[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 No dobrze, panie Erskine. O której chciałby pan przyjść?
 Za jakąś godzinę. Dziękuję, pani Karmann, jest pani wspaniała.
Westchnęła.
 To już wiem, panie Erskine. Mam tylko nadzieję, że pan wie co robi.
Nie ona jedna.
Było wpół do jedenastej, gdy zebraliśmy się wszyscy u pani Karmann przy Wschod-
niej Osiemdziesiątej Drugiej. Mieszkanie było duże i ciepłe, urządzone bogato, lecz
w anonimowym stylu  wielkie, tapicerowane fotele i taborety, ciężkie, czerwone za-
słony z pluszu, zabytkowe stoliki i obrazy. Pachniało zapachem starszych dam.
Sama pani Karmann była delikatną kobietą o siwych, starannie ufryzowanych wło-
sach, pomarszczonej, zapewne pięknej niegdyś twarzy, lubiącą długie do ziemi jedwab-
ne suknie i szydełkowane chusty. Gdy weszliśmy, podała mi do potrzymania swą mięk-
ką, upierścienioną dłoń. Przedstawiłem Amelię i MacArthura.
 Modlę się tylko, by to, co robimy, nie pogorszyło sytuacji Karen  powiedziała.
MacArthur ze swą szeroką, brodatą twarzą i w wytartych dżinsach obszedł całe
mieszkanie siadając na wszystkich krzesłach by sprawdzić, czy są miękkie. Amelia,
43
ubrana w dÅ‚ugi, wieczorowy ka5àan z czerwonymi deseniami, pozostaÅ‚a spokojna i za-
mknięta w sobie. Miała szczupłą, jakby nawiedzoną twarz, duże ciemne oczy i blade
usta o pełnych wargach. Wyglądała tak, jakby lada moment miała się rozpłakać.
 Czy ma pani jakiś okrągły stolik?  spytała cicho.
 Można użyć stołu jadalnego  odparła pani Karmann.  Uważajcie tylko, żeby
go nie porysować. To prawdziwy antyk, wiśniowe drzewo.
Poprowadziła nas do jadalni. Stół był czarny i lśnił tym głębokim połyskiem, w któ-
rym można zatonąć. Ponad nim wisiał szklany żyrandol z wisiorkami. Ciemnozielone
tłoczone tapety pokrywały ściany pokoju, na których pyszniły się olejne płótna i lustra
w pozłacanych ramach.
 Bardzo dobrze się nada  stwierdziła Amelia.  Myślę, że powinniśmy zacząć
jak najszybciej.
Wszyscy czworo usiedliśmy wokół stołu i spojrzeliśmy na siebie z pewnym zakłopo-
taniem. MacArthur, choć przyzwyczajony do spirytystycznych działań Amelii, pozostał
jednak sceptykiem.
 Jest tam kto? Jest tam kto?  powtarzał stale.
 Spokój  poleciła Amelia.  Harry, czy możesz zgasić światło?
Wstałem i przekręciłem wyłącznik. Pokój pogrążył się w całkowitej ciemności. Wy-
macałem swoje krzesło i na ślepo sięgnąłem po ręce pani Karmann i MacArthura. Z le-
wej strony dotykałem twardej, męskiej dłoni. Z prawej  miękkiej dłoni starej kobie-
ty. Ciemność była tak nieprzenikniona, jakby ktoś przycisnął mi do twarzy czarną za-
słonę.
 Proszę się skoncentrować  odezwała się Amelia.  Skupcie swe myśli na du-
chach, które przebywają w tym pokoju. Myślcie o ich duszach, wędrujących w eterze,
o ich potrzebach i ich żalach. Spróbujcie wyobrazić sobie, jak unoszą się wokół nas po-
dążając w swych duchowych misjach.
 Co do diabła, oznacza duchowa misja?  wtrącił się MacArthur.  Chcesz po-
wiedzieć, że mają też upiornych misjonarzy?
 Uspokój się  rzekła cicho Amelia.  To będzie trudne. Nie wiemy nawet, z kim
chcemy nawiązać kontakt. Staram się znalezć przyjaznego ducha, który powie nam to,
co chcemy wiedzieć.
Siedzieliśmy w napięciu stykając się dłońmi, gdy Amelia mruczała długie zaklęcie.
Rozpaczliwie starałem się myśleć o duchach przepływających przez pokój, lecz nie jest
to proste, gdy się tak naprawdę nie wierzy w duchy. Słyszałem obok oddech pani Kar-
mann, a palce MacArthura zginały się i prostowały w mojej dłoni. Przynajmniej miał
dość rozsądku, by się nie wycofać. Z tego, co słyszałem, po rozpoczęciu seansu przerwa-
nie kręgu jest bardzo niebezpieczne.
 Wzywam każdego ducha, który może mi pomóc  zawołała Amelia.  Wzywam
każdego ducha, który może mnie poprowadzić.
44
Stopniowo potrafiłem skupić się bardziej i bardziej, coraz łatwiej przychodziło mi
uwierzyć, że naprawdę jest tu coś lub ktoś, jakaś wibracja, która nam odpowie. Czułem
puls całego naszego kręgu przepływający przez moje dłonie, czułem jak łączymy się ra- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl