[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie przejdziesz. 31 Wpuść mnie, Maniuś szepnął z boku piegowaty chłopiec. Ja ciebie znam. Ja mieszkam niedaleko od Gołębnika. Dzisiaj nie ma protekcji! Nawet cesarz Abisynii płaci legalnie za bilet. Kasa inaczej nie wytrzyma. No, chłopaki, płacić albo zjeżdżać w pląsach! Humor i stanowcza postawa kasjera i skarbnika w jednej osobie poskutkowa- ły. Chłopcy bez protestu wycofali się za wyłom w murze i gęsto zalegli chodnik ulicy. Kto miał złotówkę, ten podchodził do stolika i z bólem w sercu wykupy- wał bilet, wstydząc się, że po raz pierwszy w życiu opłaca wstęp na mecz. Kto nie miał pieniędzy, oczekiwał, aż nadarzy się okazja do wśliznięcia się na ga- pę. Dla zabicia czasu roztrząsano głośno, kto wygra: Syrenka" czy Huragan"? Odwieczny temat rozmów kibiców przekształcał się stopniowo w wielką wrza- wę, żeby wreszcie przejść w zbiorową kłótnię. Zwolennicy Syrenki" skakali do oczu kibicom Huraganu". Przed bramą boiska kotłowało się i wrzało. Tradycji wielkich meczów stało się zadość. Tymczasem przy kasie robiło się coraz tłoczniej. Schodziła się poważniejsza publika. Paragon ku wielkiej radości zobaczył słomkowy kapelusz właściciela za- kładu fryzjerskiego, pana Sosenki. Szanowanie, panie szefie! przywitał go z elegancją. Pan szanowny za dwa złote? Bilecik dla dorosłych, jedna sztuka. Służę uprzejmie. Gdy poda wał bilet swemu chlebodawcy, ściszył głos: Panie szefie, wpuściłbym pana po znajomości za darmochę, ale kasa nie moja, rzecz społeczna. Szeroka, obrzękła twarz pana Sosenki rozpromieniła się na widok Paragona. Nie trzeba, nie trzeba śmiał się dobrodusznie. Rzecz zrozumiała, że kasa to sprawa publiczna. Daj dwa bilety, niech stracę. To może pan jednego chłopaka z ulicy ze sobą wprowadzić. Ty, chodz tu skinął na piegowatego wyrostka. Podziękuj panu szefowi za bilet i nie oszczędzaj głosu za naszą drużyną! Doping musi być, żeby nasza wiara wygrała. W podobny sposób witał Maniuś-Paragon swe dobre znajome z Górczewskiej: pannę Kazię ze sklepu MHD i panią Wawrzynek, właścicielkę wózka z owocami. Moja klientela nie zawodzi" myślał obliczając szybko kasę. W szufladzie stolika było już chyba ponad pięćdziesiąt złotych. Wpływy kasowe zapowiadały się pomyślnie. Trapiła go jednak myśl: Co będzie, jeśli Perełka nie przyjdzie na mecz?" Co chwila wychylał się spoza stolika i z niecierpliwością spoglądał na chodnik, gdzie gromadziła się coraz większa ciżba. Kilka razy przybiegał rozgo- rączkowany Mandżaro, dopytując się, czy nie było Perełki. Nawet, gdy zjawiła się cała drużyna Huraganu" z Ryśkiem- Skumbrią i Królewiczem na czele, Perełki wciąż jeszcze nie było. Dopiero, gdy skarbnik miał przekazać kasę swemu po- mocnikowi, Frankowi Motylskiemu, wśród chłopców cisnących się na chodniku i jezdni zobaczył małego bramkarza. Jesteś! zawołał triumfalnie, gdy ten zdyszany zbliżył się do kasy. Człowieku, ileśmy się tu namartwili! 32 Perełka machnął ręką i dłonią otarł pot z czoła. Jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem. Popatrz, Maniuś, jaka sensacyjna wiadomość powiedział zdyszanym głosem. Wyciągnął z kieszeni kawał zmiętej gazety, rozprostował ją w dłoniach i podsunął pod sam nos. Czytaj! przynaglał. Paragon tak był zdenerwowany, że litery skakały mu przed oczami. Zdołał jednak uchwycić spojrzeniem tytuł złożony tłustymi czcionkami: Wielki turniej piłkarski dzikich" drużyn. I co z tego? zapytał nie rozumiejąc, co czyta. Czytaj dalej, to się przekonasz. Czytanie nie szło Maniusiowi zbyt składnie, ale wysilił całą uwagę, by nie zgubić ani jednego słowa. Krótki komunikat prasowy brzmiał następująco: Re- dakcja %7łycia Warszawy" organizuje wielki turniej dzikich" drużyn piłkarskich. Zgłoszenia nałeży składać w działe sportowym redakcji %7łycia Warszawy" w go- dzinach 15-19, do dnia 15 bm. Dałsze szczegóły ukażą się wkrótce w stołecznej prasie. Perełka trącił go łokciem. Rozumiesz? Nie bardzo... Fujara z ciebie. Będziemy mogli grać w turnieju. Z kim? To się jeszcze okaże. Takie drużyny jak nasza, jak Huragan", kapujesz, wezmą udział w tym turnieju. Będą rozgrywki. Morowa rzecz, co? Maniusiowi dopiero teraz rozjaśniło się w głowie. W mig zrozumiał, że chodzi o rzecz niezwykle ważną. Złapał Perełkę wpół i uniósł go jak piłkę. Rozumiem, rozumiem! To naprawdę fantastyczna rzecz! Musimy zaraz po wiedzieć Mandżaro, a jutro walimy do %7łycia" i zapisujemy się, bo może miejsca zabraknąć. Panie Aopotek, panie Aopotek, niech nas pan ratuje! Za pięć minut mecz, a my nie mamy sędziego zaczął Mandżaro błagalnym głosem. Paragon odsunął go delikatnie. Stanął naprzeciw montera, który ulokował się jako widz na pierwszym piętrze wypalonej kamienicy i z miną wielkiego znawcy przyglądał się kopiącym piłkę graczom. Panie mistrzu zawołał z humorem ratuj pan honor naszej drużyny! Siedemdziesiąt dwa bilety sprzedane, pełne trybuny, nastrój wielkiego spotkania międzynarodowego, a tu sędzia skrewił! Nie przyszedł, kalosz jeden! Nasz los w pańskich szanownych rękach. 33 Monter uśmiechnął się, potrząsnął swą bujną czupryną, zapalił papierosa. Nie, moi drodzy, nie dam się nabrać. Znowu wezmiecie się za czuby i co ja wtedy zrobię? To przecież poważne spotkanie wtrącił mały Perełka. Monter jeszcze raz potrząsnął głową. Znam ja was dobrze. Dwadzieścia lat mieszkam na Woli i jeszcze moje oczy nie widziały takiego meczu, który skończyłby się, jak Pan Bóg przykazał. Nie możemy zawieść płatnej publiki, kochany panie Aopotek. Jak ciotunię kocham, nie będzie żadnej draki przekonywał Paragon, tłukąc się z całej siły w pierś. Jak Paragon coś powie, to mur, panie mistrzu. Pan jest najlepszym sędzią, jakiego na Woli widziałem. Nie zrobi nam pan zawodu. Tu chodzi o wielką rzecz, o honor naszej drużyny. Aopotek uśmiechnął się przyjaznie do Maniusia. Ej, ty to umiesz głowę zawracać pogroził mu palcem. Za stan kasy jestem odpowiedzialny. Jak meczu nie będzie, to wszyscy do mnie przyjdą. Dawaj pieniądze" powiedzą. Takiej kompromitacji nie może być, panie mistrzu. My pana prezesem naszego klubu zrobimy, tylko niech pan bierze gwizdek i mecz zaczyna, bo kibice już się denerwują. Istotnie, na trybunach zaimprowizowanych ze zwalisk gruzu odzywały się już pierwsze gwizdy i okrzyki. Zaczynać mecz! Za cośmy płacili! Zaczynać grę! Aopotek widząc zmartwione miny chłopców i napiętą sytuację na trybunach, uległ wreszcie. Zrzucił z siebie granatową odświętną marynarkę, rozwiązał i zdjął krawat, zarzucił na szyję sznurek od sędziowskiego gwizdka i trzy razy klasnął w dłonie. Zaczynamy! zawołał do chłopców, którzy kopali piłkę pod swymi bram kami. Na widowni ucichło. Przez tłum młodocianych kibiców przeszedł szmer. Wszystkie oczy zwróciły się na boisko, gdzie w jednym szeregu ustawiały się obie drużyny. Pierwszy wystąpił kapitan Syrenki" Mandżaro. Dał swym chłop- com znak ręką i w tej samej chwili odezwał się gromki okrzyk:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|