[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naturalne zachowanie dziecka. - Jake głęboko westchnął. - Staram się zrozumieć
postępowanie ojca wobec ciebie. Ale, niestety, tą nadopiekuńczą postawą po prostu
jeszcze bardziej pogłębił w tobie tamte tragiczne przeżycie. Nic dziwnego, że teraz
zachowujesz się w ten sposób.
Jake uniósł jej głowę i otarł łzy z twarzy.
- Powinnaś już wyzbyć się tego poczucia winy i strachu. - Trzymał ją w
ramionach przez dłuższą chwilę, a potem wstał. - Zrobię ci herbatę i musisz zjeść
trochę tego, co przygotowała pani Teal. A potem pójdziesz do łóżka. Rano poczujesz
się lepiej.
80
S
R
Emma wciąż miała dreszcze, gdy po posiłku pomagał jej położyć się do łóżka. Po
chwili wyszedł z sypialni. Wrócił jednak szybko, słysząc, że woła go po imieniu.
- O co chodzi? - zapytał, stając w drzwiach i patrząc na nią z ciepłym uczuciem
w oczach.
- Zostań tutaj ze mną, Jake - szepnęła, nie czując już jakiejkolwiek obawy. - Nie
chcę być sama.
- Dobrze - odparł.
Zgasił światło, podszedł do łóżka, położył się obok niej na pościeli, otaczając ją
ramieniem. Poczuła ogarniający ją spokój i po paru sekundach zamknęła oczy. Sennym
głosem zapytała:
- Czy będzie ci wygodnie, Jake?
- Dam sobie radę. Przestań się martwić. Zostaw to mnie - odparł cicho i Emma
usnęła prawie natychmiast.
Rano, gdy się zbudziła, Jake'a już nie było. Nie wiedziała, jak długo leżał przy
niej. Miała wrażenie, że opowiadając mu o wszystkim wyzbyła się części swych
lęków. Z drugiej strony czuła się jednak nieswojo, bo przecież wciągnęła Jake'a w
najbardziej osobiste przeżycia.
Nie pojawił się przy śniadaniu i pani Teal powiedziała, że zjadł już wcześniej.
- Jest chyba bardzo zajęty w studiu, widziałam, jak chodził kilka razy do
samochodu.
Emmę ta wiadomość przeraziła bardziej niż cokolwiek innego. Prawie zadławiła
się ostatnim kęsem i całkiem straciła apetyty. Bała się spotkania z Jake'em. Wieczorem
był bardzo przyjazny wobec niej, wyrozumiały, ale jednocześnie czuła, że narzuciła mu
swoje troski. Musiała zobaczyć, co on tam robi i pełna niepokoju weszła do studia.
- Jak się czujesz? - zapytał, gdy ją zobaczył. Był rzeczywiście bardzo zajęty.
Czyścił pędzle i pakował je. Sztalugi były już złożone i obwiązane skórzanym pa-
skiem. - Dobrze spałaś? - zagadnął grzecznie.
- Tak, bardzo dobrze - odparła, wewnętrznie zmrożona jego małomównością. -
Jak widzę, portret jest rzeczywiście skończony. - Jake skinął głową potakująco i nie
przerywał swych czynności. Emma zebrała wszystkie swe siły. - Czy mogę go teraz
zobaczyć?
- Nie - rzucił krótko. Jego głos nie był rozdrażniony, lecz po prostu
zdecydowany.
- Czy nie masz zamiaru namalować czegoś jeszcze?
81
S
R
- Nie - zaprzeczył cichym głosem i nawet na nią nie spojrzał. - Pakuję się, bo
jutro rano wyjeżdżam.
Emma odczuła to jak fizyczny cios. Złapała się kurczowo za oparcie kozetki,
której Jake jeszcze nie usunął ze studia. Spostrzegła, że całą uwagę skupił na tym, co
robił. Tak jakby ona w ogóle nie istniała.
- Mówiłeś... mówiłeś, że wujek udostępnił ci ten dom na cały rok - wyjąkała.
- Rzeczywiście tak było. Jednak postanowiłem wyjechać.
Emma nie była w stanie zebrać myśli. Cały jej świat walił się w gruzy...
- Czy jedziesz do Londynu, do swojego mieszkania?
- Wpadnę tam tylko, żeby zabrać parę rzeczy. Ale Anglia nie przemawia
specjalnie do mojej wyobrazni. Nie jestem tu sobą. Londyn, zresztą także Nowy Jork,
to miejsca, gdzie bywam krótko. Naprawdę żyję pełnią życia tylko we Włoszech. I tam
właśnie jadę. Przypuszczalnie polecę jutro albo pojutrze.
Emma nie mogła tego dłużej słuchać. Była nazbyt zszokowana, żeby płakać.
Pobiegła na górę, do swego pokoju, wzięła płaszcz i szalik i bez słowa poszła przed
siebie. Krążyła po okolicy przez cały ranek. Nie wróciła na lunch. Przez cały czas nie
była w stanie myśleć o czymkolwiek. Nic nie mogło przebić się do niej przez głębię jej
rozpaczy. Wewnętrznie była kompletnie zmrożona. Odrętwiała z bólu, jak nigdy
przedtem, nigdy, w całym swym życiu. Jake wyjeżdżał, i to już za chwilę! I nigdy
więcej go nie zobaczy!
Gdy powróciła wreszcie do domu, nie mogła niczego przełknąć, chociaż lunch
czekał na nią. Poszła do saloniku i usiadła na kozetce z podkurczonymi nogami.
Patrzyła z uporem w ogień na kominku, nawet wówczas, gdy pani Teal już odjechała.
Jake nie pojawił się w ogóle. Słyszała, jak przybijał coś gwozdziami, jak chodził kilka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl