[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mam pojęcia co, przecież nie zbiórkę makulatury. - Na szczęście tylko
tak się skończyło, mogło być znacznie gorzej, ciesz się, że nie musisz
pokrywać komuś kosztów operacji plastycznej. Widzisz, mówiłaś, że w
Belgii jest smutno. U nas za to wesoło jak diabli. Ale tak w ogóle
imprezka była super, serio, dawno się tak nie bawiłam.
Mimo tych słów myślę, że imprez w knajpach na długo mam dość -
lepiej już trzymać się Marcina, Pawła i Izki, zaszyć się z nimi w
domowych pieleszach.
Dziś nie dawała mi spokoju myśl o Mariolce - ciągle miałam przed
oczami obraz tej żenującej sceny na Starym Mieście. Jak można dać się
tak upodlić? Albo raczej samemu się tak upodlić? Czemu Mariolka się
nie szanuje? Jak to się stało, że nagle - nie wiadomo kiedy - stoczyła się
na dno? Czy mam ją dalej traktować jak swoją koleżankę? A jak narazi
mnie na kontakt z tym jej nowym przyjacielem, łysolem-ki - bolem? O
nie, tylko nie to! Postanowiłam przepytać na tę okoliczność Ilonkę.
Akurat siedziała dziś w domu i pociła się nad podręcznikiem do historii.
- Nie wiesz, jak się zapamiętuje daty? - pyta, kiedy wchodzę, z taką
rozbrajającą bezradnością na twarzy że aż mnie rozczula.
- Mogę ci pożyczyć kasetę Raperów znad Wisły.
- Jasne, dobre i to. A w ogóle po co mi te daty? Chcę się zająć w
przyszłości przedłużaniem paznokci, tak jak jedna moja kuzynka. To
fajny fach. Jak się wprawię, nawet jest szansa, że zarobię jakieś
pieniądze - Ilonka wyraznie się ożywiła.
- Słuchaj, Ilonka... Zdarzyła się wczoraj dziwna rzecz... - Nie
bardzo wiem, jak zacząć temat Mariolki, żeby nie posądziła mnie o
wścibstwo. - Byłam z Izką na Starówce i widziałam Mariolkę w takim
towarzystwie...
- A tak - przerywa mi Ilonka. - Ona znalazła wreszcie to swoje
towarzystwo. Cały czas opowiadała tylko o tym. Mówiła, że to fajowi
ludzie, ale uznała, że ja bym do takiego towarzystwa nie pasowała, i już
się teraz razem nie trzymamy Zaczęła gdzieś znikać beze mnie, a ja się
wzięłam za naukę. Zresztą aż tak bardzo mi na jakimś tam towarzystwie
nie zależy wolę poczytać o pielęgnacji urody Kuzynka pożyczyła mi całą
stertę czasopism.
- Racja, święta racja, Ilonko! - Nie chcę już niczego dalej
komentować.
Dobrze, że Ilonka nie widziała wczoraj Mariolki. Chciałabym
zostawić to wydarzenie bez komentarza, ale mimo woli nasuwa mi się na
myśl stare przysłowie o byciu kowalem własnego losu.
29 grudnia
Zastanawiam się, jaki okaże się ten nadchodzący rok, co mi
przyniesie. Może iść do wróżki? Izka namawiała mnie kiedyś, ale to
chyba nie ma sensu - to tylko wyciąganie forsy od naiwnych. Zawsze
gdy jest schyłek roku, myślę już o nowym, że musi być lepszy od
poprzedniego, że coś się na pewno radykalnie zmieni, chociaż takie
myślenie jest raczej nierozsądne. Potem oczywiście rozczarowuję się,
kiedy nic się nie zmienia, wszystko zostaje po staremu. Tym razem też
nie mogę pozbyć się natrętnej nadziei na odmianę i nowość, na jakieś
wydarzenie, które wszystko zmieni w moim życiu.
Tymczasem zbliża się sylwester. Właśnie przebieram w setkach
propozycji i zaproszeń, które się z tej okazji posypały A tak na serio to
nawet gdybym je dostała, nie zamierzam nigdzie się ruszać - mamutka z
Włodkiem jadą na jakiś bal [Niech żyje bal...), za miasto. Wrócą dopiero
w Nowy Rok wieczorem. Mamutka zdążyła już przefarbować z tej
okazji włosy na niebiesko. Nawet nie mrugnęłam na jej widok - człowiek
naprawdę do wszystkiego jest w stanie przywyknąć. Do mnie natomiast
przychodzi Marcin. Mieli być też Izka i Paweł, ale okazało się, że UFFO
gra w pewnym znanym klubie, szykuje się więc dla nich życiowy
występ. Izka nie może zrozumieć, dlaczego nie chcemy się tam wybrać z
Marcinem - tak jakby już zapomniała, co się może przytrafić w klubie
zwyczajnemu, spokojnemu obywatelowi. No dobra, wiem, że
przesadzam, ale po prostu odeszła mi chęć do wszelkich imprez, nawet z
udziałem UFFO, choć jestem przecież ich stałą fanką (ciekawe, jak
zareagowali na przekazany przeze mnie tekst... Pewnie go wyśmiali, bo
Izka milczy na ten temat jak grób).
Kończę na dziś z pisaniem, muszę wykorzystać wolne chwile i
siąść do nauki - zaczynam zapominać, co czeka mnie w lutym. Ani się
obejrzę, a będę w pociągu do Warszawy Trzeba zrobić wszystko, żeby
się nie zbłaznić na olimpiadzie.
1 stycznia
Sylwester już za nami... Ciężko mi będzie o nim opowiedzieć,
wstydzę się - nawet przed samą sobą. Sylwester we dwoje... Napiszę
krótko: stało się... TO. Dziewczyny z Urokliwej! Poziom doświadczeń
wyrównany! Już Mariolka i >?:0 nie będą miały podstaw, żeby się ze
mnie naśmiewać. Myślałam, że do tego nie dojdzie, bo jest jeszcze za
wcześnie. Nikt nam przecież nie kazał się z tym spieszyć. Takie
myślenie jest straszliwie staroświeckie, ale lubię czasem iść pod prąd.
Myślałam nawet o poczekaniu, aż będziemy po ślubie, licząc na to, że
Marcin mi się oświadczy Miałam różne - okropnie nie na czasie -
marzenia. Marcin postawił jednak sprawę jasno: nie zamierza czekać w
nieskończoność.
Wieczór zaczął się od lawiny telefonów: wydzwaniała Izka na
zmianę z całą resztą uffoludków, że mamy natychmiast przyjeżdżać do
klubu, bo bez nas nie wyobrażają sobie sylwestra. Nie było wyjścia,
pojechaliśmy Wchodzimy do klubu: pełno ludzi, trochę znajomych
twarzy. Nagle słyszę su-permelodię - UFFO właśnie wznowiło koncert
po przerwie - i... słyszę swój tekst. A więc jednak! Piosenka brzmiała
bosko! Podziękowałam im przy okazji składania życzeń noworocznych,
a oni odwdzięczyli się, mówiąc, że tekst bardzo przypadł im do gustu.
Zaraz potem wyrwałam się z Marcinem z klubu - bałam się o Boniego,
zle znosi fajerwerki. Po powrocie (oraz drobnej reanimacji Boniego,
który, tocząc pianę z pyska, zdawał się właśnie schodzić z tego świata)
wznieśliśmy jeszcze jeden toast i wtedy trochę mi się zakręciło w
głowie. Potem wszystko potoczyło się już szybko - zdecydowanie za
szybko. Czułam się tak, jakbym cały czas była gdzieś obok, jakbym nie
miała wpływu na to, co się ze mną dzieje. Ogarnął mnie jakiś rodzaj
paraliżu. Marcin okazał się w TYCH sprawach niezwykle doświadczony
mimo to nie odczułam ani odrobiny przyjemności, tylko ból. Cały czas
byłam spięta. A miało być tak pięknie...
Zaskoczyła go wiadomość, że ja wcześniej z nikim TEGO nie
robiłam. Miałam wrażenie, jakby wrócił na jego twarz ten nielubiany
przeze mnie cynizm czy może ironia - ciężko to określić. Przez moment
poczułam się upokorzona. Było to uczucie podobne do tego, co czułam
na imprezie u Ewci w obecności nadętego przystojniaka, że jestem jakaś
dziecinna i zacofana. Myślałam, że Marcin doceni to, że się ucieszy.
Chyba jednak jestem naiwna... Mam romantyczne wyobrażenia, rodem z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl