[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jeszcze barwniejsza historia niż twoja. Brali udział w buncie i spaleniu zamku w Dublinie. Zostali skazani na wygnanie i, jakby jeszcze było im mało, tutaj znów przyłączyli się do powstania przeciwko Nowej Południowej Walii. Jednego z nich powieszono za to w 1804. - Hmm... to teraz już wiem, po kim masz taki wojowniczy charakter. RS 73 Roześmiała się w głos, popatrzył na nią zachęcająco. - Opowiedz mi więcej. - To była rodzina mojego ojca. Historia linii matki sięga do Mary O'Connor, przewiezionej na wyspę w 1808. Prokuratora, który ją oskarżał, pogryzła, podrapała i podbiła mu oko - oznajmiła z dumą. - O Boże! A o co ją oskarżono? - O podpalenie. Richard zaniósł się gromkim śmiechem. - Właściciel kamienicy wyrzucił ją z domu, więc się zrewanżowała. - No tak, chyba miała rację - zgodził się Richard, a po chwili z łobuzerskim błyskiem w oku dodał z irlandzkim akcentem: - No, to pochodzi pani z niezłej rodzinki, panno Fitzgerald. Roześmiała się i odpłaciła mu pięknym za nadobne: - Lepsza taka niż złodziejska. Moi przynajmniej walczyli o swoje prawa. - Zapomniałaś chyba o modlitewniku. Mój przodek był pobożnym złodziejem. Jazda upływała im na ożywionej rozmowie. Richard wyciągnął z Molly szczegóły na temat jej rodziny. W pewnym momencie zjechał na pobocze, by dokładnie pokazać jej usypany przez więzniów kamienny fundament, na którym ułożono drogę. Molly z ochotą przystała na jego propozycję, by dojechać do położonego po drugiej stronie gór miasteczka Hartley. Historia Hartley sięgała czasów, kiedy pierwsi pionierzy przybywali tu po sforsowaniu gór bądz stąd szykowali się do ich przebycia. Stary, wzniesiony z kamienia budynek sądu, przenosił zwiedzających go turystów w atmosferę dawno minionych lat. Jego ściany nadal były oblepione listami gończymi za zbiegłymi skazańcami, a wystawione na pokaz eksponaty i dokumenty tchnęły duchem przeszłości. W sali rozpraw Molly usiadła na ławie oskarżonych, a Richard, RS 74 zająwszy miejsce sędziego, zaśmiewając się wygłaszał mowę. Wypłoszyło ich stamtąd dopiero podejrzliwe spojrzenie turysty, który akurat wszedł do środka. Rozśmieszeni tym zdarzeniem wrócili do samochodu i ruszyli do Hydro-Majestic Hotel koło Katoomba. Na początku wieku masowo zjeżdżali tutaj turyści. Zbudowany na krawędzi urwiska, wychodzący na rozciągające się przed nim szczyty Gór Błękitnych, potężny kompleks nadal robił wrażenie. Urządzona w dawnym stylu sala restauracyjna, w której zjedli lunch, opromieniona była czarem minionej świetności. Po posiłku przespacerowali się promenadą, oddzieloną od urwiska porośniętą roślinnością kratą. Przyjemnie było tak spacerować. Smaczne jedzenie i kilka kieliszków wina wprawiły ich w dobry nastrój. Trzymał ją za ramię, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Miło było słuchać jego głosu, dobrze się czuła w jego towarzystwie. Dzięki staraniom Richarda zniknęło gdzieś napięcie, jakie do tej pory ciągle między nimi istniało. Molly tym bardziej była mu za to wdzięczna. Naprawdę, ta niedziela nie mogła udać się lepiej. Zatrzymali się, by popatrzeć na błękitniejące przed nimi szczyty. - Ciekawe, ile razy ci pierwsi śmiałkowie patrzyli na nie tak jak my teraz i z rozpaczą zastanawiali się, czy uda im się je przebyć - zamyśliła się Molly. - Szczerze wątpię, czy aż tak się zamartwiali, skoro mieli obiecane przez gubernatora Macąuarie po tysiąc akrów ziemi na głowę - mruknął Richard. Popatrzyła na niego z zaskoczeniem. - Skąd tyle wiesz o historii Australii? - Prawo jest z nią nierozłącznie związane - uśmiechnął się. - A ty? - Mój tata był nauczycielem historii. Do snu opowiadał nam o skazańcach i pierwszych osadnikach. RS 75 - I nie dręczyły was potem senne koszmary? Chociaż nie, wcale nie musisz mi mówić... oboje z bratem przepadaliście za horrorami! - To było dużo lepsze niż Królewna Znieżka czy Kopciuszek - uśmiechnęła się Molly. - Nigdy nie bawiliśmy się w Indian, kowbojów czy lekarzy, zawsze byliśmy angielskimi żołnierzami i skazańcami. Richard przymrużył oczy w uśmiechu. - Założę się, że zawsze byłaś taka wojownicza i nigdy nie dawałaś sobie dmuchać w kaszę. - Zgadłeś - roześmiała się. Poczuła, że patrzy na jej usta. Serce jej zamarło. O Boże! Zaraz ją pocałuje i wszystko zupełnie się zmieni. I już nigdy nie będzie tak samo. Skończy się niezobowiązująca znajomość i beztroska paplanina. Nie jest jeszcze gotowa. Jeszcze nie teraz. Nie teraz, kiedy wszystko było na dobrej drodze. Gwałtownie odrzuciła głowę. Jej rozbiegany wzrok padł na stojącą obok ławeczkę. - Usiądzmy tutaj na chwilę - poprosiła pospiesznie, cofając się ku niej. Sprzeczne myśli kłębiły się jej w głowie, kiedy bez słowa usiadł obok niej, z wyraznym ociąganiem. Zachowałam się jak idiotka, jak dzikus, jak nieokrzesana nastolatka, rozpaczała w duchu. Nie mogła już dłużej znieść tej przytłaczającej ciszy. - Stąd naprawdę jest wspaniały widok - wydusiła nieswoim głosem, niemal krztusząc się swoją głupotą. - Tak, rzeczywiście - odrzekł sucho. O Boże! Wszystko popsułam! Wszystko stracone! Odepchnęłam go tak bezmyślnie. I co mam teraz zrobić? Co powiedzieć, żeby to jakoś naprawić? - Molly, wieczorem lecę do Melbourne... Jego słowa zabrzmiały dla niej jak wyrok. No tak, to już koniec. A miała takie nadzieje. Gdyby tylko nie zachowała się RS 76 tak głupio. Czy ten jeden pocałunek naprawdę by jej zaszkodził? Jednak w głębi duszy wiedziała, że na tym by się nie skończyło. - Powierzono mi sprawę, która może potrwać jakieś trzy, cztery tygodnie - ciągnął Richard. Musi ochłonąć, spokojnie wysłuchać tego, co chce jej powiedzieć. Zaschło jej w gardle. Z trudem przełknęła ślinę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|