[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Byłem. Od wyrostka nawojowałem się zadość. Pokąd z wrogiem była sprawa, nawet po sercu mi
wojaczka; i po kiesie, bo z łupów i nadań mienia przybywało. Ale w takowej wojnie, co się od swarów króla z
biskupem zaczęła, ni zysku, ni sławy. Możem za głupi, by wiedzieć, któren był praw. Ale dać się zabić, to
wiedzieć, za co. Nie wiem, co robić, to nic nie robię. Przycupnąłem na uboczu, pokąd się burza nie przewali, i
takem się uchował.
 Ja takoż nie wiem, któren był praw, zda mi się, żaden. Wszelki ład ninie zwywracano, bo się prawego
papieża sądzić zbierają.
 Na tym ja się nie wyznawam, jeno wiem, że jakowaś właść musi być, bo lepszy zły rząd nizli żaden. Z
zamętu jeno łotrom korzyść i wrogom, toteż szarpią nas ninie ze wszech stron. Ale niechaj się w kraju uspokoi,
przypomnimy, że tu nie rozgrodzone poletko, które każda świnia zbuchtuje.
 Właść musi być!  chmurnie powtórzył kanonik.  A króla zegnali i za to biskup Stanisław żywot
położył, by się Sieciech panoszył.
 Jam mu nie druh, ale co się stało, to się nie odstanie. Król nie żywię, Włodzisław niezdały jest, jak nie
kaszle, to się modli, ale nawet prawego potomka wymodlić nie wydolił. Widno Piastom na koniec przyjdzie.
Tedy dobry i Sieciech, bo co by o nim nie rzec, mąż jest jak się patrzy.
 Jest jeszcze Mieszko po Bolesławie  powiedział Mikołaj w zamyśleniu.  Jeno mu Włodzisław
wrócić nie zwala.
 Ba! %7łeby wrócił! Wdałe chłopię jak rzadko. Ale niezrały jeszcze, a nam czekać nie pora, boby nas
somsiedzi zjedli. Niczego nie uradzim. Nie masz króla, Włodzisławowi posłuch dłużnym. A że się Sieciechowi
powodować niecha 3, też jego, nie moja sprawa. To jedno wiem, że ze swoimi bić się nie będę, choćby mi sam
diabeł przykazował.
Rozmowę przerwało wejście dziewek z wieczerzą, a potem potoczyła się już tylko o zamierzonym
związku, ale niedługo, bo kanonik zdrożony był, a nazajutrz ruszyć mieli do Radzimina na weselisko.
Uroczystości i obrzędy weselne przeciągnęły się przez tydzień, po czym młodzi wraz ze stryjem ruszyli w
powrotną drogę. Miłosława przypadła Mikołajowi do serca, ale mimo że go oboje zatrzymywali w gościnie,
wymówił się sprawami, nie chcąc im przeszkadzać w pierwszym okresie pożycia, choć prócz samotności nic go
nie czekało w Krakowie. %7łegnał ich błogosławiąc, ale przyrzekał zawstydzonej Miłosławie, że przyjedzie na
chrzciny, żywi przeto nadzieję, że się rychło znowu zobaczą.
Nie spiesząc się wracał w pogodniejszym nastroju; co z burzy ocalało, zbiera się do życia. Spotkany jednak
w gospodzie u przeprawy w Czerwieńsku kanonik Mszczuj Jastrzębiec zburzył pogodę znowu. Zaledwie się
powitawszy, powiedział zgryzliwie:
 Nie macie po co spieszyć do Krakowa. Juże mamy nowego biskupa.
Zdziwiony i zaskoczony Mikołaj patrzył na Mszczuj a pytająco, a ten ciągnął:
 Może i lepiej dla was. Gdy nie było biskupa, wam jako dziekanowi przystało kapitułę zwołać, a widzę,
że nawet o tym nie wiecie. Mnie ni brata mego takoż nikt nie uwiadamiał, że Włodzisław Lamberta Awdańca
biskupem mianował i przez kapitułę zatwierdzić niechał.4 Z przypadku się zwiedziałem i zmiarkowałem, że się
coś nieszczerego kroi. Tedym się zebrał, ale w porę nie pośpiałem.
W porywie gniewu pięścią wyciął w stół i niemal krzyknął:
 Nie dojechałem, bo mnie w drodze pojmano. Mniemałem, że zbóje dla okupu, ale gdym o tym gadać
próbował, jeno się śmiali. Przetrzymali mnie w leśnej budzie przez niedzielę i puścili. Nie wiedziałem, co to
znaczy, alem się dowiedział: z kanoników, co z królem trzymali, ni jednego na wyborze nie było. Lamberta
Awdańca biskupem uznali i zaraz do Rzymu ruszył po zatwierdzenie, a jako wiecie, ninie tam antypapa Klemens
siedzi. Mikołaj, który słuchał zadumany, teraz odezwał się:
 Dziwne mi to. Wżdy i Awdańce z królem trzymali. Za Lambertem sam bym głos oddał, bo człek jest
rozsądny, na Zachodzie kształcony. Nic bym nie miał przeciwko niemu, gdyby go po prawie ustanowiono i
prawowity Ojciec Zwięty zatwierdził.
 Trzymali z królem, pokąd był król  przerwał Mszczuj  a na godności zawżdy byli łasi. radzi
wynieść się nad innych. Ani chybi już się z Sieciechem zwąchali, jednej maści konie.
 Nie jednej  powiedział Mikołaj w zamyśleniu.  Może to i lepiej, że każden ciągnąć będzie w swoją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl