[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powrotem. Strzelałem za nimi z pistoletów, ale nie odpowiedzieli i ich \ałosne jęki szybko
ucichły w oddali. To musieli być naprawdę twardzi faceci, nie?
Ale pomyślałem, \e mogą wrócić. Usiadłem więc za krzakiem, zza którego mogłem
obserwować drogę do Gallego. I, sam nie wiedząc, kiedy zasnąłem.
Obudziłem się o świcie. Poderwałem się i chwyciłem za broń, ale nikogo w pobli\u nie
było. Ci panowie z Gallego mieli najwyrazniej dosyć. Wróciłem więc do chałupy i
zobaczyłem, \e corral jest pusty, a mój wóz zniknął!
Biegnąc do chaty zobaczyłem przypięty do płotu list:
 Drogi panie Elkins:
Dla mnie ju\ tego za wiele. Siwieję, siedząc i patrząc na tego wcielonego diabła,
zastanawiając się, ile mam czasu, nim on zdoła się rozwiązać. Zabieram się stąd. Biorę wóz i
zaprzęg, jako zapłatę za to, co zabrał mi Meshak. Eliksir zostawiam, ale nie sądzę, \eby
pomógł Bucknerowi. Jest dla napalonych zwierząt, nie dla obłąkanych morderców.
Szczerze panu oddany
Horacy J. Lattimer
 Kurna  zakląłem, ruszając do chaty.
Strona 65
Howard Robert E - Conan władca miasta
Nie wiem, ile czasu zajęło Bearfieldowi wyplątanie się z więzów. W ka\dym razie
czatował na mnie za drzwiami z \elazną patelnią w ręku i gdyby w chwili, gdy zdzielił mnie
nią przez głowę, nie złamała się rączka, mógłby mi zrobić krzywdę.
Nie wiem te\, jak udało mi się go poskromić, bo walczył jak obłąkany, z pianą na ustach i
za ka\dym razem, kiedy mi się wyrywał chwytał dzban Uspokajającego Eliksiru Lattimera i
rozbijał mi go na głowie. Nim ogłuszyłem go nogą od stołu, rozbił ju\ wszystkie dzbany.
Podłoga była zalana eliksirem, a moje ubranie było nim przesiąknięte tam, gdzie nie było
przesiąknięte krwią.
Związałem go ponownie, po czym usiadłem na łó\ku, usiłując złapać oddech i
zastanawiając się, co, do diabła teraz począć. Bo nie było ju\ eliksiru, nie mogłem go więc
leczyć, a skoro profesor zabrał wóz, nie było jak zawiezć go do cywilizacji.
Wtedy usłyszałem od zachodu gwizd pociągu i przypomniałem sobie, \e niedaleko stąd, na
południe są tory. Zrobiłem dla Bearfielda wszystko, co było w mojej mocy i teraz mogłem
tylko odesłać go gdzieś, gdzie zaopiekują się nim inni.
Wyskoczyłem na dwór i gwizdnąłem na Kapitana Kidda, który wyleciał natychmiast zza
naro\nika domu, gdzie się na mnie zaczaił i próbował znienacka kopnąć mnie w brzuch, ale
nie dałem się. Zbyt wiele razy próbował mnie ju\ skopać. Uskoczyłem i walnąłem go pięścią
w chrapy, a potem osiodłałem, okiełznałem, przerzuciłem kuzyna Bearfielda przez siodło i
poszedłem na południe.
Tą drogą musieli przedtem uciekać Meshak i Lattimer. Jakieś pięć kilometrów od chaty,
krzy\owała się ona z linią kolejową. Pociąg, który słyszałem przedtem gwizdał w High
Horse. Kiedy nadjechał, pomachałem na niego. Zatrzymał się i załoga wyskoczyła, pytając,
po co do cholery ich zatrzymuję.
 Jest tu ktoś, kto potrzebuje opieki lekarskiej  wyjaśniłem.
 To przypadek chwilowego pomieszania zmysłów. Odsyłam go z powrotem do Texasu.
 Zaraz  oni na to  my nie jedziemy do Texasu.
 Dobrze  burknąłem  wyładujcie go w Dodge City. Ma tam mnóstwo przyjaciół,
którzy się nim zajmą. Wyślę z High Horse wiadomość do jego rodziny w Texasie, \eby po
niego przyjechali.
Załadowali więc wcią\ nieprzytomnego kuzyna Bearfielda, a ja dałem konduktorowi jego
zegarek i rewolwer, jako opłatę za przejazd. Potem spokojnie poczłapałem do High Horse.
Dotarłszy tam, kogo spotkałem najpierw? Oczywiście, \e Starego Mulhollanda, który
zawył na mój widok jak głodny wilk.
 Gdzie \arcie, ty koniokradzie!  rzucił się na mnie, nim zdą\yłem coś powiedzieć.
 Co, Lem Campbell wam go nie przywiózł?  zdziwiłem się.
 Nie znam nikogo takiego  ciskał się.  Gdzie moje pięćdziesiąt dolarów?
 Có\  rzekłem  wyglądał uczciwie.
 Kto?  zawył Stary Mulholland.  Kto, ty szczurze?
 Lem Campbell, ten, komu dałem twoją forsę, \eby kupił \arcie  wyjaśniłem. 
Dobra, nie ma sprawy, odrobię te pięćdziesiąt dolców.
Stary Mulholland wyglądał, jakby się dusił.
 Gdzie& mój& wóz& ? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mew.pev.pl