[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szym spotkaniu. Do zobaczenia. Wreszcie wsiadła do samochodu i odjechała. Wypogodziło się powiedział Sam zmęczo- nym głosem, sadowiąc się na przednim siedzeniu. 142 Mary McBride Laura była zamyślona. Z trudem powstrzymy- wała się od powiedzenia, co naprawdę myśli o mat- ce Samanty. Przecież ta kobieta manipulowała Samem. Nie zawahała się, żeby wciągnąć do gry swoją córeczkę. Była perfidna, postępowała bez- względnie. Laura nabrała przekonania, że to właś- nie Kate jest odpowiedzialna za spalenie lokówki i zniszczenie krzaków pomidorów. Bała się myśleć, jakie będzie jej następne posunięcie. Miała niedo- bre przeczucia. Jej kobieca intuicja podpowiadała, że mogą się spełnić najgorsze, czarne scenariusze. Gdyby Sam zechciał wreszcie przejrzeć na oczy... Nie myliłaś się co do Kate powiedział nagle Sam. To ona jest winna. Jesteś o tym przekonany? spytała. Tak skinął głową. Przypuszczam, że posą- dzasz mnie o tchórzostwo, prawda? Nie przechyliła się, całując go w policzek. A jeśli już, to jesteś najdzielniejszym tchórzem, jakiego znam. Po przybyciu do domu Sam zajął się oglądaniem zniszczeń spowodowanych przez burzę, a Laura poszła przebrać się w suche ubranie. W łazience przyjrzała się swojemu odbiciu w lus- trze. Uśmiechnęła się, zobaczywszy, że nic już nie pozostało z jej porannych loków. Wytarła włosy w ręcznik i przebrała się, a następnie wypakowała z torby swoje kosmetyki i ustawiła je na półeczce. Niebieska sukienka 143 Po raz kolejny zastanowiła się nad postępowa- niem Kate. Czuła, że to niebezpieczna dziewczyna. Kierowana zazdrością, była gotowa posunąć się nawet do zniszczenia domu Sama. Laura miała nadzieję, że Sam, nauczony smutnym doświad- czeniem, może już teraz stanie się ostrożniejszy w kontaktach z tą kobietą. Wyszła z łazienki i przez chwilę stała zamyślona u szczytu schodów. Popatrzyła na kolekcję szkla- nych ozdóbek i porcelanowych figurek zgromadzo- nych w salonie. Matka Sama musiała pieczołowicie zbierać je przez długie lata. Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Przecież Sam miał wystar- czająco dużo starych i cennych rzeczy, żeby ot- worzyć mały sklepik. Natomiast ona miała do- świadczenie w handlu. Może mogliby rozpocząć współpracę? Jednak już po chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Przypomniała sobie, jak dziwnie zareagował na jej propozycję sprzedania ubrań po jego matce. Zdecydowanie nie miał głowy do interesów. Bardziej zajmowała go uprawa warzyw, gotowanie wyszukanych potraw, gra na pianinie, niż jakiś tam biznes. Pomyślała, że to ona musi coś zrobić ze swoim życiem. Nie może wciąż korzystać z hojności Sama. Zeszła do kuchni, popatrzyła na wiszący na ścianie zegar. Było już po piątej, najwyższy czas na przygotowanie posiłku. Gospodynie domowe właś- nie o tej porze zaglądają do lodówek i wyciągają produkty spożywcze. Wprawdzie nie była dobrą 144 Mary McBride kucharką, ale dlaczego nie przyrządzić czegoś jadalnego na obiad? Spojrzała na miseczkę z oca- lałymi pomidorami, stojącą na stole. Postanowiła, że zrobi przynajmniej sałatkę. Ta prosta czynność nie powinna przysporzyć jej kłopotów. Trochę soli, pieprzu, majonezu... Sięgała właśnie do szuflady po nóż, gdy usłyszała dzwonek telefonu. Dopiero po kilku sygnałach zdecydowała się podjąć słuchawkę. Dzień dobry usłyszała. Mam przyjemność z panią McNeal, prawda? Tak odpowiedziała. A z kim ja mam przyjemność rozmawiać? Policjant Charlie Travis. Poznaliśmy się dzi- siejszego ranka. Tak, pamiętam. Mam nadzieję, że grozba ewentualnej strzelaniny została już zażegnana. Niezupełnie. Dlatego chciałbym porozma- wiać z Samem. Pracuje w ogrodzie odparła Laura, wygląda- jąc przez kuchenne okno. Jeśli może pan po- czekać przy aparacie, to pójdę i zawołam go. Nie trzeba. Proszę mu powiedzieć, że czekam na telefon od niego. Jestem w domu, a on zna mój numer. W porządku, zaraz przekażę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|