[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cały czas rozmawiali o polityce. Po posiłku Jo odniosła talerze do kuchni i wróciła z dwoma kubkami kawy. Zrobiła perskie oko i z uśmiechem oznajmiła: - Bez kofeiny. - Tylko to cię bawi? - Nie tylko. Jesteśmy dobrze wychowani, prawda? 59 - Aż za. Grzecznie rozmawiamy na obojętne tematy, cho ciaż oboje wiemy, że zaprosiłaś mnie po to, aby odpowiedzieć na dręczące mnie pytanie. - Jesteś stanowczo zbyt domyślny - przyznała bez waha nia. - Czasami dziwię się, że Claire tak cię pociągała, bo przyznawała się bez żenady, że nie jest zbyt mądra. - Podobała mi się z tego samego powodu, co i tobie, przyciągania przeciwieństw. Odchylił się na krześle i bacznie obserwował ją spod opu szczonych powiek. - Nie miałam na myśli nic ujemnego. - Wiem. Czy zdajesz sobie sprawę, moja miła, że pod wieloma względami jesteśmy podobni? - Uśmiechnął się, widząc niedowierzanie na jej twarzy. - Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Często bez trudu podążam śladem two ich myśli. Nie mogąc temu zaprzeczyć, Jo uciekła się do sarkazmu. - Natomiast ja myślę w żółwim tempie i nie nadążam za twoimi. Poza tą jedną sprawą. Chcesz wiedzieć, czy je stem w ciąży, prawda? Niestety, tak. Dziś rano byłam u lekarza. Rufus przyjął wiadomość spokojnie, ale zamilkł na chwilę. - Jakie to dziwne odezwał się zamyślony. - Tak długo próbowaliśmy z Claire i nic... - A ze mną jeden raz i stuprocentowy sukces - dokoń czyła Jo z goryczą. - Przynajmniej teraz wiesz, że to nie była twoja wina. - Wiedziałem i przedtem, bo oboje poddaliśmy się odpo wiednim badaniom. - Zauważył, że Jo oblewa się rumień cem, więc prędko dodał: - Lepiej porozmawiajmy o przy szłości. . 60 - O jakiej przyszłości? Wiadomo, że muszę czekać dzie więć miesięcy... Wziął ją za rękę i mocno zacisnął palce. - Nie przemyślałaś sprawy... - %7łarty sobie stroisz! - krzyknęła, wyrywając rękę. - Od chwili gdy wspomniałeś o ciąży, nie myślałam o niczym in nym. Często coś, czego panicznie się boimy, albo okazuje się nie takie złe, albo w ogóle się nie zdarza. Tym razem jest inaczej. - Wrogo zalśniły jej oczy. - Nie zapominaj, że to Claire chciała mieć dziecko. - Nie zanosi się, żebym zapomniał. Posłuchaj mnie, Jo. Wiem, że nie ma sensu przepraszać i jedyne, co mogę zrobić, to naprawić... - Tylko nie wyskocz z propozycją finansową - przerwała bezceremonialnie. - Nie miałem zamiaru - mruknął, wyraznie urażony. Zerwała się z krzesła. - Skoro już wszystko wiesz, czas się pożegnać. Jestem zmęczona. - Siadaj! Niechętnie usiadła. - Proponuję zupełnie inne rozwiązanie. Jak już mówiłem, zawsze chciałem mieć potomka. W sytuacji, jaka zaistniała, wolałbym, żeby dziecko miało legalnych rodziców. Rozu miesz, do czego zmierzam? - Nie - skłamała, w duchu zachwycona rysującą się per spektywą. - Zwariowałeś? - Ani trochę. Moje szare komórki pracują normalnie. Po staraj się, żeby i twoje dobrze się spisały. Wezmiemy cichy ślub i wprowadzisz się do mnie. Jeśli wolisz, to tylko dla zachowania pozorów. - Nie wolę! - Przeraziła się, że Rufus pod przymusem 61 zaproponował małżeństwo. - Ani mi się śni stąd wypro wadzać... - Nikt ci nie każe. Zatrzymaj mieszkanie jako miejsce pracy twórczej. Jo energicznie pokręciła głową. - Posłuchaj. Wcale nie musisz się ze mną żenić, bo przez ciebie zaszłam w ciążę. Bardzo to... wspaniałomyślne z two jej strony i doceniam twoje dobre chęci, ale czasy się zmie niły i nie jest to konieczne. - Robię to raczej dla siebie - wyznał, ledwo poruszając wargami. - Ustalmy, o czym właściwie mówimy. Czy proponujesz, żebym za ciebie wyszła, urodziła dziecko, przekazała je to bie, a potem się usunęła? Uśmiechnął się blado i cicho powiedział: - Przecież to nasze dziecko... Na razie zamieszkasz ze mną i nadal będziesz pisać. A ja może nadam się jako niańka... - Przestań, rozpędziłeś się, a pominęliśmy kilka ważnych szczegółów. - Jakich? Jo spuściła wzrok. - Po pierwsze, Claire. Po twarzy Rufusa przemknął cień. - Czy uważasz, że nie pomyślałem o niej? Chyba jednak wiesz, że nie chciałaby, żebyśmy całe życie ją opłakiwali, prawda? - Może masz rację. Ale pewnie nie chciałaby, żebyśmy się pobrali. - Dlaczego tak sądzisz? - Przede wszystkim dlatego, że nigdy się nie lubiliśmy. Rufus pochylił się i ujął jej dłoń w swoją. - Mówisz w czasie przeszłym. 62 Spojrzała na niego mocno speszona. - Co z tego? - Jakie jeszcze zastrzeżenia mogłaby wysunąć? - Dziecko... - Jo wyrwało się westchnienie z głębi piersi. - Gdyby odwrócić sytuację i ja byłabym zmarłą żo ną, zżerałaby mnie taka zazdrość, że straszyłabym cię po nocach. - To nie w stylu Claire - rzekł z pełnym przekonaniem. - Wiem, wiem! I dlatego nie możesz pragnąć małżeństwa ze mną. Nie dorastam jej do pięt. Nie jestem taka jak ona: pogodna, kochająca, wspaniałomyślna... - Przyznaję. Trudno o większy kontrast - rzekł ku iryta cji Jo. Wstał i pociągnął ją za rękę. - Dziś nie powiem nic więcej. Prześpij się i jutro wrócimy do tej rozmowy. Przyjadę o siódmej i zabiorę cię na kolację. Otworzyła usta, aby odmówić, lecz się rozmyśliła. Nie miała żadnych planów na niedzielę. - Dobrze - powiedziała cicho. - Ale nie do The Mitre". - Nie jestem taki nietaktowny - obruszył się. - Przysię gam, Jo, że nigdy, przenigdy nie chciałem pogmatwać ci życia, ale skoro tak zrobiłem, postaram się zło naprawić. Wtajemniczyłaś matkę? - Nie. - Dobrze. Kiedy się namyślisz, pojedziemy razem i po wiemy. - Nie bądz w gorącej wodzie kąpany! Jeszcze nie powie działam, że za ciebie wyjdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|