[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głowy dał znak, że popiera to zaproszenie. - Z przyjemnością, lady Dinah, jeśli nie sprawię tym zbyt wielkiego kłopotu po długim dniu w sądzie. - Dla mnie na pewno nie był taki długi jak dla was. Gdy dojechali do domu, zostawiła obu panów w salonie i po szła na górę się przebrać. Cobie zaproponował przyjacielowi brandy. - Serdecznie dziękuję, Profesorze - powiedział. - Byłeś ta kim znakomitym świadkiem, że omal nie uwierzyłem we własną niewinność. Chyba naprawdę nie mógłbym być takim szubraw cem jak Jake Coburn. - Ech, Jake. Przecież wiesz, jak to jest. Prawda zawsze brzmi dobrze, i w sądzie, i poza sądem. Po prostu opisałem mło dego człowieka na Zachodzie, którego znałem z twoich opowia dań. Pamiętam zwłaszcza, co mi mówiłeś ostatniego wieczoru, zanim zrobiliśmy porządek w Bratt's Crossing i wysadziliśmy w powietrze kopalnię. Cobie wybuchnął śmiechem. - Sir Halbert jest nie doinformowany. W Arizonie wysadzi łem w powietrze dwie kopalnie, a nie jedną. - Uhm. A teraz obie są twoją własnością. Ciekawe, skąd oni się o tobie dowiedzieli, Jake. Nie uwierzyłbym, że od ciebie, ja też nie puściłem pary z gęby. Za dużo byłoby do stracenia. Cobie zmarszczył czoło. - Nie wiem. Detektyw z agencji Pinkertona, który szukał mnie na zlecenie ojca, też raczej nic nie powiedział. A Jack na pewno nie. Prawdopodobnie był tak wstrząśnięty tym, co zrobił jego cherubinkowaty synalek, że wolał o tym szybko zapo mnieć. Matce, na przykład, nie wspomniał nawet. Rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł sekretarz Cobiego z listem w dłoni. - List przyszedł wieczorną pocztą, sir, ma znak pilne", więc doręczył go umyślny. - Powiadasz, że pilne? Przepraszam cię na chwilę, Hen dricku. List nosił amerykański stempel. Cobie przeczytał jego treść z kamienną twarzą, ale Profesor i tak zauważył, że przyjaciel jest poruszony. Wreszcie Cobie powiedział: - To od starego wroga. Wystarczyło kilka ohydnych sztu czek, w tym włamanie do agencji Pinkertona połączone z kra dzieżą, i dzięki temu udało się ustalić, że Jumping Jake i Jaco bus Grant są jedną i tą samą osobą. Nie powiedział Hendrickowi od razu, że za tym wszystkim stoi Sophie Massingham, otyła wdówka w średnim wieku i ku zynka jego matki, dawna piękność, sprawczyni całego zła w rodzinie. To właśnie przez nią urodził się z nieślubnego związku. Zanim przeczytasz ten list, drogi kuzynie - pisała Sophie - zapewne będziesz już miał za sobą sądową konfrontację ze swoją ponurą arizońską przeszłością. Poprosiłam twojego prze ciwnika, sir Ratcliffe'a Heneage'a, żeby po sprawie przesłał ci ten list. Bez wątpienia będziesz zachwycony wiadomością, że jako jego stara i wypróbowana przyjaciółka wspomogłam go fi nansowo, by mógł dochodzić sprawiedliwości. Mam nadzieję, że jeśli nawet nie skończy się to twoją ruiną, to przynajmniej stracisz resztki dobrej reputacji. Jeśli chcesz wiedzieć, kto cię zdradził, powiem ci, że zawdzięczasz to swojej drogiej matce, Marietcie, która podobnie jak ty oszustwem ode- brała mi to, czego chciałam, choć, naturalnie, z nią miałam na pieńku dwadzieścia lat wcześniej. Marietta wspomniała naszej kuzynce Julie, że gdy zniknąłeś na Zachodzie w 1881 roku, twój ojciec Jack zatrudnił do poszu kiwań detektywa z agencji Pinkertona. Julie z kolei w swoim czasie powtórzyła to mnie. Kiedy dowiedziałam się, że masz świadczyć w sądzie przeciwko mojemu wypróbowanemu przy jacielowi, sir Ratcliffe'owi Heneage'owi, dopilnowałam, żeby twoja teczka znikła z agencji Pinkertona. Nie uwierzyłam ani przez chwilę w to, co twierdziła potem twoja matka, jakoby po odejściu z pracy w Bratt's Crossing po prostu jezdziłeś po oko licy i malowałeś. Widziałam cię wkrótce po powrocie z tych szaleństw. Ani trochę nie przypominałeś tego głupkowatego młokosa, który or dynarnie odrzucił moją łaskawą ofertę. Coś cię gruntownie zmieniło, a Jack nie uznał za stosowne powiedzieć o tym Ma rietcie. No i rzeczywiście tak było. Bardzo się śmiałam, kiedy czy tałam te papiery. Chciałam się zemścić na tobie za twoją aro gancję i brak ogłady i zostałam wspaniale nagrodzona, gdy do wiedziałam się, że pochodzisz z nieprawego łoża. Ale to mi nie wystarczyło, dlatego znalezienie informacji o twojej niesławnej karierze w Arizonie bardzo mnie ucieszyło. Niestety, znalazłam tylko połowę dowodów. Raport o twojej równie niesławnej karierze w okolicach Bratt's Crossing został zniszczony, zanim trafił do teczki. Ale to, czego dopuściłeś się w San Miguel, powinno wystarczyć. Jeśli nawet nie zawiśniesz na stryczku, to przynajmniej zostaniesz raz na zawsze skompro mitowany w towarzystwie..." Właśnie tak by było, gdyby nie Profesor... i Jack, pomyślał Cobie. To na pewno Jack zapłacił detektywowi od Pinkertona za zniszczenie historii jego klęski w Bratt's Crossing i zemsty, jakiej się potem dopuścił. Coś jednak musiało trafić do akt, żeby było uzasadnienie dla podróży detektywa, została więc historia San Miguel. I teczka leżała w agencji niczym bomba zegarowa, aż w końcu Sophie zapłaciła złodziejowi za jej wykradzenie. Profesor wpatrywał się w niego przenikliwym wzrokiem. Cobie podał mu list. Nie mógł od razu o nim rozmawiać. Wy dawało mu się wprost niewiarygodne, że Sophie wciąż zionie nienawiścią z powodu tego, że Jack ponad trzydzieści lat temu wybrał Mariettę. A gdy w swoim czasie on odrzucił jej względy, podziałało to jak oliwa dolana do ognia. Dostał dobrą lekcję, że zazdrość tak łatwo nie przemija. Po chwili Profesor z kwaśną miną zwrócił mu list. - Suka. Przynajmniej wyjaśniło się, skąd Heneage wziął pieniądze. Wiesz co, Jake? Skoro masz parę takich zatwardzia łych wrogów, to moim zdaniem powinieneś się pilnować. Patrz uważnie, co się dzieje za twoimi plecami, albo poproś kogo in nego, żeby się tym zajął. - Czyżbyś znowu chciał być w odwodzie, Profesorze? Nie wiem, który raz muszę ci podziękować. - Podziękujesz mi, kiedy zapadnie wyrok i okaże się, że je steś bezpieczny, nie wcześniej. Cobie wypił brandy od razu do dna, co nie zdarzało mu się często. Miał jednak za sobą ciężki dzień. - Wiem, jaki będzie wyrok. Sir Ratcliffe przegra. Dziś po południu go pogrążyłeś. Przysięgli nie darują mu takiej za ciekłej napaści na świadka, która okazała się całkiem bezpod stawna. - Nie wydaje mi się, Jake, żeby twój adwokat był absolutnie pewien wyroku. - Nie? - Cobie zrobił zdziwioną minę. - Ja jestem gotów założyć się o niego, Profesorze, tylko nie z tobą. Ty miej so bie swoje pieniądze. Niech nikt nie mówi, że nigdy nie okazu ję wdzięczności. Wzniesiemy jeszcze jeden toast? Za dawne czasy. Wypili, śmiejąc się ze wspomnień. Wprawdzie dla Cobiego miały one posmak goryczy i przez chwilę widział oczami wyobrazni twarz biednej Belity, ale nie zauważyli tego ani jego przyjaciel, ani żona, która właśnie do nich dołączyła. Sir Ratcliffe również sądził, że wygrana wymknęła mu się z rąk. %7łył w strachu. Myśl o trzech martwych dziewczyn kach burzyła jego spokój. Naturalnie nie dlatego, że je zabił,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|