[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uniósł wzrok, kiedy weszła, wpisał komendę i wyjął z ucha słuchawkę.
 Zniadanie  powiedział, wskazując pojemniki na tacy.  Jeszcze ciepłe. Przynieśli, kiedy byłaś pod prysznicem.
Nie wiedziała, co gorsze  zrezygnować ze śniadania czy zjeść to, co zamówił, nie pytając jej o zdanie. Stwierdziła, że
najpierw napije się kawy  odwróciła drugą kremową filiżankę z porcelany  na  Silver Mist nie było podróbek  i nalała do niej
kawy. Przyglądał się w milczeniu, jak z uznaniem pije łyk, a pózniej podnosi pokrywki i zagląda do pojemników.
Posiłek był zwyczajny i trochę ją rozczarował: grzanka pszenna, jajecznica, ziemniaki i bekon. Spodziewała się czegoś
paskudnego, jak zimna owsianka albo jajka na miękko. Owsianka była dobra, pod warunkiem że gorąca, ale nic na świecie nie
zmusiłoby jej do jajek na miękko, niezależnie od tego, jak wyszukane sztućce miałyby służyć do rozbicia skorupki i wyjęcia
zawartości. Nie przepuściłaby mu, gdyby zaserwował jej zimną owsiankę i jajka na miękko, ale ją zaskoczył. Pospolite śniadanie
było prawie jak... propozycja rozejmu.
 Usiądz  zaproponował rozbrajająco, wstając i wysuwając jej krzesło.
Obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem i usiadła. Była przyzwyczajona do szarmanckiego zachowania, ale po nim nie
spodziewała się dobrych manier. Z drugiej jednak strony, miał w sobie coś... europejskiego  drobiazgi, które w pewnym sensie go
wyróżniały, na przykład ubiór. Ubierał się dobrze, ale przecież bez przerwy obracała się wśród dobrze ubranych ludzi, więc nie w
tym rzecz. Chodziło bardziej o krój jego ubrań. Były lekkie i dobrze się układały jak... włoskie? Akcent miał czysto amerykański, ale
nie potrafiła zidentyfikować regionu. Być może podróżował tyle, że rodzimy akcent dawno stracił charakterystyczne cechy.
 Skąd jesteś?  spytała, zaczynając smarować masłem grzankę.
Nie odpowiedział, zdobył się ledwie na półuśmiech, jakby chciał pokazać, że docenia wysiłek, jaki wkłada, żeby wyciągnąć
od niego informacje.
 Nie pytam, gdzie mieszkasz teraz  wyjaśniła.  Skąd jesteś w ogóle.  Chciała dodać, że chodzi jej o to, z jakiej części
kraju, ale w ostatniej chwili górę wziął instynkt.  Z jakiego kraju?
Uniósł niebieskie oczy, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Bingo! Ledwie udało jej się ukryć przypływ nagłej satysfakcji z
tego, że z głupia frant trafiła.
 Co masz na myśli?  spytał łagodnie.
Przyszło jej do głowy, że Cael Traylor może być bardzo niebezpiecznym człowiekiem i że wtykanie nosa w jego sprawy jest
nierozsądne. Igra z ogniem tylko po to, żeby mu pokazać, że nie wolno jej traktować jak pionka, którego można przestawiać z
miejsca na miejsce, jak mu się zachce. W każdym razie na pewno nie jest głupia, bo akurat w tej chwili, niestety, musiała się
pogodzić z tym, że jest pionkiem.
Ugryzła grzankę z największą swobodą, na jaką potrafiła się zdobyć.
 Twój akcent. Jest w nim coś...
 Masz bujną wyobraznię  powiedział, opierając się na krześle.  Jestem Amerykaninem.
Uhm. Jasne.
Dała sobie spokój i zajęła się śniadaniem. Mimo że przykryta, jajecznica ostygła i była już nie do przełknięcia, zwłaszcza
kiedy czuła na sobie wzrok Caela. Bekon i grzanka nawet zimne smakowały całkiem niezle, ale kiedy on siedział naprzeciwko niej i
przyglądał się każdemu jej ruchowi, coraz trudniej było jej przełknąć kolejny kęs. W końcu odłożyła grzankę na talerz.
 Przestań się na mnie gapić! Nie jestem małpą w zoo!
Na jego wargach pojawił się uśmieszek.
 Więc nie muszę robić uników?
86
 Tego nie powiedziałam.  Właściwie żałowała, że nie ma pod ręką czegoś ciężkiego, czym mogłaby w niego rzucić. 
Ale... przestań się na mnie gapić. Nie masz nic do roboty?
 Nie.
Chyba jednak niemądrze zrobiła, usiłując wykraść w nocy klucz, bo najwyrazniej nie zamierzał spuszczać jej z oka nawet na
chwilę. Nie zdoła zjeść nic więcej.
 Koniec przedstawienia  warknęła i wstała.
Dolała sobie kawy z dzbanka i zabrała ją na taras, nie oglądając się, czy za nią idzie, chociaż była pewna, że tak. Usiadła na
jednym z leżaków. Marzyła o chwili samotności, o cennej odrobinie czasu, żeby wziąć głęboki oddech i zebrać myśli, ale Cael raczej
nie miał zamiaru pozwolić jej na żadne chwile odosobnienia poza tymi, których potrzebowała, żeby wziąć prysznic, ubrać się czy
załatwić potrzeby fizjologiczne. Ceniła czas spędzony w łazience, ale nie chciała przesiadywać w niej godzinami. Poza tym bała się,
że jeżeli będzie siedziała pod prysznicem zbyt długo, on pomyśli, że coś kombinuje, i wejdzie, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie
spreparowała trucizny z tuszu do rzęs i szamponu albo czegoś jeszcze bardziej potwornego.
Nie wiedziała, co myśleć o Caelu, i to ją martwiło. Na ogół miała bardzo dobrą intuicję, ale jego nie potrafiła rozgryzć. Nie
ulegało wątpliwości, że jego grupa szpieguje pana Larkina, który na pierwszy rzut oka nie zrobił na niej najlepszego wrażenia, ale
być może należy do ludzi, którzy zyskują przy bliższym poznaniu. Pytanie tylko, kto tu jest zły  Cael czy Larkin? A może nikt nie
jest dobry? Może jeden jest zły, a drugi gorszy?
Olśnienie, którego doznała zeszłego wieczoru, jeszcze bardziej zamotało jej w głowie. Cael był wkurzający, denerwujący i
despotyczny, bezwzględny, arogancki i porwał Syd, i właściwie można powiedzieć, że ją też porwał  a jednak się go nie bała, mimo
że każda kobieta przy zdrowych zmysłach na jej miejscu powinna umierać ze strachu. Z początku była przerażona, ale w ciągu
dwóch nocy przestała się bać. Gdyby uważała, że coś jej grozi, nigdy nie odważyłaby się wykraść klucza. Nie zmrużyłaby oka,
mając Caela obok siebie. Ale w kwestii mężczyzn już nieraz się myliła. Parę razy w życiu nad zdrowym rozsądkiem i tym, co
podpowiadała jej intuicja, górę wzięły hormony. Niewykluczone, że tak jest znowu, chociaż od czasu Dylana bardzo się pilnowała.
Teraz była starsza i ostrożniejsza. Straciła głowę czy może intuicja słusznie jej podpowiada, że Cael jest tym dobrym, a przynajmniej
nie najgorszym?
Westchnęła, wpatrując się w błękitną wodę. Marzyła o tym, żeby dowiedzieć się, co jest grane, miała nadzieję, że Syd nie jest
przerażona, i chciała, żeby Cael wypadł za burtę, w czym z przyjemnością mu pomoże. .. Chciała i miała nadzieję, jak w starej
piosence.
Taras był odosobniony, a w każdym razie stwarzał iluzję odosobnienia, bo od sąsiednich dzieliły go wysokie do sufitu ściany
po obu stronach. W innych okolicznościach rozkoszowałaby się widokiem i świeżym powietrzem, ale, niestety, okoliczności, w
których się znalazła, nie pozostawiały miejsca na najprostsze nawet przyjemności.
Jej pierwszy rejs. I z pewnością ostami. Nie ma mowy, żeby z własnej woli postawiła jeszcze kiedyś stopę na pokładzie
statku. Denerwowała ją świadomość, że nie ma dokąd pójść, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Nie była zaskoczona, kiedy usłyszała, że drzwi na taras się otwierają i staje w nich Cael. Usiadł na drugim leżaku i wyciągnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl