[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tej twarzy.
 A mówiła, na czym jej zdaniem polegała ta osobliwość?
 Nie, chyba nie.
 I co, tego dnia przestała go nosić?
 Chyba tak. Zapytała, czy może go schować do takiego pudełka, w którym trzymam bursz-
tyny. Oczywiście powiedziałam, że tak, jeżeli nie chce nosić  jej sprawa.
 Nie rozmawiałyście więcej na temat miniatury?
 Chyba nie. Nie, na pewno. Właściwie już nic nie było do mówienia. Ja nie podjęłam roz-
mowy, bo dziewczyna wydała mi się zwyczajna i obrazek też, ona chyba poszła spać.
 Kiedy rozmawialiśmy ze sobą na początku śledztwa, powiedziała pani, że Tamara nie
opowiadała o swoich znajomościach, romansach i tak dalej. Ale może przez ten czas, jaki minął,
przypomniała sobie pani coś nowego. Jakiś szczegół, który wskazywałby na to, z kim się wtedy
spotykała, gdzie mieszkała...
 Zaraz, zaraz. Coś na temat miejsca zamieszkania może... Skarżyła się na tłok w autobusie,
to znaczy na jakiejś linii autobusowej.
 Nie pamięta pani, o jaką linię chodziło?
 Czy to może mieć znaczenie?
 Kto wie.
 Chyba mówiła wtedy o linii sto jedenaście. Tak, mówiła, że właśnie ten medalion zaczepił
się o czyjś płaszcz czy coś w tym rodzaju. Tak, na pewno, sto jedenaście. Wspominała, że stało
się to przy muzeum, jakby ktoś chciał zerwać jej szyi to dzieło sztuki i odnieść je na należne mu
miejsce.
 Jeszcze o wczorajszym dniu. Zapomniałem panią zapytać, czy nie mijała pani jakiegoś
zaparkowanego samochodu.
 Tak, mijałam, ale nie zwróciłam uwagi. Zauważyłam tylko jedno, chyba miał nie do-
mknięte drzwi. Ale byłam tak wystraszona, że pędziłam dalej co sił w nogach.
 W którym to było miejscu? Przypomina pani sobie?
 Tak, oczywiście. Około stu metrów przed wejściem w uliczkę, przy której stoi nasz dom.
 To znaczy gdyby pani szła zwykłą drogą, nie mijałaby pani tego samochodu?
 Oczywiście że nie. Idąc tak, jak przedwczoraj, przechodziłam trzema uliczkami, które
tworzą prawic pętlę okrążającą dom, w którym mieszkam.
 Nic o tym samochodzie, żadnego szczegółu ?
 Szczerze panu powiem, że nie bardzo znam się na samochodach i nie interesuję się nimi.
Jedno, co mogę powiedzieć, był w jakimś ciemnym kolorze.
 Czarny?
 Czy ja wiem, może czarny. To był pózny wieczór, granatowy też wyglądałby na czarny, i
ciemnoszary, i brązowy. To prawie nie oświetlona ulica.
 Tamara powiedziała wtedy, że będzie musiała wyjechać?
 Zaraz  Jolka zastanowiła się.  Nie nadążam za pańskimi myślami. Ach, wtedy, kiedy
była ostatni raz! Tak, powiedziała, że wyjedzie.
 Czy była zadowolona z tego wyjazdu?
 Chyba nie bardzo. Nie odniosłam wrażenia, że chodzi o jakiś taki sobie wyjazd, na wcza-
sy na przykład.
 Więc gdzie?
 Nie wiem. Powiedziałam panu, ona jakby się czegoś bała.
 Więc to byłaby ucieczka?
 Trudno mi powiedzieć, ale jeżeli ktoś się czegoś boi i właśnie dlatego wyjeżdża... To by-
łoby chyba dobre słowo.
 Teraz znamy już jeden z powodów, dla których wolała wtedy nie być w Warszawie. Była
zamieszana w pewną sprawę kryminalną, którą po drodze wyjaśniliśmy, zamieszana zresztą
pewnie tylko przez nieostrożność. Ale jestem przekonany, że to nie wszystko, że bała się czegoś
jeszcze. I to bardziej niż zatrzymania przez milicję.
*
Pokój porucznika Kalinowskiego pełen był rzeczy należących uprzednio do Tamary Górzyń-
skiej. Przewiózł tam wszystkie książki, gazety związane sznurkami, drobiazgi zabrane od Jolki.
Wbrew zapowiedziom zatrzymał nawet medalion, który zwykle nosił przy sobie, a kiedy wracał
wieczorem  wyjmował go i kładł gdzieś blisko siebie. Często spoglądał na delikatną, chyba
nieco wyidealizowaną przez malarza twarz młodej dziewczyny.
Praktyki takie, jak przechowywanie w domu tego wszystkiego, nie były w zupełności zgodne
z regulaminem, ale przecież nie mieszkał w hotelu, gdzie byłby swobodny dostęp do pokoju,
przynajmniej dla służby hotelowej.
Zestaw książek wydawał się przypadkowy. Było trochę albumów z reprodukcjami, ale poza
tym najwidoczniej Górzyńska kupowała książki na tej samej zasadzie, na jakiej w ogóle takie
nieco postrzelone dziewczyny dokonują swych licznych zakupów. W jednym przypadku tytuł
skojarzył się z jakimś uroczym wieczorem sprzed roku, w innych  zadecydował rysunek na
okładce czy też ładne ręce sprzedawcy, których uroda szczególnie odznaczała się przy pracy, na
przykład w czasie pakowania książki.
Podobnie z gazetami. Widać było, że Górzyńska nie  zaprzedała się" żadnemu pismu. W sto-
sie znalazły się egzemplarze z zachodnich żurnali mody, ilustrowane tygodniki: Kobieta i Zycie,
Filipinka, Przekrój, kilka numerów Filmu, z których wy-cięto dwa lub trzy fotosy, poza tym ga-
zety, gazety, gazety.
Porucznika zastanowiło, dlaczego ta dziwaczna kolekcja papieru przechowywana była w sta-
nie nie naruszonym w ciasnym pokoju przyjaciółki. Zapytana o to Jolka oświadczyła, że nie ma
zwyczaju rządzić się cudzymi rzeczami, a kiedy dostrzegła sceptyczny uśmiech Kalinowskiego
 dodała, że Tamara prosiła ją kiedyś, żeby nie wyrzucała niczego, co do niej należy. Jeżeli bę-
dzie przeszkadzało, zawadzało, wystarczy jej powiedzieć, ona przejrzy i wyrzuci sama.
Kilku funkcjonariuszy pracowicie przesłuchiwało mieszkańców Milanówka szukając osób,
które w dniu napadu przyjechały ostatnim pociągiem albo póznym wieczorem przechodziły ulicą,
gdzie był zaparkowany ciemny samochód. Szybko odszukano kobietę, za którą szła Jolka. Nie
widziała ona nic, samochód był zaparkowany dalej niż jej dom, a na ulicy przed sobą  niczego
nie zauważyła.
Wreszcie znaleziono chłopaka, który wieczorem wracał z telewizji. Jak obliczono według
programu telewizyjnego z owego dnia  przechodził ulicą prawdopodobnie wtedy, kiedy pociąg
dojeżdżał do stacji. Chłopak interesuje się samochodami, sam ma skuter. Zwrócił uwagę na za-
parkowany pod drzewem samochód. Stał on skierowany przodem do wiaduktu kolejowego i
chłopcu wydawało się, że miał nie domknięte drzwi. Zastanawiał się, co robić, chciał kogoś za-
wiadomić albo spróbować zatrzasnąć drzwi, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, bo pomyślał,
że być może samochód został okradziony, a interesując się nim, a tym bardziej zostawiając na
klamce czy drzwiach swoje odciski palców  mógłby wejść w krąg osób podejrzanych o doko-
nanie włamania. Dlatego zrezygnował, przyspieszył kroku, a nawet zaczął biec, obawiając się. że
ktoś spostrzeże otwarte drzwi, podniesie alarm, a on zostanie zatrzymany w pobliżu okradzione-
go samochodu.
Oczywiście podał markę i kolor samochodu, a wiadomości te można było uznać za zupełnie
pewne. Otóż był to czarny volkswagen, tak zwany garbus. To już było coś, teraz szukano garbu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl