[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzew był piękniejszy niż mieszanka perfum w sali balowej.
Trzymał w ramionach idealną partnerkę. Rozluzniła się w jego uścisku, pozwoliła się
prowadzić i razem z nim poddała urokowi tańca.
Przyciągnął ją bliżej, żeby móc ją lepiej prowadzić po nierównym gruncie. Potem
oparł jej dłoń na swoim sercu i przykrył swoją ręką. Nie wiadomo kiedy wtuliła twarz w fałdy
jego halsztuka. Jej włosy łaskotały go pod brodą. Ciepła, delikatna i kobieca, przytulona do
niego całym ciałem, udami dotykała jego nóg. Poruszali się w idealnej harmonii.
Pomyślał, że walc to niesamowicie zmysłowy taniec.
Poczuł wyrazny przypływ pożądania.
Minęło już tyle czasu...
Muzyka jeszcze brzmiała, ale oni się zatrzymali. Przez nieskończenie długą chwilę
stali bez ruchu, aż w końcu ona uniosła głowę i spojrzała na niego.
Tym razem zobaczył jej twarz w świetle księżyca. Pomyślał, że jest wręcz nieziemsko
piękna. Ujął jej twarz w dłonie i wsunął palce w jej miękkie włosy. Obrysował kciukami jej
brwi, kości policzkowe i podbródek. Przesunął palcem wzdłuż ust, odchylił dolną wargę i
dotknął jej wilgotnego wnętrza. Musnęła językiem koniuszek jego kciuka, possała lekko i
zaprosiła go głębiej. Gorąca, miękka i wilgotna.
Cofnął palec i zastąpił go ustami.
Ale tylko na chwilę.
Odchylił głowę i spojrzał w jej pełne księżycowego blasku oczy.
- Pragnę cię - szepnął.
Mówiąc to, zdał sobie sprawę, że mogła jednym słowem przerwać czar tej nocy.
Drobną cząstką siebie chciał, by tak się stało.
- Tak - odparła szeptem.
Patrzyła na niego pięknymi oczami spod wpółprzymkniętych powiek.
- Chodz ze mną nad jezioro.
- Dobrze.
Melodia walca rozbrzmiewała nadal. Z sali balowej dobiegał śmiech i gwar rozmów.
Lampiony kołysały się na wietrze. Księżyc był niemal w pełni. W jego świetle i blasku
tysięcy gwiazd na niebie książę ujął Christine Derrick za rękę i poprowadził ku linii drzew na
porośnięty trawą brzeg jeziora.
9
Christine świadomie nie dopuszczała do siebie głosu rozsądku. To była czarowna noc.
Ostatnia. Jutro jej życie znów zacznie się toczyć zwykłym, raczej monotonnym trybem. Nie
lubiła księcia Bewcastle'a i wszystkiego, co sobą reprezentował. Obraził ją arogancką
sugestią, że pieniądze, klejnoty i własny powóz wydadzą się jej bardziej kuszące niż
szlachetne ubóstwo i życie, jakie dotąd wiodła. Był ucieleśnieniem wszystkiego, czego nie
cierpiała w mężczyznach.
Tak mówił rozsądek. Nie chciała słuchać jego oschłego, ponurego głosu.
Czuła do księcia niezaprzeczalny pociąg, najwyrazniej odwzajemniony. Miała niemal
pewność, że dla obojga to wszystko działo się wbrew ich woli. Ale przecież było coś między
nimi. Został im tylko dzisiejszy wieczór, by przekonać się, co to jest, zanim jutro ich drogi
rozejdą się na zawsze.
Nie miała złudzeń, do czego to zmierza. Nie szli nad jezioro, by patrzeć na księżyc i
kilka razy niewinnie się pocałować.
 Pragnę cię".
 Tak".
Mocno trzymał ją za rękę. W tym uścisku nie było cienia czułości ani romantyzmu.
Ale to jej nie przeszkadzało. Aączyło ich przecież tylko zmysłowe pożądanie i obietnica
czegoś więcej, gdy dotrą nad jezioro.
Nie miała pojęcia, dlaczego się na to zgodziła. Nie miała pojęcia. Rozwiązłość ani
swoboda obyczajów nie leżała w jej naturze. Przed ślubem wymienili z Oscarem zaledwie
kilka pocałunków, a w trakcie małżeństwa - mimo oskarżeń, które pojawiły się pod koniec -
nigdy nawet nie pomyślała, by zdradzić męża. Przez ostatnie dwa lata prowadziła cnotliwe
życie wdowy i nie czuła pokusy, aby zejść z tej drogi, choć w okolicy było dość
dżentelmenów, którzy chętnie wdaliby się z nią w romans albo nawet starali o nią ze
szlachetnych pobudek.
A teraz szła z księciem Bewcastle'em nad jezioro. Powiedział, że jej pragnie, a ona
jednym słowem potwierdziła, że czuje do niego to samo.
Nawet nie próbowała tego pojąć. Odsunęła od siebie wszelkie myśli.
Muzyka i gwar głosów za nimi stopniowo ucichły. Szli w ciszy, przerywanej tylko od
czasu do czasu pohukiwaniem sowy, szumem liści nad głową i szelestem jakichś zwierząt w
zaroślach. Po upalnym dniu nastała ciepła noc.
Nad jeziorem było jasno niemal jak w dzień. Blask księżyca lśnił na wodzie szeroką
srebrzystą smugą.
Wspaniała romantyczna sceneria. Ich jednak nie połączyło romantyczne uczucie.
Ciągle trzymając ją za rękę, książę skręcił ku porośniętemu trawą brzegowi. Miejsce było
niewidoczne ze ścieżki wiodącej do domu. Wybrał je pewnie na wypadek - choć raczej mało
prawdopodobny - gdyby jeszcze komuś przyszło do głowy wybrać się tu na spacer.
Nie od razu puścił jej dłoń. Odwrócił się do niej i ustami odnalazł jej wargi.
Teraz już nic ich nie powstrzymywało. Byli z dala od sali balowej, nikt nie mógł ich
zobaczyć ani usłyszeć. Nie musieli niczego udawać. Powiedział, że jej pragnie, a ona
odpowiedziała: tak.
Gdy wreszcie uwolnił jej dłoń, zarzuciła mu ręce na szyję. Objął ją i przyciągnął do
siebie. Rozchylił jej wargi pocałunkiem i wsunął jej język do ust. Gwałtowne pożądanie
przeszyło jej piersi i brzuch i spłynęło niżej między uda. Gdyby nie jego ręce podtrzymujące
ją w talii, chyba upadłaby z uniesienia. Przylgnęła do niego całym ciałem. Położył dłonie na
jej pośladkach i przycisnął ją mocno. Nie miała wątpliwości, że pragnie jej równie gorąco, jak
ona jego.
Rozluznił uścisk, ale nie oderwał od niej ust. Zdjął frak, odsunął się, odwrócił i
rozłożył go na trawie.
- Połóż się - powiedział.
Uświadomiła sobie, że to pierwsze słowa, które wypowiedział od chwili, gdy
zaproponował przechadzkę nad jezioro. Wyniosły ton jego głosu przypomniał jej, z kim się tu
znalazła. Ale to tylko podsyciło jej podniecenie.
Położyła się z głową i ramionami na jego fraku, a on opadł na trawę obok niej.
Dotknął jej kostek i przesunął palcami wzdłuż nóg, unosząc spódnicę sukni. Zdjął jej bieliznę
i rozpiął guziki przy rozporku pantalonów. Jedną rękę włożył jej pod głowę, a drugą ujął jej
podbródek. Pochylił się nad nią i znów zamknął usta namiętnym pocałunkiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl