[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Opisałem w skrócie nasze poczynania, z których także wynikało, że zero równa się zero, ale nikt nie
mógł nam zarzucić lenistwa. Nikt, z wyjątkiem pułkownika.
 ...a był to ktoś doskonale znający zakłady i czyja obecność nie wzbudziła jakichkolwiek
podejrzeń. Jednocześnie doskonały chemik.
 A może sprawdzić alibi wszystkich chemików zakładowych? - włączył się z genialnym
pomysłem Kaczmarek.  Alibi na czas pożaru...
 Podpalacz nie jest idiotą  skomentował pułkownik.  Pewnie na cały wieczór
zagwarantował sobie wspaniałe alibi. Czytałem raport. Gasząc pożar strażacy zatarli wszelkie ślady,
jeśli oczywiście jakiekolwiek były. Nie sposób też ustalić, z jakim opóznieniem działał, zapalnik
chemiczny urządzenia, które wywołało pożar. Technicy mówią coś o trzech godzinach, ale to- raczej
wróżenie z fusów. Pozostaje tylko działanie operacyjne.
 Jedno wiemy, że podpalaczem nie był Brzozowicz  zauważyłem.
 Dobrze, że chociaż to wiemy  żachnął się pułkownik. ~~ Gdybyście go wtedy nie puścili
na szosie... ech! Szkoda gadać. I tak nie wiemy najważniejszego.
 Nie rozumiem  zdziwił się Kaczmarek.  Przecież wiemy już bardzo dużo. Większość
aferzystów siedzi. Znamy praktycznie cały mechanizm nadużyć...
 Znamy mechanizm  przerwał pułkownik  ale nie znamy konstruktora.
 Jak to?! Z zeznań wynika, że Brzozowicz był...
 Brzozowicza zostawcie w spokoju. Uciekł moim fajtłapom i ma teraz ważniejsze
zmartwienie niż troska o zacieranie śladów. Ale przecież ktoś zmontował całą aferę i dbał, aby
wszystko grało. Ktoś otrzymywał informacje o terminach remanentów. I ktoś chciał podpalić
magazyn. Takich rzeczy nie robi się dla żartu, kapitanie Kaczmarek. Nazwiska tej osoby nie
znajdziemy w protokołach przesłuchań...
Gonczar miał rację. Jak dotąd poznaliśmy tylko realizatorów sprytnego planu nadużyć, ale sam
planista pozostawał w cicniu. Aresztowani chyba rzeczywiście nie wiedzieli o nim nic, skoro
jednomyślnie wymieniali nazwisko Brzozowicza. Poczułem coś w rodzaju podziwu dla
pomysłodawcy afery. Przecież jednym z jej elementów było absolutne bezpieczeństwo szefa gangu.
Nawet, a może przede wszystkim, w przypadku niepowodzenia czy wpadki. Zaiste makiawelska
kalkulacja: podwładni idą do więzienia, a o szefie nikt nic nie wie. Pięknie. Tylko czy na pewno nikt
o nim nie wiedział? Brzozowicz mógłby chyba nam wyjaśnić, kto był szefem.
Tak czy inaczej musimy ująć tego człowieka. O ile oczywiście nie popełniliśmy błędu w
rozumowaniu i o ile taki człowiek w ogóle istniał.
13
Odprowadziłem dziewczynę i mniej więcej o pierwszej w nocy byłem już w domu.
W ciągu ostatnich kilku godzin mogłem pozwolić sobie na luksus zapomnienia o ludziach,
których działalność nie pozwala na zlikwidowanie przykazań boskich i kodeksu karnego. Co prawda,
po wyjściu z teatru twardo utrzymywałem, że nowa wersja  Balladyny lekceważy problemy
współczesności. Na przykład Goplana, zresztą świetna aktorka  powinna jezdzić na wuefemce lub
fiatem 126p. Uważam. że zaoszczędzilibyśmy dewiz i choć do hondy łatwiej o części zamienne, to
jednak stracono okazję zareklamowania naszego przemysłu motoryzacyjnego. Zostałem jednak
skarcony i w kwestiach artystycznych trzymałem buzię zamkniętą.
Cokolwiek by mówić, były to przyjemne godziny. Możecie mi wierzyć. Następne były już mniej
przyjemne.
Około pierwszej trzydzieści zadziałał . telefon., śmiertelnie znienawidzony wróg każdego
milicjanta. Pomyślałem, że jeśli tak dalej pójdzie, to szybko wyciągnę kopyta.
Podniosłem słuchawkę.
Dyżurny centrali zawiadomił, że znaleziono Brzozowicza. Nie  zdjęto ,  schwytano ,
 aresztowano . Powiedział  znaleziono5'. Nie musiał więcej mówić. W naszym żargonie ma to
jednoznaczną wymowę.
W godzinę pózniej siedziałem już w kabinie śmigłowca lecącego do Jurowa. Właściwie
powinienem żywić niekłamany podziw dla technicznej sprawności aparatu ścigania. Wszystko działo
się błyskawicznie. Byłem jednak tak zaspany, że nawet dziwić się nie miałem ochoty. Nawet chcieć
mi się nie chciało. Pięknie, nie ma co!
Przed odlotem pozostawiłem polecenie dla Szemiota, aby porozmawiał rano z kandydatką do
schedy po Brzozowiczu, panią -Wójcik. Poleciłem komu innemu, by sprawdził, kto z  Polmeru i
nadzorującego fabrykę zjednoczenia wystąpił o paszport.
I to właściwie byłoby wszystko w ciągu tych trzech dni.
14
Z nawyku spojrzałem na zegarek. Czwarta pięćdziesiąt. Zapowiadał się upalny dzień.
Jańczak po chwilowym wstrząsie doszedł do siebie i z gotowością odpowiadał na pytania,
zerkając lękliwie na krzątających się funkcjonariuszy. Zwłoki Brzozowicza znalazł dozorca, który
około północy robił obchód terenu. Zawiadomił milicję. Kropka. W tym miejscu kończyły się
wiadomości pana Jańczaka.
Obiekt, którym kierował, składał się z domu wczasowego o groteskowej nazwie  Rusałka ,
kilkunastu slumsów z dykty nazywanych domkami campingowymi, trzech eleganckich pawilonów
oraz z terenów sportowo-rekreacyjnych: plaży z kąpieliskiem, placów do gry i przystani ka-jakowo-
żeglarskiej. Fachowość powyższego opisu i nomenklaturę zaczerpnąłem z wywodów Jańczaka i
podaję na jego odpowiedzialność. W sumie ośrodek prezentował się niezle i chętnie wybrałbym się
tutaj na wczasy.
Aadne miejsce, nie da się ukryć. Pisałem o tym wcześniej. Zresztą mniejsza o to. Ważniejszy
wydał mi się fakt, że cały ośrodek stanowił własność zakładów włókienniczych  Polmer .
Właśnie tutaj wybrał się Brzozowicz w ostatnią w życiu podróż.
 I to wszystko, co wiem  powtórzył Jańczak.
 Pięknie  odparłem.  Ale to nic wszystko. Dopiero początek. Jestem cholernie
ciekawskim facetom. Mam wiele pytań, panie Jańczak.
 Nie wiem, o co panu chodzi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl