[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odrętwienie i że coś ją ściska za gardło. Nie mogła tu zostać ani chwili dłużej.
Odwróciła się i szybko wyszła z klasy.
19
Rozdział czwarty
Kiedy Elena dotarła do swojej szafki, odrętwienie zaczynało mijać, a ucisk w
gardle szukał ujścia we łzach. Nie mogła się rozbeczeć w szkole! Zamknęła szafkę i
ruszyła do głównego wyjścia.
Już drugi dzień z rzędu wracała do domu zaraz po ostatnim dzwonku. I to
sama. Ciocia Judith padnie ze zdumienia. Ale kiedy Elena doszła do domu,
samochodu cioci nie było na podjezdzie. Razem z Margaret pojechały pewnie do
sklepu. Dom był cichy i spokojny, kiedy Elena wchodziła do środka.
Ucieszyła się. Akurat w tej chwili potrzebowała samotności. Ale, z drugiej
strony, nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Teraz, kiedy nareszcie mogła
sobie popłakać, przekonała się, że łzy nie chcą płynąć. Upuściła plecak na posadzkę
holu i powoli poszła do salonu.
To był ładny pokój. Jedyna część domu - poza sypialnią Eleny  która należała
do jego dawnej konstrukcji. Ten dawny dom został zbudowany jeszcze przed 1861
rokiem, ale niemal kompletnie spłonął w czasie wojny secesyjnej. Udało się uratować
tylko ten pokój, z ozdobnym kominkiem obrzeżonym sztukaterią w ślimacznice, i
jeszcze wielką sypialnię ponad nim Pradziadek ojca Eleny postawił w tym samym
miejscu nowy dom i Gilbertowie mieszkali w nim od tamtych czasów.
Chciała wyjrzeć przez jedno z sięgających od podłogi do sufitu okien. Grube
szyby były tak stare, że zmętniały i wszystko, co znajdowało się na zewnątrz,
wydawało się nieco zniekształcone, jakby świat był lekko pijany. Przypomniała sobie,
jak ojciec po raz pierwszy pokazał jej te zmętniałe szyby. Miała wtedy mniej lat niż
Margaret teraz.
Znów coś ją ścisnęło za gardło, lecz łzy nadal nie chciały popłynąć. Targały nią
sprzeczne uczucia. Nie pragnęła towarzystwa, a jednak była boleśnie samotna.
Chciała wszystko przemyśleć, ale teraz, kiedy próbowała, myśli uciekały niczym
myszy, chowające się przed sową śnieżną.
Sowa śnieżna... drapieżny ptak... mięsożerca... wrona... - myślała.  Większej
wrony jeszcze nie widziałem", powiedział Matt.
Znów zapiekły ją oczy. Biedny Matt. Zraniła go, a tak ładnie się zachował. I
nawet był miły dla Stefano.
Stefano. Serce zabiło jej mocniej i ten łomot wycisnął jej łzy z oczu. Nareszcie
mogła się rozpłakać. Płakała z gniewu, z upokorzenia, z frustracji i... Dlaczego
jeszcze?
Co dzisiaj tak naprawdę straciła? Co czuła do nieznajomego chłopaka, Stefano
Salvatore? Owszem ignorował ją i to stanowiło wyzwanie. Sprawiało, że stał się kimś
innym niż reszta. Kimś interesującym. Stefano był egzotyczny, on ją... pobudzał.
Zabawne, zwykle to faceci mówili Elenie, że właśnie tak ją widzą. A potem
dowiadywała się od nich samych, albo od ich znajomych czy sióstr, jak się
denerwowali, idąc z nią na randkę. Jak pociły im się dłonie, a w żołądkach latały
motyle. Elenę zawsze bawiły takie historie. Ale jeszcze nie spotkała chłopaka, przez
którego sama by się denerwowała.
20
Tymczasem kiedy dzisiaj odezwała się do Stefano, jej puls gnał jak szalony, a
kolana się uginały. Dłonie miała wilgotne. A w żołądku fruwały już nie motylki, a
stado nietoperzy.
Facet był interesujący tylko dlatego, że przez niego zaczynała się denerwować?
To niezbyt dobry powód, żeby się kimś zainteresować. W sumie całkiem kiepski.
Ale chodziło też o jego usta. Aadnie wykrojone wargi, na widok których kolana
miękły jej z zupełnie innego powodu niż zdenerwowanie. I czarne jak noc włosy -
palce ją świerzbiły, żeby przegarnąć te miękkie fale. I sprężyste ciało, długie nogi...
Ten głos. To właśnie ten głos pomógł jej się wczoraj zdecydować. Słysząc go,
postanowiła, że na pewno zdobędzie Stefano. Gdy rozmawiał z panem Tannerem,
jego ton był chłodny i pogardliwy, ale przy tym wszystkim dziwnie pociągający.
Zastanawiała się, czy ten glos umiałby stać się czarny jak noc i jak by zabrzmiał,
szepcząc jej imię...
- Elena!
Aż podskoczyła, wyrwana z rozmarzenia. Ale to nie Stefano Salvatore ją wołał,
tylko ciocia Judith szarpała się z wejściowymi drzwiami.
- Elena? Elena! - A teraz Margaret wołała ją donośnym i piskliwym głosikiem.
- Jesteś w domu?
Elena znów poczuła się nieszczęśliwa. Rozejrzała się po kuchni. W tej chwili
nie była w stanie stawić czoła pełnym niepokoju pytaniom ciotki ani niewinnej
radości Margaret. Nie z tymi wilgotnymi rzęsami i łzami, które w każdej chwili mogły
popłynąć na nowo. W mgnieniu oka podjęła decyzję i w tej samej chwili, w której
trzasnęły drzwi frontowe, cicho wyślizgnęła się z domu tylnymi drzwiami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl