[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jezdzieckiego mają rozliczne przywileje na wszystkich torach wyścigowych. Teraz dopiero przyszło jej do głowy, że Terry powinien był się dowiedzieć, czy zatrzymując się w tym miejscu, nie łamią niepisanych reguł i nie korzystają z nie przysługujących im praw. Stajenny z niewzruszonym spokojem zawrócił ich konie i usunął bryczkę na bok. Terry musiał się z tym pogodzić. Zgrzytając zębami trzymał lejce i czekał, aż lokaj odwróci jego powóz. Orlena obejrzała się. Ekscentryczny mężczyzna wprowadził swój zaprzęg na opróżnione przez nich miejsce z mistrzostwem, jakiego mógł mu pozazdrościć każdy woznica. Terry zaciął konie, mrucząc pod nosem przekleństwa. - Skąd, u diabła, mogłem wiedzieć, że to miejsce jest zarezerwowane dla Klubu Jezdzieckiego? - złościł się. - Nie mogłeś. Za to ten pan mógł grzeczniej zwrócić nam uwagę - odparła Orlena. - Widziałaś jego konie? - zapalił się Terry. - Niech mnie diabli, jeśli nie będę miał takich samych - albo lepszych - choćby nie wiem co! Orlena pomyślała, że nawet tak przystojny mężczyzna jak Terry nie może równać się z owym strojnym bogaczem, którego pewność siebie graniczyła z bezczelnością. Nie chcąc jednak psuć bratu dnia, robiła, co mogła, by rozwiać chmury na jego czole. Wkrótce znalezli inne miejsce i śledząc z zapartym tchem gonitwy, zapomnieli o całym incydencie. Co pewien czas rozlegał się okrzyk: - Konie wystartowały! - i ci, którzy porobili zakłady, rzucali się do bandy; we wszystkich powozach podnosiły się ręce uzbrojone w lunety i lornetki teatralne. Gospodarz toru konno pilnował porządku, smagając pejczem po plecach każdego, kto zanadto zbliżył się do miejsca gonitwy. Następowała chwila ciszy, po czym - gdy tylko korne przebiegły metę - ze wszystkich stron podnosiła się nieopisana wrzawa, krzyki, przekleństwa, wiwaty. Orlena była bardzo przejęta; rozumiała teraz, dlaczego Terry marzy o puszczaniu koni na wyścigach. Po ostatniej gonitwie wrócili do gospody. Terry zostawił Orlenę pod drzwiami frontowymi, a sam odstawił bryczkę i odprowadził konie do stajni. Orlena miała teraz dość czasu, by przyjrzeć się wnętrzu karczmy. W holu wokół obszernego kominka wisiały sztychy przedstawiające sceny z wyścigów. W sąsiednim pomieszczeniu, które było zapewne barem, stały w rzędach dziesiątki butelek, tak jakby hotelarz spodziewał się licznych gości po skończonych gonitwach. Poszła na górę do swej sypialni. Pokojówka, która pomagała jej się przebrać, gadała jak najęta. Orlena cieszyła się, że będzie miała co opowiadać Terry'emu przy kolacji w saloniku. Terry również przebrał się do kolacji. Wyglądał bardzo dobrze w stroju wieczorowym, który nabył jeszcze w Oksfordzie. Ale Orlena wiedziała, że krawaty brata są wytarte na brzegach, a koszule nadają się tylko do wymiany. Czekali na zamówioną kolację; na kominku wesoło trzaskał ogień. - Dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy - powiedziała Orlena. - Naprawdę? - spytał Terry. - Okazuje się, że to najstarsza gospoda w mieście, w której zatrzymywał się Karol II. - Rzeczywiście, jest na tyle stara, że to może być prawda - przyznał Terry, przyglądając się grubo ciosanemu stropowi belkowemu i sczerniałym od starości drewnianym boazeriom. - Podobno w piwnicy jest jeszcze królewska arena do walki kogutów - ciągnęła Orlena. - Ciekaw jestem, czy dziś wieczorem odbędzie się jakaś walka? - zainteresował się Terry. - Wątpię - powiedziała szybko Orlena i dodała: - Nie cierpię walk kogutów! - Oczywiście nie jest to widok dla kobiet - przyznał Terry - Nie potrzebujesz sobie tym zaprzątać głowy. Możesz iść spać. - Jest tu coś jeszcze ciekawszego - powiedziała Orlena, chcąc odwrócić jego uwagę od walk kogutów. - W piwnicy znajduje się tunel, który prowadzi aż do domu, w którym mieszkała Nell Gwynn. Ale Terry nie słuchał. Orlena żałowała, że wspomniała o walkach kogutów. Terry'emu najwidoczniej nie dawało to spokoju. Nie interesowało go ani to, że protektorką wyścigów w Newmarket była królowa Anna, ani głośny skandal, w który zamieszany był słynny dżokej Sam Chutney. Zrażona brakiem reakcji Orlena umilkła. Kolacja była pyszna. Oboje z Terrym, byli bardzo głodni i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|