[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pochodziło z samochodu chłodni, który niedawno ścigałem  zupełnie do tego nie pasowało. Owszem, było
elementem bardzo szykownym, ale co mówiło o tym, jak naprawdę jest? Nic. Dodano je z innej przyczyny, a
przyczyna ta musiała być innym, zupełnie nowym rodzajem deklaracji. Poczułem się tak, jakby przeszedł mnie
prąd. Jeżeli lusterko pochodziło z samochodu chłodni, mogło być przeznaczone wyłącznie dla mnie.
Tylko co oznaczało?
 Co to, u diabła, jest?  mruknęła Deb.  Lusterko. Dlaczego?
 Nie wiem  odparłem, wciąż czując, jak pulsuje we mnie bijąca z niego moc.  Ale założę się z tobą o
porcję krabów u Joego Stone'a, że pochodzi z tej chłodni.
- Zakład odpada. Ale dowiedzieliśmy się przynajmniej czegoś ważnego.
90
Spojrzałem na nią zaskoczony. Czy to możliwe, żeby intuicja podpowiedziała jej coś, co przeoczyłem?
 Czego, siostrzyczko?
Ruchem głowy wskazała grupkę tych z szefostwa, którzy wciąż handryczyli się przy bandzie.
- Kompetencje - wyjaśniła. -To zabójstwo jest nasze. Chodzmy. Na pierwszy rzut oka nowe dowody rzeczowe
nie wywarły na La-
Guercie żadnego wrażenia. Cóż, niewykluczone, że odczuwając głęboki i nieprzemijający niepokój o
symboliczne znaczenie lusterka, ukrywała go pod maską starannie wystudiowanej obojętności. Albo to, albo
była głupia jak stos polnych kamieni. Wciąż stała z Doakesem. Musiałem przyznać, że sierżant robił wrażenie
szczerze zatroskanego, ale z drugiej strony, może to tylko twarz zmęczyła mu się od tego ciągłego łypania spode
łba i właśnie wypróbowywał nową minę.
- Policjantka Morgan - rzuciła LaGuerta. - Nie poznałam pani w ubraniu.
 Niektórzy nie zauważają wielu oczywistych rzeczy  wypaliła Debora, zanim zdążyłem ją powstrzymać.
 To prawda  odparowała LaGuerta.  Dlatego niektórzy nigdy nie zostaną detektywami.  Było to
zwycięstwo całkowite i odniesione bez najmniejszego wysiłku, dlatego LaGuerta nawet nie zaczekała, żeby
sprawdzić, czy piłka trafiła do bramki. Odwróciła się plecami do Debory i zagadała do Doakesa: - Dowiedz się,
kto ma klucze do budynku. Kto mógł tu wejść, kiedy chciał.
- Uhm - odparł Doakes. - Sprawdzić zamki? Może się włamał.
- Nie - odrzekła LaGuerta z lekko i jakże ślicznie zmarszczonym czołem. - Oto nasz lód. - Zerknęła na Deborę. -
Ta chłodnia miała nas tylko zmylić.  Ponownie przeniosła wzrok na Doakesa.  Do uszkodzenia tkanek
doszło pod wpływem lodu. Tego tu. Dlatego morderca musi mieć coś wspólnego z tym lodowiskiem.  Jeszcze
raz zerknęła na Deborę. -A nie z samochodem chłodnią.
- Uhm - powtórzył Doakes. Nie był chyba do końca przekonany, ale to nie on tu dowodził. LaGuerta spojrzała
na mnie.
91
- Możesz już chyba wracać do domu, Dexter  powiedziała. -Jeśli będziesz potrzebny, wiem, gdzie cię szukać.
- Przynajmniej nie puściła do mnie oka.
Deb odprowadziła mnie do wielkich, podwójnych drzwi.
- Jeśli nic się nie zmieni, za rok będę przeprowadzała dzieci przez ulicę - mruknęła.
- Przesadzasz. Najdalej za dwa miesiące.  Dzięki.
- Posłuchaj. Nie możesz sprzeciwiać się jej tak otwarcie. Widziałaś, jak robi to Doakes? Trochę subtelności, na
miłość boską.
- Subtelność. - Nagle stanęła jak wryta i chwyciła mnie za ramię. -To ty posłuchaj.To nie jest żadna gra.
- Ależ oczywiście, że jest. Polityczna. A ty nie umiesz w nią grać.
- Ja w nic nie gram - warknęła. - Tu chodzi o ludzkie życie. Na wolności grasuje rzeznik z nożem i będzie tak
grasował, dopóki rządzi tu ta durna baba.
Zdusiłem przypływ nadziei.
- Może i tak...
- Nie może, tylko na pewno.
- Ale nie zmienisz tego, jeśli skażą cię na wygnanie i przeniosą do drogówki w Coconut Grove.
- Nie, ale mogę to zmienić, znajdując rzeznika.
No, tak. Niektórzy nie mają zielonego pojęcia, jak kręci się ten świat. Bo pod innymi względami Deb była
bardzo bystrą dziewczyną, naprawdę. Po prostu odziedziczyła po Harrym zabójczą bezpośredniość i otwarte,
prostolinijne podejście do życia, zapominając odziedziczyć mądrość. Bezceremonialność była dla jej ojca
sposobem na przedarcie się przez zwały ludzkiego kału. Ona zaś udawała, że zwałów tych nie ma.
Do samochodu podrzucili mnie radiowozem, jednym z tych przed stadionem. Jechałem do domu, wyobrażając
sobie, że mam tę głowę, że owinąłem ją w bibułkę i włożyłem do bagażnika, że głowa jedzie ze mną. To
straszne i głupie, wiem. Pierwszy raz w życiu zrozumiałem tych smutnych mężczyzn, zwykle członków
Arabskiego Bractwa
92
Mistycznej Zwiątyni czy innych masonów, którzy pieszczą damskie buciki i noszą brudną bieliznę. Koszmarne
uczucie. Miałem ochotę natychmiast wziąć prysznic, chociaż z taką samą ochotą pogłaskałbym teraz tę głowę.
Sęk w tym, że jej nie miałem. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak wracać do domu. Jechałem powoli, kilka
kilometrów poniżej dozwolonej prędkości. W Miami to tak, jakbym przypiął sobie do pleców kartkę z napisem:
DAJ Mi KOPA. Nikt mnie oczywiście nie kopnął. Musieliby przedtem zwolnić. Ale siedem razy zatrąbiono na
mnie klaksonem, osiem razy pokazano mi uniesiony palec, a pięć samochodów wyminęło mnie z rykiem silnika,
zjeżdżając czy to na pobocze czy na przeciwległy pas ruchu.
Ale tego dnia nie potrafił mnie rozweselić nawet dobry humor innych kierowców. Byłem potwornie zmęczony,
zdeprymowany i musiałem spokojnie pomyśleć z dala od panującego na stadionie rozgwa-ru i głupiej paplaniny
tej kretynki LaGuerty. Powolna jazda dała mi czas na zastanowienie, na rozszyfrowanie znaczenia tego, co się
stało. Stwierdziłem, że w głowie pobrzmiewa mi jedno i wciąż to samo wyrażenie, że nieustannie odbija się od
zagłębień i wypukłości mojego wyczerpanego mózgu. %7łe wyrażenie to żyje własnym życiem, że im dłużej
słyszę je w myślach, tym większy ma sens. Było jak kusząca mantra. Stało się kluczem do rozmyślań o
mordercy, o toczącej się po jezdni głowie i o samochodowym lusterku między suchutkimi, cudownie czystymi
częściami ludzkiego ciała.
Na jego miejscu...
Lusterko - co bym chciał przez to powiedzieć na jego miejscu? Chłodnia  co bym z nią zrobił?
Oczywiście nie byłem na jego miejscu, poza tym zazdrość szkodzi duszy, ale ponieważ ja duszy nie mam, a
przynajmniej nic o tym nie wiem, rzecz była bez znaczenia. Tak więc na jego miejscu porzuciłbym chłodnię w
jakimś rowie czy kanale w pobliżu stadionu. A potem jak najszybciej bym uciekł. Przygotowanym zawczasu
samochodem? Skradzionym? To by zależało. Czy na jego miejscu od początku bym wszystko zaplanował - i z
góry wiedział, że podrzucę zwłoki na
93
lodowisko - czy też improwizowałbym w odpowiedzi na pościg na autostradzie?
Tylko że to nie miało sensu. Przecież nie mógł liczyć na to, że ktoś będzie go ścigał aż do North Bay Village, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl