[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poobijany, brudny, słaby i siedział na zwykłym pniaku. Kostkę nogi miał mocno spuchniętą,
ubranie wymięte, podarte i brudne, oczy podpuchnięte, a szczęka, tam gdzie Gabe był
zmuszony go uderzyć, przybrała brzydki niebieski odcień. Rozcięta warga spuchła nadając
ustom groteskowy kształt.
Whitney klęknęła przy Mortalwoodzie i podała mu wodę. Starszy pan leżał bezradnie,
oparty o zwalone drzewo i wyglądał, jakby nie poruszył się w ogóle od chwili, kiedy od niego
odeszła. Wziął butelkę do rąk i pił chciwie. Kątem oka widziała, że Adrian patrzy zazdrośnie,
żałując mu każdego łyku. Potrzebujemy wody nie tylko do picia, ale także do gotowania i do
mycia się, pomyślała z ponurym realizmem. Będę musiała przez cały dzień biegać tam i z
powrotem do zródła.
 Chce pan jeszcze aspiryny?  spytała troskliwie Mortalwooda, który słabo przytaknął.
Wciąż był przerazliwie blady, miał nieobecny, rozkojarzony wzrok. Przeklęła w duchu pech,
że musiał stracić okulary. Teraz biedak musiał oglądać ten dziki, egzotyczny dla niego świat
jak przez mgłę. Sięgnęła mu do kieszeni i podała dwie następne aspiryny. Wziął je i popił
kilkoma łykami wody.
 Nie tylko on jeden jest spragniony  przypomniał zza jej pleców Adrian.
Whitney bez słowa podała mu butelkę i położyła dłoń na czole Mortalwooda, próbując
sprawdzić, czy ma gorączkę. Skórę miał zimną i wilgotną.
 Jak ty masz zamiar ugotować te małże?  zapytał Adrian.  Czy w ogóle jesteś pewna,
że to można jeść? Poza tym potrzebujemy więcej wody, niż przyniosłaś.
 W Europie je jedzą  odparła krótko, nie zdając sobie sprawy, że powtórzyła
bezwiednie słowa Gabe a. Zauważyła, że Adrian opróżnił butelkę. Usta miała wyschnięte,
wypiła przecież przedtem tylko jeden łyk.
 Zaraz będzie więcej wody  dodała starając się, by jej głos był spokojny i obojętny.
Nie miała pojęcia, jak ma ugotować małże bez garnka, ale miała zamiar coś wymyślić.
 Myślałem, że przyniesiesz jakieś normalne jedzenie  powiedział Adrian.  Udało mi
się nazbierać garść żołędzi. Kiedy już ugotujesz te małże, możesz nazbierać więcej i pomóc je
łuskać.
 Chyba po to, żeby się pochorować  odezwał się Gabe ze skraju polany. Niósł pojemnik
z wodą trzymając go za uchwyt, a przez nagie ramię miał przerzuconą koszulę wypełnioną
małżami. Pomimo wysokiego wzrostu poruszał się bardzo cicho i lekko. Podszedł bliżej i
postawił ciężar na ziemi.
 O czym ty mówisz?  zapytał Adrian mierząc go pełnym urazy wzrokiem.
 Zjedz to, kolego  powiedział Gabe pokazując lekceważąco na małą kupkę żołędzi  a
znajdziesz się w poważnych kłopotach. To nie są zwykłe żołędzie. Nie zabiją cię, ale sprawią,
że zapragniesz umrzeć.
 Ciekawe, skąd to wiesz?
 Możesz wierzyć lub nie. Najlepiej zjedz, to się przekonasz  odparł Gabe wzruszając
ramionami. Odwrócił się do Whitney i podał jej pojemnik.  Masz i pij. Czy nie wiesz, że
możesz się odwodnić, zanim zdołasz to zauważyć?
Jako jedyny z trzech mężczyzn pomyślał o niej, o tym, że też może być spragniona.
Zapamiętała to, na pół wdzięczna, na pół rozczarowana, że to właśnie on. Nie ruszyła się z
miejsca i nie sięgnęła po naczynie.
 A ty już piłeś?  spytała patrząc na niego spokojnie.
 Najpierw ty  odparł.
Wyczuła w tej odpowiedzi coś więcej niż troskliwość. Wyostrzone zmysły rozpoznały
subtelny rodzaj gry sił.
 Nie  powiedziała stanowczo, potrząsając głową.
 Ty pierwszy.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu on uśmiechnął się i uniósł kpiąco
brew.
 Czy to rozkaz?
 Nazywaj to, jak chcesz  odpowiedziała nie okazując żadnych emocji.
 Jeżeli macie zamiar dłużej tak stać i kłócić się, to lepiej dajcie tę wodę tutaj  zawołał
Adrian z rozdrażnieniem.  Wypiłem całe litry morskiej wody. Gardło wciąż mnie piecze.
 Czekaj na swoją kolej  odpowiedział spokojnym głosem Gabe, patrząc wyzywająco na
Whitney. Nie mówiąc nic więcej, podniósł naczynie do ust i wypił cztery długie łyki. Wytarł
dokładnie ręką otwór i podał jej pojemnik. Tym razem przyjęła. Ostentacyjnie wytarła brzeg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl