[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okrążyła wóz, kierując się w stronę, z której napływał chłód. W końcu znalazła się pod drzwiami wyjściowymi i tu zamarła. Z zewnątrz słychać było wyrazny odgłos sa pania i węszenia, po czym grozne, ostrzegawcze warczenie, które narastało jak odgłos zbliżającej się burzy. Nie czekając na nic więcej, szybko, na ile to możliwe, Miśka wycofała się w kierunku schowka. Przy wejściu doszedł ją jazgot i uja danie z dziesiątków gardeł. Wślizgnęła się do krypty ( Skąd znowu te skojarzenia? To nie krypta, to po prostu pomieszczenie socjalne!") i zaciągnęła za sobą drzwi. Do piero kiedy sprawdziła, czy są należycie zablokowane, ode tchnęła z ulgą. Dała sobie trochę czasu na uspokojenie ner wów, po c^ym wróciła na górę. Położyła się na łóżku, 132 przykryła kocem i z głową pełną najczarniejszych myśli czekała, co przyniesie dzień. - Gdzie ona jest, do jasnej i ciężkiej cholery?!!! Miśka siadła na łóżku z niezbitym przekonaniem, że roz juszony bawół właśnie staranował jej mózg. Chyba tak właśnie było, skoro przestała cokolwiek widzieć i słyszeć. A więc tak wygląda nie-życie. Jest ciemne, ciepłe i odrobi nę cuchnie stęchlizną. Zawsze to jednak lepsze od grozby śmierci, świadomości zdrady, lęku przed jutrem i presji do konywania wyborów. Przez chwilę upajała się ciszą i spo kojem, po czym bawół znowu ruszył do ataku: - Gdzie ona jest?!!! A więc jednak jest to jeszcze życie, aczkolwiek, o ile sta nowi to jakieś pocieszenie, bardzo blisko granicy z nie-ży- ciem. Tej jednak na razie wolałaby nie przekraczać. - Co się z nią stało?! Jak mogła stąd wyjść?! Głos przemieszczał się, dochodził zewsząd. Bawół biegał jak oszalały - rycząc, miażdżąc sprzęty i tłamsząc nędzne istoty ludzkie, których błagalne zawodzenia tworzyły dusz ną atmosferę plemiennych obrzędów ofiarnych. Bawół gó rował nad nimi niczym straszny szaman, dopominając się krwi i trupów, najlepiej zaraz i wielu. - Znajdzcie ją albo obedrę was ze skóry - nieroby, pa sożyty, imbecyle! - wrzeszczał, jakby chciał rozsadzić mury Krętek. Niespodziewanie zamilkł. Miśka najciszej jak mogła pod niosła się i przez szparę na wysokości oczu tuż nad książ kami zajrzała do gabinetu. Był tam rzeczywiście. On sam we własnej osobie - ba wół, szaman, Trąba Jerychońska, Sumiasty, pan na Kręt- kach, szef, stryj i gospodarz - w otoczeniu całej świty: od Amfibii przez cały tłum przerażonych ofiar jego dominacji po Gizelę. Kiedy się wreszcie odezwał, jego głos był spokoj ny i opanowany. Był to jednak spokój wymuszony, nienatu ralny, jeszcze straszniejszy od poprzednich ryków i aktów agresji. 133 - Jak to się mogło stać? - zapytał cicho. - Serafin? Ty miałeś być za nią odpowiedzialny. Słucham. - Zamknąłem ją na klucz, przysięgam. Klucz zostawi łem w drzwiach, tak jak miałem przykazane. Przecież tu ni kogo obcego nie było. - To właśnie mnie najbardziej martwi - przyznał Sumia sty. - Bo jednak ktoś otworzył drzwi, wypuścił ją i pomógł jej uciec. To nie mieści się w głowie. A ty, Serafinie, jesteś te raz najbardziej podejrzany. Serafin milczał pod czujnym okiem Krętka. - Czy to możliwe - indagował Sumiasty - żebyś przy padkiem ewentualnie, prawdopodobnie, niechcący i nie umyślnie zapomniał jednak je zamknąć? - Na pewno nie - rzekł Serafin z mocą. - Prosiła mnie, ale jej nie pomogłem. Wyszedłem, zamknąłem drzwi, prze kręciłem klucz w zamku. Tak było. To wszystko. - To jest cholernie przykre, bo ci, niestety, wierzę - po wiedział Sumiasty po dłuższym milczeniu. Miśka musiała przyznać, że odetchnęła z głęboką ulgą. Zledztwo trwało jednak nadal. - Jeżeli nie ty, Serafinie, to kto? Pytanie zawisło w powietrzu jak miecz Damoklesa. Każ dy, chcąc okazać, że nie ma nic do ukrycia, patrzył szeroko otwartymi oczami wprost w oczy szefa, który krążył po ga binecie z rękami założonymi do tyłu i świdrował wzrokiem przerażonych domowników. Miśka miała nadzieję, że sen na Gizela wytrzyma jakoś tę straszną próbę i najwyrazniej tak się stało, bo Sumiasty minął ją bez słowa. - A może to ty, mój niewydarzony bratanku? - zwrócił się w końcu do Oleńki. - Stryju, coś ty? - jęknął Oleńka. - Jak mamę kocham, ja nigdy... - Oleńka, nasze więzy rodzinne ściskają moją szyję. Du sisz mnie, chłopcze. - Stryju, dlaczego?... Nie miałem nic wspólnego z tą dziewczyną, przysięgam! - Wiem, że miałeś na nią ochotę. Ty masz ochotę na każ- 134 dą kobietę, co mnie, nawiasem mówiąc, martwi i przeraża. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś w swojej gruboskór ności i prostactwie zapragnął zrealizować swoją ochotę wbrew jej woli. A ta sprytna dziewczyna po prostu przy waliła ci w pusty łeb lub kopnęła tam, gdzie nie będziemy sprawdzać śladów. Nim się zorientowałeś, już jej nie było. Zamknąłeś drzwi i wyszedłeś jak gdyby nigdy nic, zamiast poinformować mnie o zaistniałym fakcie, gdyż w swojej na iwności (mówiąc eufemistycznie) nie przewidziałeś, że wszystko się wyda. Mam rację? Wszyscy zgromadzeni pełni byli podziwu dla zdolności detektywistycznych szefa, a Miśka w głębi duszy musiała przyznać, że sama lepiej by tego nie wymyśliła. Nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|