[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłym mężu jak po kaczce. Mogła wezwać policję... nie, nie mogła. Nie zniosłaby obecności policjantów w swoim domu. Nie potrafiła się nawet przełamać i sięgnąć po słuchawkę telefonu, a gdyby jednak to się jej udało, nie wykrztusiłaby ani słowa. Jedyne osoby, w których towarzystwie nie wpadała w panikę, to Kamila, Janka i... mężczyzna, którego zesłał Gosi chyba sam Bóg. Jakub Kiliński. Ten, co już raz ją uratował, teraz pojawił się w jej życiu ponownie, być może po to by uratować Gosię po raz drugi. Bo potrzebowała jego pomocy. On poradziłby sobie z Mateuszem, tego była pewna, jak jednak go o to poprosić? W ogrodzie Kamili spotkała Jakuba zaledwie dwa razy. Dziś widziała go po raz trzeci. Była dla niego zupełnie obcą osobą, co mógł go obchodzić jej los? Może za parę tygodni czy miesięcy Gosia odważy się opowiedzieć Jakubowi o swoich kłopotach, dziś jednak, choć chciało jej się wyć ze złości na siebie, swoją głupią nieśmiałość i na Mateusza, siedziała na ławce obok Jakuba i... milczała. Jak zawsze. Kiedy zabierzemy się do remontu pani domu? odezwał się pierwszy. Nie prezentuje się najlepiej... Spojrzała na niego spłoszona. Remont? Jej domu? Mnóstwo obcych ludzi kręcących się po pokojach i ogrodzie? Spokojnie, pani Małgorzato, to tylko taka luzna sugestia rzekł łagodnie, widząc panikę w jej oczach. Gdyby jednak się pani zdecydowała... Ja... boję się ludzi szepnęła, uciekając wzrokiem. Wiem. I nie śmiałbym pani dręczyć obecnością robotników. Zakasałbym rękawy i sam się zajął najpilniejszymi naprawami. Uniosła nań pełne niedowierzania spojrzenie. Zrobiłby pan to? Dla mnie? Kiwnął głową, jakby było to najbardziej zrozumiałe na świecie. I tak mu się właśnie wydawało. Miał mnóstwo obowiązków i zajęć, ostatnimi czasy doszło jeszcze kilka, a jednak gdyby ta kobieta rzekła choć słowo... Tap... tapety odpadają odważyła się powiedzieć. Ale... nie wiem, czy Mateusz... mój były mąż... on chyba nie życzyłby sobie pana pomocy. To pani dom, a mąż, jak pani wspomniała, jest były zauważył i nagle zmarszczył lekko brwi. Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i gwałtownie opuściła rękaw sukienki, który podwinął się do góry. Jakuba już wcześniej trochę zdziwiło, że w taki upał Gosia nosi sukienkę z długimi rękawami, ale odurzony bliskością tej kobiety, nie zastanawiał się nad tym dłużej, gdy jednak ujrzał na jej przedramieniu siniaki, układające się na kształt palców... Nie musiał nawet pytać. Zacisnął tylko szczęki, bo nienawidził przemocy wobec kobiet, dzieci i zwierząt, i umilkł. Jeżeli Małgorzata zechce mu zaufać i powiedzieć, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami jej domu, będzie mógł jej pomóc. Jeśli nie... i tak to zrobi. Muszę już iść. Wstała, choć tak naprawdę bardzo pragnęła zostać. On podniósł się również. Wiedział, że musi uzbroić się w cierpliwość. Wiedział, że oswajanie tej kobiety na tyle, by pozwoliła mu zaistnieć w swoim życiu, zajmie mu sto razy więcej czasu niż zaciągnięcie do łóżka jakiejkolwiek innej. Był gotów czekać. Aż do dzisiaj. Bo widząc siniaki na jej ręce, wiedział, że tego czasu zostało niewiele. Już raz patrzył, jak kobieta, którą kochał, umiera zakatowana przez byłego faceta na śmierć. I obiecał sobie wtedy: nigdy więcej. Gosi skrzywdzić nie pozwoli. Nikomu. Gdy Gosia zniknęła za murem swojego więzienia, Jakub opanował wzburzenie jeżeli miał rozwiązać ten problem, musiał myśleć i działać na zimno po czym skierował się do domu, gdzie Kamila, z chusteczką na głowie, co miało osłonić włosy przed wszechobecnym pyłem i dodawało jej uroku, omawiała z Januszem Marcowym, szefem ekipy remontowej, naprawę uszkodzonych rynien na jego koszt. Był to raczej monolog niż dialog, bo majster zupełnie nie słuchał dziewczyny. Do czasu gdy w drzwiach jadalni stanął Kiliński. Przysłuchiwał się przez chwilę perswazjom, argumentom i prośbom córki, które zupełnie nie robiły wrażenia na tamtym, po czym wszedł do środka i rzekł po prostu: Jest pan zwolniony. Proszę zabierać ludzi i sprzęt i wynosić się z posesji. Majster przerwał bezczelne oglądanie swoich paznokci i posłał Kilińskiemu zdziwione spojrzenie. A pan to kto, panie ładny? Jakub uniósł kącik ust w uśmiechu, ale tym razem był to uśmiech wredny, a nie obliczony na oczarowywanie kogokolwiek. Ktoś, kto właśnie pana wyrzuca na zbity pysk. No, no, bez tu takich! Straszyć mordobiciem mnie nie będziesz! A jeśli, frajerze, spróbujesz, to... Rzucił wymowne spojrzenie na czterech osiłków, którzy właśnie zrobili sobie setną tego dnia przerwę na papierosa. Jakub zaś patrzył na nieco przerażoną Kamilę. Skąd ty wytrzasnęłaś tego mędrka i jego chłoptasiów? Pokręcił głową. Ona machnęła ręką w niesprecyzowanym kierunku. To jak będzie, wynosisz się po dobroci czy wzywać policję? zapytał krótko majstra, wyciągając z kieszeni na piersi telefon. Zapłacicie mi za wykonane roboty i mogę się wynosić! rozdarł się tamten. Jakub, obracając w ręce swoją komórkę, zapytał od niechcenia. Ile by to wyniosło? Skucie tynków, dojazdy, robocizna, materiały... Jakąś dychę. Dziesięć tysięcy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|