[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brata, gdy ciao-ciao podskoczył jak na sprężynach, chwycił ją zębami za róg i zaczął
nią potrząsać, wściekle warcząc. Romek zamarł i wlepił we mnie gały.
Mruczuś też znieruchomiał, po czym ruszył w stronę Kiciusia, oczywiście znów
mnie tratując. Teraz jestem już pewien: jeżeli w ciągu tego miesiąca nie nabawię się
schizofrenii, to wrzodów żołądka i zapalenia wyrostka robaczkowego z pewnością.
Mruczuś wbił zęby w drugi koniec poduszki i oba psy pociągnęły ją do siebie.
Rozległ się głośny trzask i... Cały pokój wypełniły puszyste płatki pierza.
Zgłupiałem. I na czym ja teraz będę spać?!
Romek zlustrował pokój, a potem spojrzał na mnie i roześmiał się na całe gardło.
- Czego rżysz?!
- Andriej, tylko spójrz na siebie!
Wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do sypialni rodziców, ostrożnie omijając
kundle, które nie przestawały potrząsać resztkami poszewki. (Kto je tam wie, a nuż
któryś złapie mnie za nogę? Niby mam dwie, ale obie są dla mnie cenne jak rodzinne
pamiątki).
Naprzeciwko łóżka rodziców znajduje się ogromna toaletka. Stanąłem przed nią i
spojrzałem na odbicie w lustrze.
Tępy oczywiście nie jestem, ale zanim w mojej głowie zaświtała pierwsza myśl,
minęło całe pięć minut, nie mniej. A brzmiała ona mniej więcej tak:  Dokąd pojechał
cyrk i dlaczego mnie nie zabrali?! .
Przed lustrem stało COZ DZIWNEGO. W samych spodenkach. Tylko trzydniowy
zarost zdradzał moją płeć. Twarz przypominała o wiecznej tragedii rosyjskiego
narodu, którego martyrologię można streścić w słowach:  Pić należy mniej albo
chociaż zagryzać! . Choć właściwie po trzech dniach trudno mówić o objawach kaca.
W skołtunionych włosach CZEGOZ (czyli w moich) utkwiła kępka pierza, a jedno
piórko przykleiło się do koniuszka nosa.
Zrobiłem zeza, odkleiłem intruza i ruszyłem do pokoju, starając się jak najmniej
ruszać głową. (Jeszcze, nie daj Boże, pierze porozsypuję!). Gdy już byłem u siebie,
zdjąłem piórka z głowy i wręczyłem je bratu, po czym wyrwałem psom z pysków
żałosne resztki poduszki i oznajmiłem słodkim głosem:
- A teraz wezmiesz igłę i nić, i zaszyjesz.
- Dlaczego ja? Przecież przez ciebie się porwała!
- Zabiję...
- Kogo? Gdzie? - Romek strugał wariata.
Boże, obdarz mnie cierpliwością. Byle nie siłą, bo ukatrupię!
- Ciebie. Nie zabiję, tylko przybiję. Do sufitu. Za język, żebyś tyle nie gadał.
- Poskarżę się mamie! - burknął. Wyglądało na to, że nic sobie nie robił z czczych
pogróżek. Czas zastosować inną taktykę, bo ta już nie działała.
- A kolację też przygotujesz?
Gotowania Romek po prostu nie cierpi.
- Na dzieeecku się wszyyyscy...
- Czyli przygotujesz.
- Już idę po igłę! - krzyknął i wybiegł z pokoju.
* * *
Na szczęście ciao-ciao nie zdążyły roznieść całego pierza po mieszkaniu, chociaż
niemało przylgnęło do ich sierści.
Skończyło się na tym, że najpierw oskubałem psy, potem pomogłem Romkowi
odkurzyć, a na koniec pokazałem mu, jak należy zszyć poduszkę. Męczył się z nią
jakieś pół godziny, aż wreszcie pokazał mi arcydzieło swoich rąk.
Szczerze mówiąc, poduszką to coś mógłby nazwać tylko ślepy aborygen z Afryki,
który w życiu nie widział na oczy pościeli. Teraz TO przypominało bardziej
wyrzuconego na brzeg potomka meduzy i ośmiornicy.
Miejmy nadzieję, że uda mi się znalezć odpowiednią poszewkę. Tymczasem
ubrałem się i złożyłem wersalkę, upchnąwszy poduszkę w najgłębszy zakamarek
skrzyni. Do wieczora coś wymyślę.
Potem posprzątaliśmy trochę w mieszkaniu. Wytarliśmy kurz, wyczesaliśmy psy i
takie tam. Kiedy skończyliśmy, zapytałem:
- Co zrobimy na kolację?
Romek wybałuszył oczy.
- Przecież powiedziałeś, że przygotujesz!
- Tak, ale ty mi w tym pomożesz.
- To nie fair! Nie będę ci pomagał!
- A w oko chcesz?
- A ty w ucho?
- Co powiedziałeś?!
Co za podłość! Dlaczego on jest ode mnie młodszy tylko o trzy lata? Gdyby było
między nami z pięć lat różnicy, mógłbym go jeszcze wychować, a tak...
- To co słyszałeś!
- Zaraz wypruję ci flaki!
Grożenie mijało się z celem, o czym zresztą Romek doskonale wiedział. Zmierzył
mnie wzrokiem i stwierdził:
- Po pierwsze, jestem od ciebie o głowę wyższy. Po drugie - zrobił wstrętną minę -
poskaaarżę się maaamie! - po czym zmienił ton i spokojnie oznajmił: - Ona ci pokaże,
jak to jest krzywdzić małe dzieci.
- Naprawdę? Pokaże?
Romek uznał, że się przestraszyłem.
- Tak, pokaże!
- Och, jak to dobrze! Bo te dzieci są już tak rozpuszczone, że żyć się z nimi nie da.
Może więc mama pokaże mi, jak je należycie karać, żeby zaczęły się po ludzku
zachowywać!
Braciszek natychmiast spokorniał.
- Jesteś wredny... Co mam robić?
Kazałem mu wymyślić, co przygotujemy na kolację, a sam poszedłem do łazienki,
żeby się wreszcie opłukać po tych trzech dniach.
* * *
Odkręciłem kran nad wanną i spojrzałem w lustro. Co my tu dzisiaj mamy?
Wygląda na to, że tym razem nic strasznego. Co za ulga...
Zębów chyba nie będę myć. O trzeciej godzinie? Nadgorliwość jest gorsza od
faszyzmu! Golić się też nie wypada, z wyżej wymienionego powodu. W końcu jak już
mam trzydniowy zarost, nie zaszkodzi poczekać do jutra, a potem zgolę w cholerę.
Obmyłem twarz i wytarłem ją wiszącym na suszarce frotowym ręcznikiem.
Następnie ze spokojnym sumieniem wróciłem do kuchni. Też nie lubię gotować, ale
lepiej coś wymyślić, niż potem wysłuchiwać przez cały wieczór monologów mamy w
stylu:  Cały dzień byłam w pracy, a wy siedzieliście w domu i nic nie zrobiliście?! .
* * *
Romek studiował zawartość lodówki. Kiedy usłyszał moje kroki, zaczął się powoli
odwracać.
- Andriej, tak sobie myślę. Zamiast się męczyć, może byśmy po prostu... - W tym
momencie spojrzał na mnie swoimi  światłymi oczyma i zmarszczył brwi. - Wodzu,
dlaczego nie dokończyłeś przywdziewania barw wojennych? Tak się powinno mówić?
- %7łe jak? - Nie miałem zielonego pojęcia, o co mu chodzi.
- Zetrzyj z twarzy tusz albo domaluj z drugiej strony, wodzu Siuksów Wielki Ośle!
Pobiegłem do łazienki, by raz jeszcze przejrzeć się w lustrze. Najwyrazniej
niewielki zasób słów Romka w języku niemieckim, który do niedawna ograniczał się
do zwrotów  russische Schwein i  Hitler kaputt! , uległ znacznemu wzbogaceniu.
Sam nie wiem, w kogo się wrodziłem. Ojciec, jak się rano nie ogoli, do wieczora
zarasta po same oczy i wygląda jak Czeczen, a u mnie zarost pojawia się tylko nad
górną wargą i na podbródku. Na policzkach nie mam ani jednego włoska. (Wowka
czasem się nabija, że mi kozia bródka rośnie). Tak czy siak, na lewej części twarzy
widniała teraz rozmazana plama, taka sama jak na lewej dłoni.
Cholera! Przecież tam był numer Ani, a ja nie zdążyłem go przepisać!
W dodatku kolejne pół godziny straciłem na szorowaniu gęby. Pumeksem.
Strasznie bolało, ale... mój braciszek co chwilę wkładał łeb do łazienki i doradzał mi,
żebym użył szczoteczki do nóg. Za każdym razem wysyłałem go do stu diabłów.
%7łeby jeszcze plama była mała, to bym jakoś przeżył - nieraz podczas lekcji
rysowałem sobie długopisem po rękach.
W końcu udało mi się zetrzeć ten diabelski tusz. Policzek palił żywym ogniem, a
jak bolał... Tak bardzo, że nie mogłem go nawet dotknąć. Okropieństwo! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl