[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzia. Nie mógł okazać litości, ponieważ walczył o życie. O swoje i o jej życie. - Zostawię cię w spokoju, jak mi powiesz, że już to robiłaś albo chociaż że chciałaś to zrobić z kimś innym. Liberty milczała. Gorące łzy spływały jej po policzkach. - Nie powiesz, bo musiałabyś skłamać - podsumował już nie tak ostrym to- nem. - Ty wiesz, że jestem twoją drugą połową. Twoje ciało już mnie rozpoznało, tylko umysł jeszcze się broni. - Moja matka używa seksu, żeby osiągnąć cel - odezwała się Liberty. Jej głos brzmiał, jakby dochodził z zaświatów. - Aamie serca i rozbija rodziny, bo kolejny idiota daje się nabrać na jej chytre sztuczki. Nie chcę, żeby mnie się coś podobnego przytrafiło. - Nie rozumiem. - Carter pokręcił głową. - Nie chcesz być taka jak ona, czy boisz się, że ktoś taki jak twoja matka zrujnuje nasze wspólne życie? - Jedno i drugie. - No to teraz ja ci coś powiem. - Carter uznał, że najwyższy czas, by wreszcie nazwać rzeczy po imieniu. - Twoja matka to czarna wdowa w ludzkiej postaci. Z wielu ludzi wyssała krew, ale ja nie pozwolę, żeby zniszczyła ciebie. To ona ci wmówiła, że seks jest jedyną możliwą formą bliskości między ludzmi. Nie potra- fisz uwierzyć, że istnieją mężczyzni odporni na uroki. Co więcej, boisz się, że two- ja miłość też nie przetrwa. - To prawda - przyznała cichutko. S R - A gdzie w tym strasznym świecie jest miejsce dla takich ludzi jak twój oj- ciec? - spytał Carter. - Sama mi powiedziałaś, że latami czekał na tę swoją Joan. - Tata jest wyjątkowy. - Masz rację. - Carter nie chciał się kłócić. - To rzeczywiście nie był najlepszy przykład. Ale wezmy mojego tatę. Widziałaś go. Wystarczy raz zobaczyć, jak trak- tuje mamę, żeby wiedzieć, że uważa ją za najlepszy prezent, jaki dostał od życia. Sęk w tym, że Liberty nie była taka jak Mary Blake. Cokolwiek miała w sobie matka Cartera, Liberty tego nie posiadała. Jak mogłaby utrzymać przy sobie męża, skoro nawet własna matka ją porzuciła? - I co my teraz zrobimy, Liberty? - spytał Carter. - Nie chcę żyć z tobą bez ślubu. Nie chcę życia bez zobowiązań choćby dlatego, że będę umierał z zazdrości za każdym razem, jak tylko mi znikniesz z oczu. - Ja... Nie wiem - wyszeptała. - Rozumiem, że chcesz z tym skończyć. Uważasz, że to dobry moment, żeby ode mnie odejść? - Nie - odparła. Tym razem bez namysłu. - A więc jeśli mam z tobą zostać, to tylko na twoich warunkach? Bez żadnych zobowiązań, bez dzieci, z możliwością rozejścia się w każdej chwili? Nie miała pojęcia, co robić ani co powiedzieć. Kochała go tak bardzo... Nie wiedziała, że taka miłość może istnieć w prawdziwym życiu. Bała się, że Carter nie zechce przyjąć jej warunków i że ją zostawi, ale kłamać też nie miała prawa. Nie mogła mu obiecać, że kiedykolwiek wyjdzie za niego za mąż. Pożałowała, że nic już nie jest takie proste, jak było, nim poznała Cartera. Wtedy wiedziała, czego chce od życia i jak ono będzie wyglądało. Miało być pro- ste, zwyczajne i przewidywalne, bez niepotrzebnych emocji. W tej chwili rządziły emocje, a Liberty nie umiała radzić sobie z emocjami. Przeszkadzały logicznie my- śleć, nie pozwalały podjąć rozsądnej decyzji. S R Najgorszą z nich był strach. Potworny strach, że kiedyś zostanie bez Cartera, że coś się zepsuje, że miłość w końcu wygaśnie. - Będę tylko twoja - zapewniła - dopóki to się nie skończy. - Chciałabyś, żeby nasze życie było monogamiczne, choć tak naprawdę wcale nie będziemy razem? Każde z nas w każdej chwili będzie mogło zrezygnować ze związku? - drążył Carter. - No właśnie - ucieszyła się, że nareszcie zrozumiał, że może jednak się zgo- dzi. - A jeśli żadne z nas nigdy nie zechce zrezygnować? To co wtedy? Ominą nas wszystkie radości rodzinnego życia: dzieci, wnuki i cała reszta. Znowu miał rację. Carter zawsze miał rację! - Nie wiem, Carter - powiedziała zrozpaczona. - Naprawdę nie mam pojęcia. Patrzył na nią i milczał. - Już pózno - powiedział w końcu. - Chodzmy spać. - %7łartujesz? - Liberty się roześmiała, lecz nie było w tym śmiechu radości. - Jak ja mam terasz spać? Z tym wszystkim? - Spróbuj. - Carter się położył, nakrył kołdrą i prawie natychmiast zasnął. S R ROZDZIAA DZIESITY Liberty przez całą noc nie zmrużyła oka. Zwitało, kiedy wreszcie zasnęła. Obudziło ją delikatne głaskanie po policzku. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą twarz Cartera. - Dzień dobry - leciutko pocałował jej usta. - Trzeba się budzić, kochanie. Dochodzi jedenasta, a o dwunastej powinniśmy wyjechać. Pomyślałem sobie, że chciałabyś zjeść śniadanie w łóżku. Liberty przetarła oczy. Carter był już ubrany, a na nocnym stoliku stała taca z jedzeniem. - Jen i Adam już wyjechali - mówił Carter. - Kazali cię serdecznie uściskać. - O, Boże - jęknęła Liberty. - Co Adam sobie o mnie pomyślał? - Ponieważ spałaś w jego łóżku, to pewnie pomyślał sobie, że tracę formę - zażartował Carter. - A poważnie: co cię to obchodzi? Gdyby Adam nie zajął twoje- go łóżka, to nie musiałabyś spać tutaj.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|