[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a jego ręce wędrowały do głównego bohatera tego zajścia... Musiałam nie tylko słuchać tych zwierzeń,
lecz także  współpracować" z nim, ponieważ chwytał moją rękę i nakładał na swój opuchnięty członek.
Udawałam, że mi się to podoba. Starałam się, żeby nie zauważał obrzydzenia na mojej twarzy. Kiedyś
zabronił mi spać w nocy, ponieważ chciał, żebym zobaczyła jego stosunek z mamą. Nie chciałam tego
oglądać, ale bałam się o tym powiedzieć. Na szczęście udało mi się w porę zasnąć.
Przychodziła do nas również siostra mamy - Hania. Bardzo ją lubiłam, ponieważ miała silny
charakter. Ludzie z charakterem zawsze mi imponowali. Tata i do niej próbował się dobierać, ale ku
mojej wielkiej radości ciocia Hania nie pozwoliła sobie na to i zdecydowanie odrzuciła jego amory
Nigdy jej tego nie wybaczył i do dzisiaj traktuje ciocię z pogardą. Niewiele sobie z tego robiła i nadal
nas odwiedzała. Prowadzili z ojcem polityczne dyskusje, kłócąc się przy tym głośno i zaciekle. Ciotka
miała swoje zdanie i często je podkreślała. Szanowałam ją za to, że potrafiła mu się sprzeciwić.
Mieszkaliśmy w mieście, w którym większość ludzi znała się z widzenia. Nasz dom stał
w wielkim ogrodzie pełnym drzew. Rósł tam bez, dwie srebrzyste sosny i brzozy Siadałam przy oknie
i godzinami wpatrywałam się w te nasze brzozy. Wiatr delikatnie muskał cienkie gałązki. Myślałam
o Niemcach, którzy je posadzili, i doszłam do wniosku, że musiał je posadzić jakiś dobry człowiek i że
był bardzo samotny Brzoza jest dla mnie szczególnym drzewem. Wyzwala jakąś tęsknotę i zawsze
kojarzy mi się z samotnością. Lubiłam też chodzić tam, kiedy czuć było, gdzie rosły bzy. Najcudowniej
było w okresie ich kwitnienia. Już z daleka roznosił się zniewalający zapach. W samym środku zagajnika
leżał olbrzymi kwadratowy głaz, na którym często siadałam. Służył nam do wielu celów. Urządzaliśmy
tam sobie kuchnię, przynosząc z domu całą zastawę. Gałęzie bzu przykrywaliśmy kocami. Służyły nam
za dach. Budowaliśmy domek, który stanowił centrum naszych zabaw Często zastanawiałam się, jak ten
kamień się tam się znalazł. Ktoś musiał go w jakimś celu sprowadzić - ale kto i po co? Na pewno
pamiętał czasy wojenne i przedwojenne... Rodzice byli pierwszą rodziną, która po wojnie otrzymała od
państwa mieszkanie w tym domu. Myślałam o ludziach, którzy wcześniej w nim mieszkali. Czy byli
szczęśliwi? To, że byli to Niemcy, nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. Tacy sami ludzie jak my.
A może nawet lepsi? Na pewno nie gorsi od mojego ojca. Nie wierzyłam, żeby na całym świecie mógł
żyć ktoś gorszy od mojego ojca. Chciałam wiedzieć, kto w tym domu mieszkał przed nami. Marzyłam
o tym, żeby któregoś dnia przyjechali odwiedzić swój dawny dom. Mogłabym ich poznać. Zawsze
myślałam o nich z sympatią, a sprowadzony przez nich tajemniczy kamień był moim azylem.
Uciekałam w to miejsce z jeszcze innych powodów. Ojciec kupował na targu żywe kury, które
własnoręcznie zabijał. Robił to w wyjątkowo bestialski sposób. Opasywał ręcznikiem swój wielki
brzuch, chwytał przerażoną kurę między nogi, tak żeby mu się nie wyrwała, i trzymając ją za głowę,
wielkim kuchennym nożem przecinał jej szyję. Zabijał ją powoli, jakby kroił chleb. Kura wrzeszczała,
bezskutecznie próbując wyrwać się z pułapki. Trzymał ją mocno - zupełnie tak jak mnie. Po ścianach
i podłodze tryskała krew. Po chwili głośne gdakanie cichło. Tułów pozbawiony głowy trzepotał jeszcze
skrzydłami, a urżnięta głowa lądowała w skrzyni na węgiel. Tato, zadowolony z dobrze wykonanej
pracy, zostawiał kurę do dalszej obróbki. Pamiętam, że biorąc się za zabijanie kury, nie zawsze pamiętał
o naostrzeniu noża. Wtedy kura skazana była na jeszcze większe cierpienia. Zdarzało się, że chcąc
skrócić jej męki, po prostu ją dusił. Było to jeszcze bardziej makabryczne. Uciekałam do ogrodu
i siadałam na moim kamieniu. Nienawidziłam go. Marzyłam, żeby ktoś potraktował go tak samo jak on
tę kurę.
Tatuś od dzieciństwa przejawiał skłonności przywódcze i z czasem zyskał zwolenników. Był dla
nich autorytetem. W szkole także budził respekt i szczycił się tym, że wszyscy się go bali. Nawet
nauczyciele woleli schodzić mu z drogi. Pewnego razu nauczyciel - w jego pojęciu - potraktował go
55 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl