[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prywatnego sekretarza lorda Stanleya, pytając, czy ten ostatni nie mógłby mu pomóc w
zdobyciu jakiejś dodatkowej pracy reporterskiej podczas wakacji Parlamentu. List ten
zachował się po dziś dzień, z adnotacją ołówkiem u góry dla piszącego odpowiedz:
 Wątpliwe, czy będzie sposobność  gdyby tak, zarekomenduję bez wahania".
Zycie na galerii reporterskiej wydawało się
Johnowi Dickensowi bardzo przyjemne, a i Karol lubił towarzystwo swoich kolegów-re-
porterów. Sam był również bardzo lubiany, zawsze skromny, raczej cichy, sumienny, zawsze
tam, gdzie go potrzebowano, tak że wkrótce przylgnęło do niego serdeczne przezwisko:
 wierny stenograf". Stwierdził, że zarówno tu, jak i w Doctors' Commons może
przysłuchiwać się wszystkiemu krytycznie, co wcale nie wpływa ujemnie na dokładność jego
stenogramów. W Parlamencie zaś ogarniała go taka sama złość i oburzenie jak podczas
przewodów sądowych. Nienawistny mu był brak wszelkich uczuć i jaskrawa nieuczciwość
niektórych słynnych mówców.
Wysłuchał na galerii całego sprawozdania Komisji Królewskiej, która badała skutki dzia-
łania startego prawa ubogich, i zdawał sobie sprawę, jże te suche sprawozdania niewielkie
dają wyobrażenie o cierpieniach, jakie ludziom wyrządziło to prawo, czy o tym, jak głęboko
raniło dumę i godność biednych. Jego współczucie dla szarego człowieka zrodziło się w
Sądach, teraz zaś Karol stał się szermierzem sprawy biedoty, bo wszystko, co słyszał w
Parlamencie, umacniało go w tej postawie. Głęboko poruszył go również 0'Connell, kiedy
opisywał warunki, jakie w Irlandii były jednym ze zródeł wystąpień przeciwko dziesięcinie;
czasem, kiedy słuchał i spisywał mowy, oślepiały go łzy i wstrzą
sał nim .szloch. Nie potrafił przysłuchiwać się temu obojętnie i odczuwał cierpienia innych
prawie tak, jakby to były jego własne. Przez całe życie reagował w ten sposób na biedę i po-
niżenie.  Takim byłbym i ja, gdyby nie łaska Boska" *.
W Izbie Gmin wysłuchał najróżniejszych mów lorda Wellingtona, Gladstone'a,
Macaulaya, lorda Johna Russella i Cobbetta. Z tych wszystkich najbardziej podziwiał lorda
Russella sądząc, że wart jest naśladowania i  jak się pózniej okaże  rzeczywiście poszedł
jego śladem.
Ponieważ reporterów niechętnym okiem widziano w Izbie Gmin, nie mieli żadnych urzą-
dzeń udogadniających im pracę. Nie istniała taka jak dzisiaj galeria dla prasy. Reporterzy
musieli po prostu korzystać z pozwoleń zajmowania tylnych rzędów w galerii dla publiczno-
ści. Nie mieli pulpitów, światło było bardzo złe. Często nie mogli nawet dosłyszeć tego, co
się mówi na dole, w Izbie.
Karol opisał te warunki w mowie, którą wygłosił na obiedzie prasowym, kiedy już od
dawna był sławny.
 Zdarłem sobie kolana  powiedział wówczas słuchaczom  pisząc na nich w
starych,
tylnych ławkach starej galerii starej Izby Gmin. Zdarłem sobie nogi stojąc i pisząc w
idiotycznej zagrodzie w starej Izbie Lordów, gdzie byliśmy stłoczeni jak stado owiec.
Praca jego dla  The True Sun" zaczęła się w marcu 1832 roku. Tego roku, pod koniec
sesji letniej, mając przed sobą trzy długie miesiące bez pracy i płacy, poszedł do wuja, chcąc
sprawdzić, czy ten nie mógłby mu pomóc. Karol wiedział dobrze, iż  The Mirror of
Parliament" również nie wychodzi w czasie wakacji parlamentarnych', ponieważ zawiera
tylko sprawozdania z debat, pragnął jednak dostać tam jakieś zajęcie, aby potem, jako jeden z
 ludzi pana Barrow", móc liczyć na to, że go zatrudnią pomiędzy sesjami Parlamentu przy
stenografowaniu mów posłów wygłaszanych w ich okręgach wyborczych lub gdzie indziej.
Jego zarobki wciąż jeszcze wyglądały skromnie i niepewnie, ale widać było, że chłopak daje
sobie radę  nawet wuj musiał to zauważyć.
Pan Barrow nie był człowiekiem ujmującym i serdecznym, lecz bialutkim, zasuszonym i
pompatycznym jegomościem  pierwowzorem pana Spenlowe w  Dawidzie
Copperfieldzie", bardzo do niego podobnym. Karol nie miał dla niego wielkiego uznania, a i
pan Barrow był ostrożny w stosunku do siostrzeńca, nie chcąc się narażać na nowe próby
zaciągania pożyczek ze strony swej siostry i szwagra. Niewątpliwie
rodzice Karola więcej mu przynosili kłopotów niż zaszczytu z ich wiecznymi długami i proś-
bami o pożyczki, których nigdy nie spłacali.
W czerwcu wróciła z Francji Maria Beadnell i zaczęła po kryjomu korespondować z
Karolem dzięki pomocy usłużnego Kolie. Młodzi ludzie przemawiali nawzajem do siebie
pretensjonalnymi wyrażeniami z tanich powieścideł. Nawet załączone listy* Karola do
Kollego były niesłychanie sztuczne:  Miałbym doprawdy pewne uczucie niepokoju, prosząc
cię znowu o doręczenie załączonego tu listu pod wskazanym adresem, gdyby nie dwie
przyczyny  pisał.  Przede wszystkim znasz tak dokładnie moją obecną sytuację, że
musisz świetnie zdawać sobie sprawę, jaka jest ogólna tego listu natura, a po drugie, nie
napisałbym go, a przekazałbym ustnie jego treść, gdyby nie to, żem nie miał zeszłego
wieczoru sposobności zatrzymać starszego pana jak najdłużej z dala od nas. Bądz łaskaw
dołączyć do tej przesyłki prośbę, by panna Beadnell przeczytała ją tylko wtedy, gdy w
całkowitej znajdzie się samotności".
Maria była, jak dawniej, bez serca, on, jak dawniej, zakochany po uszy. Nocami, gdy
kończyły się debaty w izbie, a Karol przepisał już swój reportaż dla drukarzy i oddał go w
kancelarii swego pisma, często szedł w kierunku Lombard Street. Tam wczesnym letnim
świtem spoglądał w okna pokoju, w którym spała jego
ukochana, i wzdychał rozpaczliwie. Po śniadaniu włóczył się w okolicy jej domu w nadziei,
że ją choćby na chwilę zobaczy. Kiedyś poszczęściło mu się i wpadł na nią, Annę i matkę,
płynące w zielonych, wełnianych pelerynach po Cornhill. Zatrzymał je jednym ze swych naj-
piękniejszych ukłonów i zaofiarował się eskortować panie, co acz niechętnie, postało jednak
przyjęte. Szły właśnie do krawcowej na St. Ma- ry's Axe, a dziewczęta świergotały, mimo su-
rowej miny matki, figlarnie i tajemniczo o strojach weselnych. Przed drzwiami zakładu pani
Beadnell kazała wracać Karolowi do swoich spraw, mówiąc doń z wyraznym chłodem:
 A teraz, panie Dickin, my powiemy panu do widzenia.  Przy tym umyślnie
przekręcała jego nazwisko, był to bowiem jeden z jej sposobów studzenia zapałów młodego
człowieka. Drzwi sklepu otworzyły się, a on został patrząc na odwrócone odeń plecy.
A jednak   zaledwie wróciłem do City  pisał w długi czas potem  poszedłem przez
stare podwórze na tyłach Mansion House i wyszedłem na róg Lombard Street"  a więc na
róg, na którym mieszkali Beadnellowie.
Tej jesieni  The True Sun" zaczęło podupadać, toteż Karol złożył tam rezygnację i pra-
cował już tylko dla wuja. Był pewien, że zdobywa grunt pod nogami, i zrobił teraz krok,
który zapewne uważał za krok przygotowawczy
90
do małżeństwa. Wynajął sobie mieszkanko na Cecil Street, przy Strandzie, gdzie i Dawid
Copperfield przeżywał swe kawalerskie dni; sam Karol jednak nigdy nie zaznał spokoju i po-
czucia niezależności, jakimi obdarzył Dawida.
%7łycie płynęło całkiem przyjemnie. Karol przywykł do spacerów niedzielnych na świe-
żym powietrzu, czasem zapraszał także Kollego, by mu towarzyszył do Hampstead, aby  po-
jezdzić trochę konno". Wieczory sobotnie spędzał zwykle z rodziną, a pod koniec roku prze-
niósł się do nich na stałe. Dickensowie znowu zmienili mieszkanie, tym razem na
umeblowane pokoje nad sklepem tapicerskim pod numerem osiemnastym na Bentinck Street.
Z listów Karola możemy się dowiedzieć, że sam dopilnował, by wszystko było tam gotowe
na ich przyjęcie, kominki uprzątnięte, okna umyte i węgiel zwieziony do piwnicy. Musiało to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl