulasz.
Trzymaliśmy się od niego z dala. Co innego bojownik, co innego kapuś. O
tak, Busey był strażnikiem, ale dał nam cenną lekcję.
Trzeba wiedzieć, kto rządzi. I czasami potrzebne jest poważne
uszkodzenie ciała, żeby gość się nauczył.
Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem George'owi. Teraz, gdy procenty
wyparowały mi z mózgu, mam z ostatniej nocy migawki ze wszystkimi
wyolbrzymionymi przez kaca szczegółami. Mogłem go zabić. A skoro
mogłem go zabić w takim stanie, to ciekawe, co jeszcze mógłbym zrobić
po pijaku. Chciałbym, żebym - kiedy się zaleję - był takim samym
dupkiem jak reszta. Tylko dlaczego tak strasznie się boję? Pieprzyć to.
Pójdę do spowiedzi. f
- Co się stanie z Robem? - pyta George.
Siedział cicho, odkąd zaparkowaliśmy. Wygląda na to, że jego głos wrócił
do normy. Nurofen musiał zacząć działać, np i miał szansę połknąć dość
śliny, żeby gardło przestało go drapać. Wyżebrał ode mnie papierosy.
Trzyma teraz jednego w pysku i wydmuchuje dym przez okno z przodu.
- Nie obchodzi mnie, co się z nim stanie - mówię.
- To nie jego wina.
- Nie obchodzi mnie to.
George wypuszcza ze świstem dym przez zęby.
- A kim ty swoją drogą jesteś, co? Myślałem, że prywatnym
detektywem.
- Wywiadowcą - poprawiam go.
- Tak, dobra. Kurewsko wielka różnica, co? Prywatni wywiadowcy
spuszczają ludziom wpierdol kijem do krykieta?
- Owszem, jeśli ktoś ich wkurzy.
George pociąga nosem. Kaszle i spluwa z tyłu samochodu.
208
- Tak, prywatny wywiadowca. Pracujesz dla Morrisa Tiernana i żaden
z ciebie wywiadowca. Jesteś cholernym najemnikiem, człowieku.
To trzeci raz, kiedy ktoś mnie tak nazywa. Nie podobało mi się za bardzo
już za pierwszym razem. Teraz zaczynam się gotować.
- Siedziałeś? - pyta George.
- Byłem w pudle.
- Czyli jesteś ekswięzniem.
- Powinieneś pracować w policji, skoro taki z ciebie cholerny by-
strzak. O co ci chodzi?
- Masz pozwolenie?
- Nie potrzeba pozwolenia.
- Czyli to po prostu tylko taka rólka - stwierdza.
Nie podoba mi się to, do czego to zmierza. Patrzę na niego we wstecznym
lusterku.
- Nie jesteś prywatnym wywiadowcą - mówi. I się śmieje. Głośno. -
Do cholery, taki z ciebie prywatny wywiadowca jak ze mnie James Bond,
stary.
- Zamknij się, George.
- Naprawdę myślisz, że robisz coś dobrego?
- Nie muszę robić niczego dobrego. Po prostu robię swoją robotę.
- Człowieku, gadałeś z Alison. Nie, czekaj, już kumam. Byłeś rycerski,
bo obnosiła się z podbitym okiem, tak?
- Twój kumpel Rob to kawał skurwiela - rzucam.
- Daj spokój, stary! Widziałeś go ostatniej nocy. Sama przyłożyła mu
tyle, co dostała. A gdybyś jąznał lepiej, tak jak myślę, że ja jąznam, to
pewnie ona uderzyła pierwsza i założę się, że celowała poniżej pasa.
- Nieprawda, byłem tam.
- I co widziałeś?
- Widziałem bójkę.
- Kto zaczął?
- Wiem, co widziałem.
- Pieprzyć to! Widziałeś, co chciałeś widzieć. I jak bardzo byłeś wtedy
zalany?
Obracam się do tyłu.
- Zamkniesz się wreszcie, Geroge?
Pociąga jeszcze raz wyżebranego szluga i uśmiecha się spuchniętymi
ustami. Okropny widok.
- Stary, próbuję ci powiedzieć, co tu się dzieje. Widzisz to, co chcesz
widzieć. Nie rozumiesz, że grasz po złej stronie. Czy Tiernano-wie to ci
dobrzy? Otrząśnij się, kurde, człowieku.
14 - Sobotnie dziecko
209
- Nie miałem wyboru.
- Tak jak ja to widzę, to jesteś odpowiedzialny za to, co się stanie z
Robem.
- Czyżby?
- To tak jakbyś go wsypał. Jeśli powiesz Tiernanom, gdzie jest, to tak
jakbyś go własnoręcznie zabił. I jak to leży twojemu sumieniu?
- To nie mój interes.
- Oczywiście, że twój - mówi. - Jesteś tak samo zły jak reszta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl