[ Pobierz całość w formacie PDF ]

de Luxo.
Hugo zmarszczy³ nos.
 To nie jest zbyt mi³e miejsce.
 A jednak chcê tam pojechaæ.
109
Hugo wzruszy³ ramionami i obszed³ taksówkê. Gdy odje¿d¿a-
li, Indy zastanowi³ siê, dlaczego ta kobieta wybra³a bar, jakikol-
wiek bar, by daæ mu dziennik. Mo¿e córka bogini Oya lubi od czasu
do czasu ³ykn¹æ sobie z kimS kieliszek whisky? Najprawdopodob-
niej bêdzie mia³a jak¹S ochronê, kogoS, kto bêdzie w barze, by ob-
serwowaæ sytuacjê. Ale dlaczego mia³aby podejrzewaæ go o zdra-
dê?
Indy pomySla³ o przysz³oSci. Gdy tylko dostanie dziennik i do-
wie siê od córki bogini tak du¿o, jak tylko zdo³a, nastanie pora dzia-
³ania. Zatelegrafowa³ do pilota, Larry ego Fletchera, tego samego
wieczoru, kiedy przyjechali do Rio, z proSb¹, by przyby³ do Bahii za
kilka dni. Z niecierpliwoSci¹ oczekiwa³ lotu i mia³ nadziejê, ¿e wszyst-
ko pójdzie dobrze i nastêpnego dnia wyrusz¹ w drogê.
 Hugo, czy zawieziesz nas jutro na farmê pod miastem, je¿eli
udzielê ci wskazówek?
 Na farmê, ale¿ tak, oczywiScie. Zamierzacie opuSciæ Bahiê
tak szybko?
 Czeka tam pewien cz³owiek z samolotem.
 To znaczy kapitan Fletcher.
 Wiesz, kim jest?
 OczywiScie. Wyl¹dowa³ tutaj samolotem i wszyscy przyszli,
by go zobaczyæ. Zamierzacie lecieæ do Rio?
 Nie, w g³¹b kraju. Mato Grosso.
 JesteScie misjonarzami?
 Niezupe³nie.
 Niezupe³nie turySci, niezupe³nie misjonarze  powiedzia³
Hugo.  Misjonarze id¹ do d¿ungli, ¿eby chroniæ nagich dzikusów
przed wiecznym potêpieniem. Ale wiesz, Indianie nigdy nie wiedzieli,
¿e s¹ potêpieni, dopóki misjonarze nie przyszli ich chroniæ.
 Nie jestem misjonarzem.
Hugo odwróci³ siê i spojrza³ na Indy ego.
 Znam tylko dwa inne powody, dla których ludzie wybieraj¹
siê do d¿ungli. Chc¹ zdobyæ z³oto albo szukaæ zaginionych miast,
jak to uczyni³ pu³kownik Fawcett.
Indy stê¿a³ zaalarmowany.
 Wiesz o pu³kowniku Fawcetcie?
 OczywiScie. Jest znany.
 MySlisz, ¿e odszuka³ swoje zaginione miasto?
Hugo potrz¹sn¹³ g³ow¹.
 Nie znajdzie go.
110
 Dlaczego tak mówisz?
Hugo wyprostowa³ ramiona.
 Moja matka jest Indiank¹ Caraja. Urodzi³em siê w d¿ungli.
Wiemy o tym mieScie, którego on szuka.
 I co mówi¹ te stare opowieSci?  zapyta³ Indy ze wzrastaj¹c¹
ciekawoSci¹.
 ¯e mo¿na byæ w nim i o tym nie wiedzieæ.
 Wydawa³o mi siê, ¿e masz w sobie indiañsk¹ krew. Co jesz-
cze g³osz¹ te opowieSci?
 Jedn¹ z nich matki opowiadaj¹ swoim ma³ym dzieciom. Prze-
strzegaj¹ je, ¿e jeSli pójd¹ w³Ã³czyæ siê po d¿ungli, rudow³osi ludzie
z niewidzialnego miasta z³api¹ je i zabior¹ daleko.
Indy skin¹³ g³ow¹.
 Od jak dawna mieszkasz w Bahii?
 Kiedy skoñczy³em czternaScie lat, przyszed³em tu, ¿eby zna-
lexæ mojego ojca.
Hugo zwolni³ i zatrzyma³ siê na Srodku ulicy. Okolica wygl¹da-
³a obskurnie, by³a oddalona od trasy turystycznej. Hugo zawo³a³ do
kogoS na drewnianym chodniku:
 Bar de Luxo?
Mê¿czyzna wskaza³ kierunek i krzycz¹c coS objaSnia³. Hugo
zamacha³ i pojecha³ dalej.
 Wiesz, to nie jest miejsce, do którego chodzê. Nie lubiê zo-
stawiaæ taksówki w takiej okolicy.
 Nie bêdziesz musia³. Chcê, ¿ebyS poczeka³ na mnie na ze-
wn¹trz.
Bar de Luxo by³ s³abo oSwietlony i pachnia³ piwem. Gruba war-
stwa trocin pokrywa³a pod³ogê. Nie by³o ¿adnych sto³Ã³w, tylko kon-
tuar, przy którym sta³o chyba dziesiêciu mê¿czyzn. Indy do³¹czy³ do
nich i zamówi³ kieliszek rumu. Gdy mu podano, powiedzia³ barma-
nowi, ¿e czeka tutaj na pewn¹ kobietê.
 Nie wolno tu wchodziæ kobietom. Sprawiaj¹ za du¿o k³opo-
tów  powiedzia³ barman i odszed³.
 Cholera. ¯adnych kobiet  mrukn¹³ Indy. Kilka stóp dalej je-
den z bywalców sika³ w³aSnie w trociny. Nikt nie zwraca³ na to uwa-
gi. Nietrudno by³o zrozumieæ, dlaczego Hugo nie umieSci³ tego miej-
sca na liScie rekomendowanych przez siebie barów.
 Teraz ju¿ wiesz, czemu trzymaj¹ trociny na pod³odze  ode-
zwa³ siê ktoS do niego.  Wymiataj¹ je po prostu za drzwi.
Indy rozpozna³ ten tubalny g³os.
111
 CzeSæ, Oron. Mi³e miejsce na spotkanie z tob¹. Co mogê dla
ciebie zrobiæ?
 Ja powinienem ciê o to zapytaæ  odpar³ Oron.  Jestem ste-
wardem, jak wiesz.
 Có¿, przynajmniej nie zmieni³o siê twoje poczucie humoru.
Ale ja straci³em swoje w Rio  powiedzia³ Indy i dxgn¹³ Orona
w brzuch. Ten zwin¹³ siê, zdumiony nieoczekiwan¹ napaSci¹. Indy
wymierzy³ mu nastêpnie cios w szczêkê i Oron upad³ na zasikan¹
pod³ogê. Wyplu³ wybite zêby, zacz¹³ siê podnosiæ, po czym poSli-
zgn¹³ siê na rozmiêk³ej kupie trocin.
Nie mia³o to znaczenia. Indy zobaczy³ wymierzony w siebie re-
wolwer.
 Zabawa to zabawa, Jones. Ale zabawa skoñczona  powie-
dzia³ Carino z szerokim uSmiechem.  To straszne zalaæ krwi¹ tê
doskona³¹ pod³ogê, ale nie mam innego wyboru. Czas skoñczyæ
robotê.
JakaS stopa przeciê³a powietrze i rewolwer wylecia³ napastniko-
wi z d³oni i wyl¹dowa³ za barem. Indy z³apa³ Carina za szyjê i ze
zdumieniem popatrzy³ na Hugona.
 Ty to zrobi³eS?
Oron, ponownie na nogach, natar³ na Indy ego. Ale noga Hugo-
na dosiêg³a Orona i zwali³ siê na bar. Próbowa³ siê podnieSæ, gdy
Hugo uderzy³ go w czo³o i Oron upad³ bezw³adnie na pod³ogê.
 JesteS naprawdê Swietny z t¹ nog¹  powiedzia³ Indy. Carino
ca³y czas stara³ siê wywin¹æ z jego uScisku, lecz Indy z³apa³ pe³n¹
garSci¹ jego w³osy i poci¹gn¹³.
 Kto ci to zleci³?
Brak odpowiedzi.
Indy poci¹gn¹³ jego g³owê do góry i trzasn¹³ nosem Carina o kra-
wêdx baru.
 Kto?
 Ray. Julian Ray  wycharcza³.
 Kto to jest?
Cisza.
Indy ponownie odci¹gn¹³ g³owê Carina. Jego nos krwawi³.
 Przypuszczam, ¿e chcesz, by jeszcze trochê sp³aszczyæ ci nos.
 Nie, nie rób tego. Jest bukmacherem. To sprawa zak³adów.
Fawcett teraz nie mo¿e siê pojawiæ. Mam siê upewniæ, ¿e ty go nie
znajdziesz.
 Sk¹d wiedzia³eS o Oku Belenusa?
112
 Co?
 No wiesz, to oko, które narysowa³eS na swoim liSciku i w ten
sposób Sci¹gn¹³eS mnie do tego Smierdz¹cego miejsca.
 JakiS cholerny profesor. Straszny hazardzista.
Indy mySla³ przez chwilê, po czym wszystko nabra³o sensu.
 Wiêc Bernard jest hazardzist¹  omal siê nie rozeSmia³.  [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl