[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjaciółkę w poważne kłopoty, robiąc jedyną rzecz, której Carina wyraznie mi zabroniła -
kręciłam z Markusem. %7łe nie wspomnę o całowaniu.
- A ty, młoda damo, pakuj natychmiast swoje rzeczy - powiedziała Froken Killroy.
Poczułam, jak kurczę się pod jej granitowym spojrzeniem. - Wracamy lotem o trzeciej.
Opowiem rodzicom o twoim zachowaniu. - Wyprostowała się i wygładziła szlafrok. -
Jestem pewna, że gdy tylko o tym usłyszą, będą natychmiast chcieli cię zobaczyć. I pewnie
zażądają mojej głowy.
Odwróciła się i wyszła z pokoju. Moje serce tłukło o żebra, cała dygotałam. - Ingrid, ja...
- Nie wierzę, że to zrobiłaś Carinie - wycedziła. - Miałaś tylko stosować się do prostych
instrukcji. Nie. Jednej prostej instrukcji. Trzymać się z daleka od Markusa! Czy to takie
trudne? Potwornie, pomyślałam.
Ingrid miała zaczerwienioną twarz, całą w plamach, a oczy pełne łez. Nagle poczułam
się, jakby ktoś zdzielił mnie przez łeb. Ingrid, którą znałam od kilku dni, uznałaby całą tę
sytuację za przezabawną. To nie są łzy współczucia dla przyjaciółki. Płacze, bo czuje się
zdradzona. Płacze, bo... czekajcie, czy to możliwe? Ona jest zazdrosna.
- O mój Boże, tobie też podoba się Markus...
- Co?! - Jej twarz wykrzywiła się w niedowierzaniu. Teraz miałam już pewność.
- Tak! Taka byłaś szczęśliwa, że Carina kazała mi z nim nie rozmawiać - stwierdziłam. -
I cały czas wbijałaś mi do głowy, żebym trzymała się od niego z daleka. A... a kiedy wszedł
do sali, zarumieniłaś się. Myślałam, że to z powodu tego, co robimy, ale to nie to. Ty go
lubisz. Ingrid spiorunowała mnie spojrzeniem załzawionych oczu, wzięła głęboki wdech i
pokręciła głową.
- Wiesz, chciałam ci pomóc w pakowaniu klamotów Cariny, ale zapomnij - warknęła.
- Sama się spakuj.
Wypadła z pokoju, trzaskając drzwiami. Klapnęłam na łóżko, zastanawiając się, jak w
tak krótkim czasie zdołałam tak wszystko zagmatwać. Wpakowałam w kłopoty Carinę,
wpakowałam w kłopoty Markusa, zraniłam uczucia Ingrid i być może przyczyniłam się do
tego, że Froken Killroy zostanie wylana.
Z całą pewnością rola księżniczki w moim wykonaniu okazała się całkowitą klęską.
22
Obudziłam się gwałtownie. Do oczu natychmiast napłynęły mi łzy z powodu ostrego
słonecznego światła. Zacisnęłam powieki i zasłoniłam oczy dłonią, a potem podniosłam
głowę. Coś strzeliło mi w szyi.
- Auć! - krzyknęłam, siadając. Pomasowałam kark, ale ból nie mijał. W jakiej ja pozycji
spałam?
I wtedy to poczułam. Coś dudniącego i grzechoczącego pode mną. Odległe wrażenie
bycia w ruchu. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, gdzie się znajduję. Byłam na tyle
autobusu Rechota. I zasnęłam z twarzą na jego piersi! A autobus... jechał!
Krew uderzyła mi do głowy, wpadłam w panikę. Zrobiło się już całkiem jasno. A za
oknem widziałam tylko ziemię. Ciągnęła się kilometrami. Dokąd ci ludzie mnie zabierają?
- Rechot! Rechot! Obudz się! - krzyknęłam, potrząsając nim z całej siły. Zamrugał kilka
razy, nie otwierając porządnie oczu i zasłonił rękami twarz. - Autobus jedzie! -
wrzasnęłam.
- Czasem tak ma - odparł zaspany. A potem obrócił się na drugi bok i znowu zaczął
chrapać.
Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak wściekła. Nawet wtedy, kiedy Ingrid ukradła parę
moich ulubionych szpilek od Jimmy'ego Choo i wrzuciła je do jeziora na tyłach pałacu,
kiedy próbowała tańczyć jak w Moulin Rouge. Zerknęłam na zegarek i krew ścięła mi się w
żyłach. Była dziesiąta rano. Zgodnie z naszą umową o tej porze Julia powinna wrócić do
domu. Czy już to zrobiła? Zdekonspirowała mnie? O Boże. Przez resztę życie będą mnie
obserwowali dwadzieścia cztery godziny na dobę, pomyślałam.
Wstałam i walnęłam głową w szafkę tak mocno, że na pewno zostanie mi po tym
wgniecenie. Krzywiąc się z bólu i zataczając, podeszłam do cienkiej przegrody i odsunęłam
ją mocnym szarpnięciem.
Wszyscy w autobusie spali. Mężczyzni pokotem na kobietach. Kobiety oparte na
ramionach facetów, ze śliną w kącikach ust. Jeden gość zasnął z nosem wsuniętym między
struny w dziurze w pudle gitary. Potykając się, doszłam na przód autobusu. Za kierownicą
siedział Szalony Dave.
- Dave! Musisz zatrzymać autobus!
Spojrzał na mnie zaskoczony i skręcił gwałtownie na przeciwny pas. Jakiś facet w
niebieskim samochodzie zatrąbił i ledwo zdążył zjechać nam z drogi.
- Przestraszyłaś mnie, panienko - powiedział. - A niełatwo tego dokonać.
- Proszę, Dave - starałam się ze wszystkich sił, żeby nie stracić cierpliwości.
- Musisz mnie stąd wypuścić.
- Nie sądzę, Jules - odparł, kręcąc głową. - Jeśli cię tu wysadzę, stanie się jedna z trzech
rzeczy: albo umrzesz od porażenia słonecznego, albo zjedzą cię kojoty, albo zabierze cię
banda facetów o jeszcze o mniej należytych manierach niż ta zgraja.
- Należytych manierach?
- Ej. Potrafię czytać. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze.
- Dobra, to zawróć. Muszę wrócić do Los Angeles. Zaczął śmiać się tak głośno, że facet z
nosem w gitarze wzdrygnął się i rozległo się brzdąknięcie, gdy próbował wyszarpnąć nos
spomiędzy strun.
- W żadnym wypadku - powiedział Szalony Dave. - Musimy być dziś wieczorem w El
Paso. Mamy koncert.
- El Paso? A gdzie jest El Paso?
- W Teksasie, panienko - odparł Dave, naśladując akcent z westernów.
- Teksas? - wysapałam i opadłam na najbliższe siedzenie. Jako osoba związana z
dyplomacją muszę dobrze znać geografię świata. A Teksas kojarzyłam doskonale,
ponieważ z tego stanu pochodził obecny prezydent Stanów Zjednoczonych. I aż za dobrze
wiedziałam, że Teksas leży bardzo daleko od Los Angeles. Dobra, nie wpadaj w panikę,
powiedziałam sobie. Musisz zadzwonić do Ingrid. Będzie wiedziała, co zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl