[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nazwano Ruchem na Rzecz Ludzkiego Potencjału. Było to zataczające coraz szersze kręgi
przekonanie, iż w obecnym stadium rozwoju człowiek korzysta jedynie z niewielkiego procentu swych
ogromnych fizycznych, umysłowych i duchowych możliwości.
Obserwowałem, jak w ciągu kolejnych dekad podobne informacje wraz z rosnącym duchowym
doświadczeniem doprowadzają do tego, iż ludzka świadomość staje w obliczu przełomu, jak dokonuje
się skok myślowy, który od formułowania nowych przekonań o prawdziwym sensie ludzkiego życia, w
pewnym momencie doprowadza do tego, że ludzkość staje się gotowa, by przypomnieć sobie i
zaakceptować Dziewięć Wtajemniczeń. Lecz pomimo że nowy punkt widzenia zdobywał coraz więcej
zwolenników i masowo pojawiał się w różnych miejscach globu, wielu ludzi zaczęło się nagle
wycofywać, w obawie przed zachwianiem równowagi w kulturze ludzkości. Przez czterysta lat bowiem
ów dawny, głęboko zakorzeniony światopogląd zapewniał nam dobrze zdefiniowany, choć skostniały
porządek. Wszystkie role były w nim jasno określone i każdy znał swoje miejsce: na przykład
mężczyzni byli w pracy, kobiety i dzieci w domu, obywatele mieli określić swoje miejsce w gospodarce,
spełnienie odnalezć w rodzinie i dzieciach, wiedzieć, że sensem życia jest po prostu żyć uczciwie i
tworzyć materialne zabezpieczenie dla przyszłych generacji.
A gdy nadeszły lata sześćdziesiąte wraz z falą krytycyzmu i nieufności; ustalone reguły zaczęły się
walić. Zachowanie jednostek przestało być całkowicie określane przez społeczne normy. Ludzie
poczuli się wyzwoleni i na tyle silni, by tworzyć swoje własne ideały i poglądy, pełniej realizować swój
twórczy potencjał. To, co o nas sądzą inni, przestało mieć tak ogromne znaczenie; coraz częściej
nasze zachowanie zaczęło zależeć od tego, co my sami czujemy i być określane przez naszą własną,
wewnętrzną etykę.
Dla tych, którzy przyjęli nowy, bardziej uduchowiony punkt widzenia, charakteryzujący się
uczciwością, szczerością, miłością do innych, zachowania etyczne nie stanowiły problemu. Inaczej
było z tymi, którzy zatracili swoje wewnętrzne, duchowe przewodnictwo. Znalezli się nagle jakby na
ziemi niczyjej, gdzie wszystko jest potencjalnie możliwe: zbrodnia, narkotyki, wszelakie nałogi, utrata
etyki zawodowej. By jeszcze pogorszyć sytuację, wielu ludzi zaczęło się posługiwać osiągnięciami
Ruchu Ludzkiego Potencjału, by dowodzić, że kryminaliści i zbrodniarze nie są w pełni odpowiedzialni
za swoje czyny, gdyż tak naprawdę są tylko ofiarami społeczeństwa i kultury, która umożliwiła
zaistnienie warunków dla popełnienia tych przestępstw.
Dopiero teraz zrozumiałem, co tak naprawdę widzę: na całej ziemi odbywała się dramatyczna
polaryzacja poglądów. Ludzie dotąd niezdecydowani, teraz coraz wyrazniej sprzeciwiali się liberalnym
ideom, które według nich mogły prowadzić jedynie do dalszego chaosu i zagrożenia, a może nawet do
całkowitego zburzenia ustalonego porządku. Zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych coraz więcej osób
podzielało przekonanie, że oto zbieramy teraz owoce ostatnich dwudziestu pięciu lat liberalizmu i
zbliżamy się do swoistej wojny kulturowej, od wyniku której może zależeć nawet przetrwanie
zachodniej cywilizacji. Niektórzy byli już tak przerażeni, że nawoływali do podjęcia ekstremalnych
kroków, w obawie, że jest już za pózno.
Widziałem, jak w tej sytuacji zwolennicy Ludzkiego Potencjału wycofują się i ulegają lękowi. Wiele
mozolnie zdobytych praw obywatelskich oraz społecznych przywilejów stanęło pod znakiem
zapytania, krzyżowy ogień pytań rzucanych przez konserwatystów zaostrzał sytuację. Wśród liberałów
pojawił się więc pogląd, że to celowy atak tych, którzy, żyjąc z wykorzystywania innych ludzi, teraz
czują się zagrożeni, więc usiłują po raz kolejny zdominować słabszych członków społeczeństwa.
Zrozumiałem, co wzmaga ten podział sił: otóż każda ze stron była święcie przekonana, że druga
bierze udział w jakiejś tajnej konspiracji zła.
Obstający za starym porządkiem nie postrzegali już liberałów jako naiwnych idealistów, lecz jako
część ogólnoświatowej, międzyrządowej konspiracji socjalistów, sekretnych popleczników komunizmu,
którzy chcą osiągnąć dokładnie określony cel: taki rozkład życia społecznego, który usprawiedliwiłby
włączenie się do akcji silnego rządu i odgórne zaprowadzenie porządku. Według nich konspiracja ta
wykorzystywała strach społeczeństwa przed rosnącą falą przestępstw, by ograniczyć prawo do
posiadania broni i udzielać coraz większych uprawnień scentralizowanej biurokracji. To z kolei miałoby
w konsekwencji doprowadzić do kontrolowania przez rząd coraz to większych obszarów życia
obywateli, od sprawdzania kont bankowych i przepływu gotówki poczynając, a kończąc na cenzurze i
kontroli prywatnych kontaktów w Internecie, tłumacząc to koniecznością zapobiegania zbrodni lub
wykroczeniom podatkowym. Aż w końcu, być może posługując się pretekstem udzielania pomocy przy
jakiejś klęsce żywiołowej, Wielki Brat wkroczyłby do Stanów, skonfiskował prywatne majątki i ogłosił
stan wojenny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl