[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szeroko. - Przyznaję, że to bardzo dobra wiadomość.
- Mogą sobie spadać - bąknęła Grace, odwracając się tyłem. - Nic mnie to nie obchodzi.
- Dlaczego tak mówisz, kochanie?
- Bo wszyscy jesteście bez przerwy tacy smutni.
- Ach, rozumiem. Wiesz, kochanie, mieliśmy ostatnio bardzo trudny okres.
- Dlatego jest mi wszystko jedno, czy spadnie asteroida, czy nie. To i tak nie przywróci życia cioci Tess.
Ludzie bez przerw umierają z różnych powodów. Giną w wypadkach samochodowych. Topią się w wodzie. A
czasami to inni ludzie ich zabijają.
- Masz rację.
- A mama zachowuje się tak, jakby stale nam coś groziło. Ani razu nawet nie spojrzała przez mój teleskop.
Uważa, że coś się zbliża, co zrobi nam krzywdę, lecz to nie będzie nic z kosmosu.
- Nigdy nie dopuścimy, żeby stało ci się coś złego - powiedziałem. - Oboje bardzo cię kochamy.
Nie zareagowała.
- Mnie się jednak zdaje, że warto rzucić okiem na niebo. - Wstałem i klęknąłem przy teleskopie. - Pozwolisz,
że popatrzę przez chwilę?
- Daj sobie siana - mruknęła.
Gdyby światło było zapalone, na pewny by zauważyła, że nie puściłem tego mimo uszu. Nie odezwałem się
jednak.
- W porządku - rzekłem, zajmując wygodniejszą pozycję.
Oczywiście najpierw zerknąłem za okno, żeby się upewnić, że nikt nas nie obserwuje z ulicy, dopiero potem
przytknąłem oko do okulary teleskopu. Podniosłem go nieco wyżej i przed moimi oczami gwiazdy przesunęły
się gwałtownie jak w czołówce Star Treka.
- Popatrzymy w tamtym kierunku - powiedziałem, zaciskając palce na tubusie, który nagle zeskoczył z
pękniętego mocowania, spadł na podłogę i potoczył się pod biurko Grace.
- Przecież ci mówiłam, tato, że to kupa złomu - podsumowała.
Cynthię także zastałem już w łóżku, z kołdrą naciągniętą wysoko, aż do ucha, opatuloną niczym w kokonie.
Oczy miała zamknięte, chociaż byłem pewny, że nie śpi. Po prostu nie chciała ze mną rozmawiać.
Rozebrałem się do bokserek, umyłem zęby i wślizgnąłem się obok niej pod kołdrę. Na nocnym stoliku leżał
stary egzemplarz magazynu  Harper s . Sięgnąłem po niego i otworzyłem na końcu, żeby zajrzeć do spisu
treści, ale nie mogłem się skoncentrować.
Odłożyłem pismo, zgasiłem lampkę i ułożyłem się na boku, tyłem do żony.
- Pójdę się położyć z Grace - powiedziała.
- Jak sobie życzysz - mruknąłem w poduszkę, nie oglądając się na nią. - Cynthia, kocham cię. Oboje
kochamy się nawzajem. To, co się teraz dzieje, niepotrzebnie wdziera się między nas, rozdziela nas.
Powinniśmy opracować jakiś plan, obmyślić sposób, który pozwoliłby nam wspólnie z tego wyjść.
Wysunęła się spod kołdry bez słowa. Klin światła z korytarza rozwarł się na suficie, po czym zgasł, gdy
zamknęła za sobą drzwi. Doskonale, pomyślałem. Byłem zanadto zmęczony, żeby wszczynać od nowa
kłótnię, żeby próbować załagodzić sytuację.
Niemal od razu zasnąłem.
A kiedy wstałem rano, Cynthii z Grace już nie było.
Nie zdziwiła mnie nieobecność żony w łóżku, gdy się obudziłem o wpół do siódmej. Nawet kiedy się nie
kłóciliśmy, często zasypiała u boku Grace i spędzała całą noc z córką. Dlatego nie od razu podreptałem na
koniec korytarza, by zajrzeć do dziecięcej sypialni.
Wstałem, wciągnąłem dżinsy i w przyległej łazience obmyłem twarz zimną wodą. Nie wyglądałem najlepiej.
Niepokoje związane z wydarzeniami kilku ostatnich tygodni zbierały żniwo. Pod oczami miałem wielkie
ciemne worki i chyba schudłem kilka kilogramów. To ostatnie za bardzo mnie nie martwiło, chociaż
zdecydowanie wolałbym osiągnąć to samo, realizując jakiś plan niezwiązany z poważnym stresem. Oczy
miałem nieco zaczerwienione, poza tym doszedłem do wniosku, że przydałaby mi się wizyta u fryzjera.
Mój ręcznik wisiał na wieszaku od strony okna wychodzącego na podjazd od frontu i kiedy po niego
sięgałem, uderzyło mnie, że świat wygląda jakoś inaczej niż zazwyczaj. W szczelinach między żaluzjami
zwykle dominowała biel i czerń łamana kolorami naszych dwóch samochodów. Ale tego dnia poza plamą
srebrzystego lakieru była jedynie czerń asfaltu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl