[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czego mógłby żałować. W biurze będzie mógł pokrzyczeć choćby na swego podwładnego.
Powód zawsze się znajdzie.
Kirsten wyrwała dłoń z uścisku Paula. Dlaczego nie zrobiła tego wcześniej? Nagłe
pojawienie się Harry'ego zupełnie ją zdezorientowało. A sposób, w jaki na nią patrzył...
- Lepiej będzie, jeśli wrócę do pracy - rzuciła, schodząc na dół.
- Czyżby bała się pani Harry'ego? Zapewniam panią, że pod tą jego gburowatą
powierzchownością kryje się łagodny baranek.
- Nikogo się nie boję - zapewniła, choć tak się właśnie poczuła, gdy przed
momentem Harry Graham mierzył ją wzrokiem.
Deszcz znowu padał, kiedy Harry wyszedł do miasta, by nadzorować żołnierzy
układających na wałach ostatnie worki z piaskiem. Było pózne popołudnie, a oni
pracowali bez przerwy od poprzedniego dnia. Miał pewność, że miasto jest dobrze
zabezpieczone. Owszem, poziom wody na pewno podniesie się w zalanych miejscach, ale
szczytowa fala nie powinna już bardziej uszkodzić budynków. Spodziewano się jej dzisiaj
około północy. Pozostawało tylko czekać.
78
S
R
Odesłał kierowcę, postanawiając wrócić pieszo do swej tymczasowej Kwatery
Głównej. Wszystko było pod kontrolą, więc mógł zrobić sobie małą przerwę, odpocząć
chwilę albo spędzić trochę czasu z Martinem Grahamem. Chciał zdać relację z przebiegu
prac, a przy okazji poznać lepiej tego człowieka, dowiedzieć się czegoś o jego życiu.
Przez cały czas nękał go wewnętrzny niepokój. Gdyby tylko mógł porozmawiać o
tym z kimś, kto dobrze zna Martina i jest świadomy stanu jego zdrowia. Z kimś takim jak
doktor McPherson...
Westchnął głośno, wspinając się na wzgórze. Przekonał się, że jest kompetentną i
dobrą lekarką, więc dlaczego nie chce z nią omówić swych wątpliwości?
- Bo boisz się odsłonić przed tą kobietą - odpowiedział sobie głośno.
Nie zdecydował się przyznać dlaczego. Wiedział to doskonale i wcale nie podobało
mu się to, co czuł.
- Często mówi pan do siebie?
Zatrzymał się raptownie, kiedy Kirsten stanęła przed nim.
- A pani często lewituje? - odciął się, próbując powstrzymać paniczne bicie serca.
- Nie, po prostu schodzę ze wzgórza - odparła i usłyszał w jej słowach delikatny
chichot, a iskierki zamigotały w jej oczach. - Był pan tak zatopiony w myślach, że mnie
pan nie zauważył.
Z wysiłkiem odwrócił wzrok od jej uroczej twarzy, którą z pewnością niejeden
malarz chciałby sportretować.
- Szukała mnie pani?
- Właściwie nie. Wyszłam zaczerpnąć choć trochę świeżego powietrza, sprawdzić
poziom wody i rozprostować nogi.
Harry z tej listy wyjaśnień wybrał tylko dwa słowa i na nich się skupił.
- Właściwie nie? - powtórzył pytająco.
Odwróciła się. Powiodła wzrokiem po zalanej wodą okolicy i nagle spojrzała mu
prosto w oczy.
- Mówił pan wcześniej o planach. Potrzebuję czegoś takiego. Do tej pory
pokonywaliśmy problemy w miarę ich pojawiania się. Czas zmienić strategię.
Zastanawiałam się, czy mógłby pan... - Zamilkła, lecz zanim Harry zdołał zrozumieć sens
79
S
R
jej słów, ciągnęła: - Oczywiście, to nie pana problem. Wkrótce pan wyjedzie, a poza tym
strategie wojenne to pewnie zupełnie inna rzecz niż walka z rządem...
Znowu urwała. Sprawiała wrażenie tak zatroskanej, że Harry zapragnął mocno ją
przytulić. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz czuł się podobnie.
- Czy sprawa ze szpitalem jest aż tak poważna? - zapytał, zadowalając się
położeniem dłoni na jej ramieniu.
- Tak, jest fatalnie - odparła, nie usuwając się spod jego ręki, co zachęciło Harry'ego
do muśnięcia palcem gładkiej skóry jej karku. Oczywiście, tylko dlatego, by dodać jej
otuchy! - Grożą nam odcięciem funduszów. Martin Graham jest członkiem zarządu i
zazwyczaj on radził sobie z takimi problemami, ale jest chory i nie mogę go dodatkowo
martwić. Jim Thompson też jest w szpitalu, w Veretonie, a reszta albo walczy z powodzią,
albo wyjechała z miasta. Chyba zostałam sama...
Spojrzała na niego z niemym błaganiem w oczach. Teraz trzymał dłoń na jej
ramieniu i miał przed sobą jej twarz. Jedyna strategia, o której mógł w tym momencie
myśleć, dotyczyła poznania smaku jej kuszących ust...
Upomniał się w duchu. Jest przecież żołnierzem, w dodatku na służbie...
- Harry?
Cudowny dzwięk jej głosu i niepewność, z jaką wypowiedziała jego imię, sprawiły,
że przebiegł go dreszcz. Teraz już żaden wojskowy nakaz nie mógł zabronić mu wziąć tej
kobiety w ramiona i pocałować. Przesunął dłonie po plecach Kirsten, rozkoszując się jej
ciepłem. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie, by jej usta...
- Proszę pana! - piskliwy głos Anthony'ego odezwał się nagle za ich plecami.
Kirsten raptownie odsunęła się od Harry'ego. - Dziadek pyta, czy może pan do niego
przyjść?
Chłopiec uważnie przeniósł badawczy wzrok z Harry'ego na Kirsten.
- Czy Kirsten wpadło coś do oka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl