[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pieszczocie. W istocie, w uroczy sposób draniła jej zmysły. Patience czuła, jak
miękną jej usta; jego zaś twardnieją.
Nie, nie, nie... jakaś mała część jej świadomości starała się ją ostrzec, ale ju
dawno przestała słuchać. To było nowe, oryginalne doświadczenie; nigdy
wcześniej tego nie czuła. Nie wiedziała, e istnieje taka prosta przyjemność.
Jego usta wcią były twarde i chłodne. Patience nie mogła się oprzeć pokusie,
by sprawdzić, czy nie zmiękną pod wpływem nacisku jej ust. Nie zmiękły, tylko
stały się jeszcze twardsze. Zamarła; bo oto nagle koniuszkiem języka delikatnie
zaczął  rysować" po jej dolnej wardze. Zwlekał, jakby pytając o pozwolenie.
Chciała więcej. Rozchyliła usta.
Jego język wsunął się pomiędzy jej wargi, powoli, niemal pewny miłego
powitania.
Nigdy wcześniej nie oddała ust adnemu męczyznie. Vane wiedział o tym,
wyczuł prawdę w jej odpowiedzi, wyczytał to z reakcji jej ciała. Ale ona wycho-
dziła mu naprzeciw, jej namiętność, jej poądanie odpowiadały na jego
wezwanie, delikatnie jak rosa w wiosenny poranek, dziewiczo jak śnieg na
niedosięnym szczycie.
Mógł ją zdobyć, byłaby jego. Ale nie widział powodu do pośpiechu. Była
nietknięta; gdyby się niecierpliwił, uciekłaby przestraszona i niechętna. A wtedy
musiałby się starać o wiele bardziej, by zaciągnąć ją do łóka.
Przedłuał kadą pieszczotę. Namiętność między nimi wydawała się niemal
ospała. Będzie uśpiona a do chwili, kiedy znowu on jej dotknie. Musiał pozwo-
lić, by to rosło stopniowo, karmić do czasu, a nieunikniona konieczność
przyprowadzi ją do niego. Będzie się nią delektował powoli, smakował to po-
wolne oblęenie, tym bardziej słodkie, poniewa wiedział, jaki będzie koniec.
Usłyszał dalekie odgłosy i przerwał pieszczotę. Patience powoli otworzyła
oczy, potem zamrugała, i spojrzała na niego. W jednej chwili rozszyfrował jej
spojrzenie. Była zwyczajnie ciekawa.
Vane nie mógł się powstrzymać przed uwodzicielskim uśmieszkiem, nie mógł
się te oprzeć pokusie, by pocałować jej usta raz jeszcze.
Co robisz? - wyszeptała.
-
To się nazywa  pocałunek na zgodę" - uśmiechnął się. - Tak robią
-
kochankowie.
Patience ponownie poczuła zimny cięar w okolicach ołądka.
Nie jesteśmy kochankami.
-
Jeszcze nie.
-
Dotknął jej ust. Zadrała.
Nigdy nimi nie będziemy.
-
Moe kręciło jej się w głowie, ale tego było całkiem pewna. Znieruchomiał,
ale nie przestawał się uśmiechać.
Nie byłbym tego taki pewien. Znowu musnął ustami jej wargi.
-
Patience zachwiała się. Wyprostował się i odsunął, spoglądając ponad nią.
Idzie.
-
Kto?
-
Twój harem.
-
Mój co?
-
Czy to nie właściwe określenie grupy niewolników przeciwnej płci?
-
Patience odetchnęła głęboko. Wyprostowała się, przesłała mu ostrzegawcze
spojrzenie, potem się odwróciła. By napotkać spojrzenia Penwicka, Henry'ego i
Edmonda. Szli ku niej główną nawą. Niemal jęknęła.
Moja droga panno Debbington - Penwick wysunął się na prowadzenie. -
-
Przyjechałem, by zapytać, czy nie wybrałaby się pani ze mną na przejadkę.
Patience podała mu rękę.
Dziękuję za pana uprzejmość, ale obawiam się, e mam ju dość rześkości
-
dzisiejszego poranka.
Penwick skierował podejrzliwe spojrzenie na Vane'a. A ten w odpowiedzi
nisko mu się ukłonił.
Właściwie - powiedziała - miałam właśnie wracać do domu.
-
Kapitalnie - Henry przysunął się bliej. - Zastanawiałem się, dokąd pani
-
poszła. Pomyślałem, e pewnie na spacer. Z przyjemnością panią
odprowadzę.
Pójdę z wami - Edmond przesłał Patience rozpromienienie spojrzenie. -
-
Przyszedłem zobaczyć, co porabia Gerrard. Teraz te mogę wracać.
Zaraz rozpocznie się walka o miejsce po mojej prawej stronie - pomyślała
Patience. Ale to miejsce było ju zajęte.
Wygląda na to, e jesteśmy w komplecie - powiedział Vane.
-
Wszyscy ruszyli za Patience i Vane'em jak jeden mą.
Kiedy doszli do stajni i podała Penwickowi rękę na poegnanie, wszystko, na
co było ją stać, to uśmiech i grzeczne  do widzenia". Penwick ścisnął jej palce.
Jeśli deszcz jutro nie będzie padał, nie wątpię, e będzie pani chciała się
-
przejechać. Odezwę się.
Tak jakby to on rozporządzał jej przejadkami! Patience ugryzła się w język,
by nie odpowiedzieć złośliwie. Wycofując dłoń, uniosła brwi, potem wyniośle
się odwróciła, unikając skinięcia głową Penwickowi, które mogłoby być
odczytane jako zgoda. Jedno spojrzenie na twarz Vane'a, wystarczyło, by pojęła,
e zrozumiał jej zamierzenia.
Wkrótce pozostali weszli do domu. Patience zamyśliła się. To było niemal
tak, jakby obaj - Henry i Edmond - sądzili, e muszą jej bronić przed Va-ne'em i
Penwickiem, ale kiedy ju była w domu, uwaali, e jest bezpieczna. Nawet w
obecności Vane'a.
Mogła sobie wyobrazić, dlaczego tak myśleli - to był dom jego matki
chrzestnej. Nawet jeśli miał opinię uwodziciela, rozumiała, e są granice,
których nie przekroczy.
Dotarli do końca holu; korytarz prowadzący do jej pokoju rozciągał się na
wprost. Uwolniła rękę spod ramienia Vane'a i spojrzała na swego towarzysza.
Przyglądał się jej oczom, potem uniósł brwi, jakby zapraszając ją do pytania.
Dlaczego pan został w tym domu?
-
Znieruchomiał. Patience ponownie poczuła zaciskającą się wokół niej sieć.
To było tak, jakby świat przestał się kręcić, jakby jakaś niewidzialna silą
zamknęła wszystko wokół nich.
Spojrzała mu w oczy, ale nie mogła odczytać innych myśli poza tymi, które
dotyczyły jej, dotyczyły tego, co jej powiedzieć. Uniósł rękę i dotknął jej brody.
Przyglądał się jej twarzy przez dłuszą chwilę.
Zostałem, by pomóc Minnie, by pomóc Gerrardowi i... by dostać coś, czego
-
pragnę.
Wypowiedział te słowa wyraznie i powoli. Patrzył na nią chłodnymi szarymi
oczyma. Zdobywca.
Udało jej się unieść brodę i uwolnić od jego palców. Bez tchu odwróciła się i
podeszła do drzwi.
Rozdział 7
Tej nocy Patience przechadzała się przed kominkiem w swojej sypialni. W
domu panowała cisza, wszyscy mieszkańcy udali się na spoczynek. Ale ona nie
mogła zasnąć; nawet nie troszczyła się o to, by się przebrać. Bo i po co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl