[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Najwyżej trzydzieści.
 Trzydzieści?! Panie komisarzu, ja trzydziestką nie umiem jechać. Narazimy się
na jakiś wypadek. Mogę jechać pięćdziesiątsześćdziesiąt?
 Jedz, trudno.
Jechali spokojnie, dopóki nie skręcili na wyboistą polną drogę prowadzącą do willi.
Na wysokości chłopskiego domku przebiegał pies. %7łeby go nie potrącić, Galio skręcił i mało
brakowało, a uderzyłby prosto w drzwi chałupy. Jednak rozbił tylko wazon, który stał obok.
 Patrz, co narobiłeś! - powiedział Montalbano.
Kiedy wychodzili z wozu, drzwi domku otworzyły się i stanął w nich chłop, może
pięćdziesięcioletni, biednie ubrany, w wytłuszczonym kaszkiecie na głowie.
 Co jest? - spytał, zapalając światło nad wejściem.
I Rozbiliśmy panu wazon i chcemy za tę szkodę zapłacić - powiedział Galio nie
w dialekcie, tylko poprawnie po włosku. wtedy stało się coś dziwnego. Chłop rzucił okiem na
samochód policyjny i zaraz się odwrócił, zgasił światło, wszedł do domu i zamknął za sobą
drzwi. Galio zaniemówił ze zdumienia.
 Zobaczył, że jesteśmy z policji, a najwidoczniej jej nie lubi powiedział
Montalbano. - Zapukaj do drzwi.
Galio zapukał. Chłop mu nie otworzył.
 Halo! Jest pan tam?
Chłop nie odpowiedział.
 Niech się pocałuje w dupę - zakończył tę scenkę komisarz.
Laura i Livia nakryły do stołu na tarasie. Wieczór był tak piękny, że budził rzewne
uczucia, całodzienny skwar w cudowny sposób zmienił się w odświeżający chłodek. Księżyc
na niebie świecił tak jasno, że można było jeść kolację, nie zapalając światła. Panie
przygotowały coś lekkiego do jedzenia, niedawno przecież wrócili od Enza, gdzie objedli się
bez umiaru.
Kiedy siedzieli przy stole, Guido opowiedział, co mu się przydarzyło rano z tym
chłopem, który mieszkał nieopodal willi.
 Powiedziałem mu, że zaginęło dziecko, a on mi na to:  ojojoj , zawrócił i
zamknął drzwi. Pukałem, ale mi nie otworzył.
 To znaczy, że nie tylko z policją ma porachunki - pomyślał komisarz. Ale nie
wspomniał, że sam dopiero co został tak samo potraktowany.
Potem Guido i Laura zaproponowali, żeby przejść się brzegiem morza w świetle
księżyca. Livia i Montalbano nie mieli na spacer ochoty. Bruno na szczęście poszedł z
rodzicami.
Chwilę odpoczywali na leżakach, nie odzywając się do siebie. A w ciszy było słychać
tylko  mrrr kota Ruggera, który umościł się komisarzowi na brzuchu. W końcu Livia
powiedziała:
 Pokażesz mi to miejsce, gdzie znalazłeś Bruna? Nie wiem czemu, ale od kiedy
wróciliśmy, Laura nie pozwalała mi zejść i zobaczyć, gdzie to wszystko się stało.
 Dobrze, zejdziemy. Tylko wezmę latarkę z samochodu.
 Guido także musi tu jakąś mieć. Zaraz poszukam.
Spotkali się niebawem pod oknem zasypanej kondygnacji, każde z latarką w ręku.
Montalbano wszedł do środka pierwszy, rozejrzał się, czy nie ma gdzieś myszy, a potem
pomógł Livii wejść przez parapet okna łazienki. Naturalnie Ruggero wskoczył do środka
razem z nimi.
 Niesłychane! - stwierdziła Livia, oglądając łazienkę. Powietrze było tu gęste i
wilgotne, jedyne okno, przez które mogło dostać się trochę świeżego powietrza, było za małe,
żeby przewietrzyć całe mieszkanie. Skierowali się do pokoju, w którym komisarz znalazł
Bruna.
 Lepiej tu nie wchodz, Livio, tu za dużo błota.
 Biedne dziecko, jak bardzo musiało się bać! - stwierdziła Livia, wchodząc do
salonu.
W świetle latarek zobaczyli zasłonięte folią puste otwory okienne. Montalbano
zauważył stojący pod ścianą wielki kufer.
Zaciekawiło go, co w nim może być, a ponieważ kufer nie był zamknięty na kłódkę
czy łańcuch, podszedł bliżej i go otworzył.
Przypominał w tym momencie Cary ego Granta w scenie filmu Arszenik i stare
koronki. Energicznie podniósł wieko i zaraz się wyprostował. Kiedy Livia skierowała latarkę
na niego, uśmiechnął się sztucznie jak automat.
 Dlaczego się uśmiechasz?
 Ja?! Ależ nie, wcale się nie uśmiecham.
 To dlaczego masz taki dziwny wyraz twarzy?
 Jakiej twarzy?
 Co jest w tym kufrze? - pytała dalej Livia.
 Nic nie ma, kufer jest pusty.
Nie mógł jej przecież powiedzieć, że leżą w nim zwłoki.
Kiedy Laura i Guido wrócili z romantycznej przechadzki brzegiem morza ^świetle
księżyca, minęła już jedenasta.
 Było wspaniale - wołała zachwycona Laura. - Jak bardzo było mi to potrzebne
po takim dniu jak dzisiejszy!
Guida ta przechadzka mniej zachwyciła, ponieważ w połowie drogi Bruna ogarnęła
wielka senność i ojciec musiał go nieść na rękach.
Komisarza natomiast, kiedy już zwiedził z Livią mieszkanie widmo i mógł się znowu
usadowić na leżaku, dręczyło hamletowskie pytanie: powiedzieć czy nie powiedzieć?
Gdyby oznajmił, że piętro niżej leżą czyjeś zwłoki, z całą pewnością wywołałby
niesłychane zamieszanie i w nocy byłoby tu piekło albo co najmniej czyściec. Laura nie
chciałaby ani chwili dłużej pozostawać pod jednym dachem z nieznanym zmarłym i
domagałaby się, żeby spać gdzie indziej. Ale gdzie? W mieszkaniu w Ma - rinelli nie było
pokoju gościnnego. Musieliby coś zaimprowizować. Jak? Zastanawiał się, jak by się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl