[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świętym Brunonie, usłyszałby opowieść o nim zamiast o księciu Elderyku.
- Prawda - Marpezja skinęła. - Jest jeszcze trzecia rzecz. Podobno ten lud Elderyka był
bardzo ekspansywny, jak to Goci. Sam książę dotarł daleko, gdzie natknął się na opór, ale
żadna ze stron nie mogła osiągnąć przewagi. Jednak gdy Piotr opowiadał o relacji kupca, to
odniosłam wrażenie, że potomkowie dumnych Gotów skrywali się w kniei przed
nieprzychylnym otoczeniem. Może po latach izolacji  udusili się we własnym sosie? Wiesz,
o co mi chodzi?
- Wiem, nie mieli dość potomków, by kontynuować dzieło, z czasem dzieci zdziczały,
zeszły do poziomu galindzkich plemion, zasymilowały się z otoczeniem. Starcy zmarli
opuszczeni w zapomnianym przez wszystkich grodzie.
- Czuję, że go znajdziecie - niespodziewanie powiedziała Marpezja.
W czasie naszej rozmowy bawiła się grzebiąc palcami stopy w mokrym, nadbrzeżnym
piasku, co chwila zalewanym falami. Nagle na jej stopie błysnęła złota zapinka. Typowa
gocka, przypominająca kształtem postać w napoleońskim kapeluszu. Tu jednak elementem
ozdobnym była ryba - symbol pierwszych chrześcijan.
ROZDZIAA CZTERNASTY
ZNALEZISKO NA PIASKU " PO%7Å‚EGNANIE  PAPU%7Å‚EK "
POSZUKIWANIA WZRÓD PÓL I LASÓW " NADCHODZI HURAGAN "
RZEyBIONE KAMIENIE " UCIEKAMY PRZED %7Å‚YWIOAEM "
KONTUZJA KOBRY
Pewnie to samo uczucie mieli poszukiwacze złota w Kalifornii na widok złotego
samorodka. Rzuciłem się na piasek i rozgrzebywałem go wokół ozdoby znalezionej przez
Marpezję. Dziewczyna uklękła obok mnie i przypatrywała się każdemu ruchowi moich rąk.
Gdy już odkopałem znalezisko, nieco otrzezwiałem z emocji i nie podnosiłem go.
- Któreś z nas musi pobiec po Piotra - powiedziałem. - Poczekasz tu na mnie?
- To ja popłynę - odparła Marpezja.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, skoczyła do wody i szybko odpłynęła. Siadłem
na zwalonym pniu i wpatrywałem się w złotą zapinkę, jak obmywała ją woda z jeziora. Miała
około siedmiu centymetrów długości i podłużny kształt. Z jednej strony zakończono ją
pióropuszowatą główką. Korpus zdobiły symetrycznie układające się linie, owale i jeden guz
ze szpicem. Właśnie ten wzór przypominał kształtem rybę z łuskami i ogromnym okiem.
Słońce powoli wstawało, a mnie otaczał chłód poranka. Zdesperowany wskoczyłem do
wody, gdzie nie czuło się tak zimna. Robiłem kółka i czekałem na nadejście przyjaciół. Nie
wiem, ile minęło czasu, gdy na brzegu zobaczyłem Piotra, dzwigającego ciężką torbę, i
MarpezjÄ™ z plecakiem.
Archeolog niósł w torbie notatnik, szkicownik i aparat fotograficzny, a dziewczyna
miała moje ubranie i termos z gorącą kawą. Szybko ubrałem się i łapczywie jadłem śniadanie
przyglądając się, jak Piotr pracuje. Najpierw zrobił zdjęcia, potem wykonał szkic, następnie
wziął do ręki zapinkę. Mogliśmy ją z bliska obejrzeć. Z drugiej strony nie zachowały się
blaszki zapięcia - pewnie dlatego ktoś zgubił tę zapinkę.
- Ciekawe, czy więcej tu tego leży? - zastanawiał się Piotr.
Marpezja uwierzyła, że ma szczęście i zaczęła brodzić po przybrzeżnym piasku.
- Nic już nie znajdziesz - zapewniałem ją.
- Czemu? - dziwiła się, jednocześnie podnosząc nogę jak czapla, gdy skaleczyła się o
muszelkÄ™.
- Bo to ślepy traf - odparłem z przekonaniem.
- Wcale nie, to znak - mówiła Marpezja.
Miała na sobie krótkie spodenki i koszulę w kolorze khaki. Sandały wiązane na
rzemyki zostawiła na brzegu. Piotr robił szkic okolicy, w jakiej znalezliśmy zapinkę, a ja
odpoczywałem i sączyłem kawę.
- Ha! - nagle krzyknęła Marpezja.
Z Piotrem zdjęliśmy buty, podwinęliśmy nogawki spodni i wbiegliśmy do wody.
- Co masz? - dopytywał się Piotr.
Marpezja schyliła się i podniosła z dna kolejną zapinkę, podobną do pierwszej, tyle że
zwieńczoną czymś w rodzaju półokrągłej rozety z sześcioma otworami. Piotr zabrał jej
ozdobę i oglądał znalezisko w świetle słońca.
- Ale numer... - jęknął.
- Co?! - zapytaliśmy z Marpezja.
Piotr bez słowa pokazał nam, co zwróciło jego uwagę. Był to krzyż wygrawerowany
na korpusie zapinki. Nie mogło być mowy o pomyłce, to z pewnością był symbol
chrześcijański, nie zwykły ornament z krzyżykiem. Piotr odmierzył odległość od brzegu i
usiedliśmy na pieńku.
- To chodzi o to wzgórze - stwierdziła Marpezja pokazując za nasze plecy.
Obejrzałem się na niepozorny pagórek.
- Może tamto? - zaproponowałem górkę, na której stały bunkry.
- To czysty przypadek - szeptał Piotr.
- Chcesz, mogę jeszcze poszukać - zaoferowała się Marpezja.
- Nie, to miejsce muszą przebadać fachowcy - stwierdził Piotr. - Mam tylko
wątpliwości, czy Goci mogli znać symbolikę krzyża.
- Jak to, byli chrześcijanami? - zdumiała się Marpezja. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl