[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Rzeczywiście.
- Ale dziękuję za troskę - powiedział miękko.
Sądziła, że teraz właśnie jej dotknie, ale nic takiego się
nie wydarzyło. Podobnie było przez resztę popołudnia
i potem, gdy poszli do domu przygotować siÄ™ do wieczor­
nej zabawy.
Miała nadzieję, że przyjdzie do niej do łazienki, gdy się
kąpała, ale tu też się zawiodła.
Kiedy wróciła do ich wspólnego pokoju, był już ubrany
w czarne spodnie i białą koszulę. Rozmawiał z nią
o wszystkim i o niczym, podczas gdy ona malowała się
i układała włosy w sposób, w jaki zazwyczaj robiła to
Jemima. Był miły, zabawny i seksowny, ale ani przez
chwilę nie pozwolił jej się do siebie zbliżyć. Nawet jej nie
poprosił, żeby mu zawiązała krawat.
Tak więc zeszła na dół w nie najlepszym nastroju.
Przyjęcie rzeczywiście było urządzone z ogromnym
SOPHIE WESTON
136
rozmachem. Kobiety były ubrane w wieczorowe kreacje
od znanych projektantów i niektórych z nich nawet roz­
poznała. Ona sama miała sukienkę od Delysa i pożyczoną
biżuterię.
Zawahała się na górze schodów, zerknęła na błyszczące
w dole brylanty i spojrzała na Dominika.
- Nie przywykłam do takiego przepychu.
- Możesz zrobić, cokolwiek tylko będziesz musiała,
pamiętasz? - spytał szorstko.
- Ja tak powiedziałam?
- DziÅ› po poÅ‚udniu. CaÅ‚y czas czekam, że mi to wy­
jaśnisz.
- Może innego dnia.
- Powiedziałem, że jestem cierpliwym człowiekiem,
ale nawet moja cierpliwość ma swoje granice.
Choć nie zabrzmiało to jak grozba, Izzy wiedziała, że
mówi to na poważnie.
- Jesteś bardzo zdeterminowany, prawda? - spytała wolno.
- Naturalnie, że tak. To część mojego zadania.
Roześmiał się i napięcie panujące między nimi nieco
zelżało.
- A to też jest część twojego zadania? - spytaÅ‚a, wska­
zując ręką na zgromadzonych ludzi. - Rodzina, przyjęcia
zaręczynowe, dzieci przebrane za pingwiny i cała reszta.
- DomyÅ›lam siÄ™, że pytasz mnie, jak udaÅ‚o mi siÄ™ unik­
nąć pułapki małżeństwa.
- Dlaczego od razu myślisz, że ktoś miałby zastawiać
na ciebie pułapkę?
- Ponieważ jestem czyściochem, mam poczucie humoru
i umiem robić różne rzeczy w domu - odparł bez wahania.
- W takim razie szkoda, że tak bardzo starasz siÄ™ unik­
nąć tej pułapki.
ZAKOCHAMY PODRÓ%7Å‚NIK
137
- I tu siÄ™ mylisz. Czekam tylko na najlepszy kÄ…sek.
- SÅ‚ucham?
- Masz bardzo stereotypowe wyobrażenie na temat po­
dróżnika - powiedział drwiąco.
- Nie sądzę. Nie mam stereotypowego wyobrażenia na
temat kogokolwiek.
- Ależ masz. Uważasz nas za barbarzyńców, zdolnych
jedynie do tego, by wykorzystać kobietÄ™, a potem jÄ… po­
rzucić.
Izzy skrzyżowała ramiona na piersiach i przechyliła
głowę w bok.
- Rzeczywiście. Tymczasem ty masz wrażliwą duszę
i czekasz tylko na swoją pannę Właściwą!
- Może nie będę musiał już dłużej czekać.
Udała, że nie słyszy tych słów, choć zrobiło jej się od
nich gorÄ…co.
- Mówiąc szczerze - powiedział, prowadząc ją w dół
- jestem zadowolony, że rozpoczęłaś ten temat.
- Jaki temat? Nic nie rozpoczynałam. Och, potrafisz
być taki irytujący!
- Bardzo chciałbym się ożenić.
- Akurat w to uwierzÄ™.
-. Pozwól, że opowiem ci nieco o podróżnikach i maÅ‚­
żeństwie.
- Zamieniam się w słuch.
- Matthew Flinders. To on sporządził pierwszą mapę
wybrzeży Australii.
- Kolejny z twoich bohaterów? - spytała z czułym
rozbawieniem.
- %7Å‚ebyÅ› wiedziaÅ‚a. OżeniÅ‚ siÄ™ ze swojÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ… z dzie­
ciństwa. Nie mógł jej zabrać ze sobą. więc codziennie pisał
listy. Prosił, żeby opisywała mu, w co jest ubrana, co jej
SOPHIE WESTON
138
się śniło i co robi. A kiedy wrócił do domu po dziesięciu
latach, wciąż na niego czekała. - Powiedział to miękkim
głosem, zupełnie poważnym. - Tego właśnie chcę.
- W takim razie twoje oczekiwania nie sÄ… zbyt wygó­
rowane - zażartowała.
- Kiedy miałem osiemnaście lat, chciałem się ożenić.
Jednak gdy wyjechałem do Indonezji, moja wybranka
przerzuciła się na mojego starszego brata.
- Widać z tego, że w waszej rodzinie niezbyt dobrze
znacie siÄ™ na kobietach.
- Masz rację. Powinnaś zobaczyć drugą żonę mojego
ojca. To przez niÄ… wyniknęło caÅ‚e zamieszanie z pieniÄ™dz­
mi na wyprawę. Namówiła ojca, żeby wycofał udziały
swojej firmy.
- Nie jesteś z tego powodu wściekły?
- Teraz już nie. Ale jak widać wszystko ma swój cel.
Gdybym nie popadł w finansowe tarapaty, nie poznałbym
ciebie.
Patrzył na nią ciepło. Cieplej niż w ciągu całego dnia.
1 wtedy jej dotknął. Uniósł ją i ścisnął tak mocno, że omal
nie połamał jej żeber. Chciała, aby ten uścisk trwał wiecznie.
Nie puszczał jej przez resztę wieczoru ani na chwilę.
Jedli, trzymajÄ…c siÄ™ za rÄ™ce. Wznosili kolejne toasty, za­
glądając sobie w oczy. Tańczyli, jakby byli jedynymi
ludzmi na parkiecie. Należeli do siebie i w całej wielkiej
sali balowej nie było osoby, która by tego nie zauważyła.
- Aóżko - powiedziaÅ‚ w koÅ„cu, nie zadajÄ…c sobie na­
wet trudu, by zniżyć głos.
- Sądziłam, że już nigdy nie poprosisz - powiedziała
ze śmiechem Izzy.
ROZDZIAA DZIESITY
Teraz na pewno mi powie, pomyÅ›laÅ‚ Dominik. Nie mo­
że mnie okłamywać, gdy będziemy się kochać. Powie mi,
że pamięta nasz taniec i wszystko, co było potem.
Zaczął ją całować jeszcze na korytarzu. Nie jej usta, ale
powieki, nos, ramiona, szyję, rowek między piersiami.
To nie może być prawda, myślała. %7ładna współczesna
kobieta nie może być zszokowana zwykłym pocałunkiem.
Tyle tylko, że to nie był zwykły pocałunek.
Nie odrywając od niej ust, Dom otworzył drzwi pokoju
i lekko pchnÄ…Å‚ jÄ… do Å›rodka. Izzy zaczęła gorÄ…czkowo roz­
pinać jego koszulę. Oczywiście nie mogła sobie poradzić
z guzikami, ale nie miało to znaczenia.
Ogarnięci pożądaniem rzucili się na łóżko. Usłyszał,
jak zrzuciła buty. Izzy straciła zainteresowanie koszulą
i zaczęła gładzić rysujące się pod cienkim materiałem
mięśnie torsu. Dominik nie pozostał jej dłużny. Oboje
sprawiali wrażenie, jakby chcieli jednocześnie dotknąć
wszystkich fragmentów swych ciał, jakby nie mogli się
nimi nacieszyć.
Dominik ostro nabrał powietrza w płuca.
- Ostrożnie.
- Ale jego dama w czerwieni nie należaÅ‚a do ostroż­
nych kobiet. Zciągnęła mu koszulę przez głowę i zaczęła
mocować się z zamkiem spodni.
- Dlaczego w tych eleganckich spodniach muszą robić
SOPHIE WESTON
140
takie skomplikowane zamki? Nie wystarczyłby zwykły
suwak?
- Pozwól, że ci pomogę - zaśmiał się chrapliwie.
Wkrótce jednak okazało się, że ona ma też na sobie
zbyt wiele ubraÅ„. PróbowaÅ‚ uwolnić jÄ… ze zwojów turku­
sowego materiału, który ją okrywał, ale drobne haftki
okazały się być ponad jego możliwości.
- Jak to działa?
Izzy przewróciła się na plecy i podniosła ramiona.
- Nie mam pojęcia.
Usiadł ze śmiechem.
- Dobrze, zrób to ty.
- Sam sobie nie poradzisz? - spytała, mając na myśli
nie tylko haftki. Dominik zrozumiał jej intencje.
Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał jej w oczy.
- Tak długo, jak będziesz tego chciała, poradzę sobie
ze wszystkim.
Przez moment patrzyła na niego, jakby nie wierzyła
w to, co słyszy. Podobnie, jak nie mogła uwierzyć w to,
że jest z nim w łóżku.
- Kochaj mnie - szepnęła. - Kochaj mnie już.
Chwileczkę, pomyślał Dom. Powinnaś mi chyba coś
wyznać...
Jednak patrzÄ…c, jak Izzy powoli uwalnia siÄ™ z jedwabnej
sukni, odsunął wszelkie wątpliwości na bok. Pomyślę
o tym pózniej. Znacznie pózniej.
W tej chwili świat przestał dla nich istnieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl