[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uczciwi. Kiedy jednak Luke kończył butelkę piwa, musiał sam przed sobą przyznać, że
najprawdopodobniej zatrzymał go tutaj zwyczajny upór.
Ostatnio wiele go potrzebował. Najpierw wybuchł pożar, który w ciągu jednej nocy w
znacznym stopniu zniszczył budynek przedsiębiorstwa. Pózniej unieważniono kontrakty. Na
dodatek dostawcy jakby się zmówili. Pojawiali się zawsze w najmniej odpowiednim
momencie. Gdyby nagle los się nie odwrócił, nie pozostawałoby mu nic innego, jak rzucić to
wszystko w diabły i zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek miał jakąś firmę.
Nie, ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował, było uwikłanie się w sprawy Kristen,
poddanie się urokowi jej przepastnych zielonych oczu i kuszących warg, odgrywanie
dwuznacznej roli, jaką mu chciała narzucić.
Czy rzeczywiście mógł być ojcem Cody ego?
To niemożliwe. Nie mógł nim być. Gwałtownie szarpnął kierownicę i skręcił w kierunku
domu. Nie da się nabrać, zwłaszcza po poprzednich doświadczeniach z siostrami Monroe.
Dość już miał ich kłamstw.
Zgodził się pomóc chłopcu, to wszystko. Niezależnie od tego, czyim jest on synem.
Kristen wydawało się, że ten, kto jest na zewnątrz, obchodzi dom dokoła, szukając
otwartego okna.
Dobry Boże... na pewno zaraz je znajdzie. Na obrzeżach miasta wiele osób nie zamykało
nawet drzwi na noc. Nie mieli tego zwyczaju. Jak mogła być tak nieostrożna? Powinna była
sprawdzić dom Luke a i upewnić się, że wszystkie drzwi i okna są pozamykane.
Była zła, że nie ma żadnej broni. Trzeba było wziąć z kuchni nóż, młotek czy śrubokręt,
cokolwiek, czym można by się bronić. W domu Luke a na pewno było narzędzi pod
dostatkiem.
Poczuła skurcz w nodze. Uniosła się ostrożnie, żeby nie zaskrzypiał sufit garderoby. W
schowku było tyle kurzu, że zaczęło ją kręcić w nosie. Bała się, że zaraz kichnie. Szybko
zatkała nos. Pomogło. W każdym razie chwilowo.
Być może na zewnątrz jest policja. Tyle że policjanci nie skradaliby się, szukając
otwartego okna. Głośno obwieściliby swoje przybycie, zapukaliby do drzwi frontowych, a
gdyby podejrzewali, że Kristen i Cody są w środku, po prostu by je wyważyli.
Ale nawet gdyby to była policja, Cody emu groziło niebezpieczeństwo. Policja
natychmiast odwiozłaby go do Dereka, a wtedy Kristen bezpowrotnie straciłaby szansę
uratowania chłopca.
Zwłaszcza gdyby zamknięto ją w więzieniu za porwanie.
 Nie dostanie cię  szepnęła do siebie. To nieważne, że nie ma broni. Jest zdecydowana
walczyć.
Nagle podniosła głowę. Jeżeli słuch jej nie mylił, zaskrzypiało otwierane okno.
ROZDZIAA 4
Luke wjechał do garażu i wysiadł z samochodu. Podwórze było osłonięte drzewami, a
więc żaden sąsiad nie mógł go widzieć, gdy szedł do tylnych drzwi domu. Miał jednak
dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje.
To już gruba przesada. Chyba udzielił mu się nastrój Kristen. Dlaczego ktoś miałby go
obserwować? Nic go nie łączyło z zaginionym dzieckiem.
A jednak po wejściu do kuchni zamknął od środka drzwi na klucz. Nigdy dość
ostrożności.
W domu panowała grobowa cisza. Hm. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wydała
mu się złowieszcza. Chyba Kristen nie zabrała chłopca i nie ulotniła się, kiedy był w aptece?
Może wysłała go do miasta tylko po to, żeby wymknąć się z domu?
Zaniepokoił się. Przeszedł przez jadalnię do salonu. Omal nie upuścił na ziemię torby z
lekarstwami. Co tu robi radio z jego pokoju? Rzucone na podłogę, z przewodem walającym
się na dywanie?
Tajemnicza sprawa. A Luke nie lubił tajemnic.
Nagle usłyszał jakiś podejrzany dzwięk.  Co to takiego? Wypadł na korytarz, ale zdążył
tylko zobaczyć rękę znikającą za oknem.
 Hej!  zawołał i puścił się biegiem. W szkole słynął z szybkości, ale tajemniczy
osobnik, kimkolwiek był, już zniknął.
Luke rzucił torbę z lekarstwami i wyskoczył przez otwarte okno.
 Au  jęknął, lądując w kolczastych krzewach. Popatrzył w prawo, potem w lewo i
jeszcze raz w prawo. Ani śladu intruza. Nie miał pojęcia, w którą stronę się udać.
Po chwili usłyszał z ulicy warkot zapuszczanego silnika... Przebiegł podwórze,
przeskoczył żywopłot i pognał co sił w nogach podjazdem sąsiedniej posesji.
Gdy wreszcie znalazł się na ulicy, samochód był już dobry kawałek drogi od jego domu.
Zauważył tylko, że to luksusowa europejska limuzyna, która znacznie bardziej nadawała się
na autostradę niż na wyboistą uliczkę w Whisper Ridge.
Luke nie mógł dostrzec kierowcy, ale też nie musiał.
 Cholerny drań  zaklął i zacisnął pięść. Jeśli chłopcu albo Kristen spadł choć włos z
głowy, to on nie będzie siedział z założonymi rękami.
Obrócił się i pognał z powrotem do domu. Tym razem biegł tak szybko, jakby chciał
pobić wszystkie rekordy świata. Strach dodawał mu skrzydeł.
Chwycił za gałkę u drzwi i zaklął. Oczywiście zamknięte. Sam to zrobił, zanim
wyskoczył przez okno. Sięgnął do kieszeni po klucze. Ręce mu się trzęsły. Stracił kilka
cennych sekund, nim zdołał trafić w zamek.
Biegł przez pokoje, rozglądając się wokół z rozpaczą.
 Kristen?! Cody?!  wołał, nie starając się nawet ściszyć głosu. Za pózno. Teraz już nie
ma co się martwić, czy ktoś ich tu odkryje. Ktoś już wie, że tutaj są.
Pokój gościnny był pusty, pościel w nieładzie, jakby tornado przeszło przez łóżko
Cody ego. Luke poczuł, jak strach łapie go za gardło.
 Cody? Kristen?  powtórzył.
Co to takiego? Wydało mu się, że z daleka słyszy słabą odpowiedz. Zawołał jeszcze raz,
przyłożył dłoń do ucha i poszedł za głosem Kristen aż do swego pokoju.
 Gdzie jesteś?  spytał.
 Tutaj.
Otworzył drzwi garderoby i zaczął odsuwać wieszaki.
 Gdzie?
 Tu, na górze.
Zaskoczony podniósł wzrok. Kristen spoglądała na niego przez otwór w suficie
garderoby. Na jej pokrytej kurzem twarzy malowała się ulga.
 Nic ci nie jest? Gdzie Cody?  zaniepokoił się.
 Też tutaj. Wszystko w porządku.  Przesunęła się w bok, żeby zrobić miejsce chłopcu.
 Możesz go wziąć na dół?
 Oczywiście.
 Już dobrze, kochanie  uspokoiła siostrzeńca.  Jesteśmy bezpieczni. Nie martw się.
Luke ci pomoże.
Sądząc po przerażonym wzroku chłopca, wolałby raczej zostać na górze w ciemności niż
dostać się w ramiona Luke a. Ale był posłusznym dzieckiem i pozwolił, by Kristen podała go
Luke owi.
Ześliznął się wprost w jego otwarte ramiona. Coś dziwnego stało się z Lukiem, gdy
poczuł przy sobie ciało chłopca. Ogarnęło go nieoczekiwane wzruszenie; uczucie
przypominające... tęsknotę.
Nigdy przedtem nie trzymał w ramionach dziecka, nie wiedział, jakie to uczucie. Teraz
Cody był od niego całkowicie zależny. A jeśli Luke przypadkiem by go upuścił albo się
potknął, albo co gorsza upadł? Bezpieczeństwo chłopca spoczywało w jego rękach.
Nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak delikatne i kruche są dzieci. Cody chyba nie ważył
dużo. Wydawał mu się dziwnie lekki, ale jego drobne ciało emanowało ciepłem.
Luke przycisnął chłopca do siebie, jakby go chciał ochronić przed czyhającym zewsząd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl