[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mój mąż? Nie ma go. Wyjechał w interesach. Na giełdę mięsną. Możemy romansować prawie otwarcie. Weszli do zimnej sypialni. Nie zmieniła się prawie. Dalej stały tu dwa dębowe łóżka dziadków, dalej wisiała nad nimi święta rodzina w pozłacanej ramie. Obraz nawet nie przyblakł. Kolory były żywe i soczyste. I co teraz? zapytała żona rzeznika. Zedrzesz ze mnie ubranie i wypierdolisz mnie na łóżku swojego dzieciństwa? Stanisław nie odpowiedział. Zamiast tego położył się na wznak na lewym łóżku, tym, które stało bliżej okien. Po chwili na prawym łóżku położyła się żona rzeznika. Słychać było, jak pod marynarką tłucze się jej ogłupiałe serce. W tym łóżku sypiałem od święta odezwał się Muskat. Miałem piękne sny i piękne przebudzenia. Podzieliłem sufit na osiemdziesiąt kwadratów. Z zapasem. Odczytałem dotąd trzydzieści siedem. Dzisiaj mam czterdzieści lat. Sufit mnie nigdy nie okłamał. Zapisane jest na nim wszystko. Trzeba tylko umieć czytać. Przeszłość też? Też. To przeczytaj mi moją. Sama sobie przeczytaj. Myślisz, że mam dość siły? Nie mam pojęcia. Spróbuj. Może masz dość siły. Czytam. Zaczynam od osiemnastego kwadratu. Dlaczego nie od dzieciństwa? Było mroczne. Ale było. Znam odpowiedzi. Jesteś pewna? Nie. Nie jestem, ale zaczynam od osiemnastego kwadratu. Tak chcę. Właśnie dostałam się na studia, na iberystykę. Rodzice ucieszyli się, chociaż oznaczało to mój wyjazd do Warszawy. Już na pierwszym roku zakochałam się w Marquezie. Czytałam wszystko co napisał. Każde słowo, które wyszło spod jego pióra. Uczyłam się hiszpańskiego jak najęta. Studia zakończyłam przed czasem bardzo efektowną pracą magisterską. Otworzyłam przewód doktorski, dostałam stypendium. Ale ciągle nie miałam dość pieniędzy, żeby wyjechać do ukochanego. Zapisałam się na kursy masażu tybetańskiego. I te ukończyłam przed czasem. Szybko znalazłam pracę w instytucie medycyny naturalnej, ale ciągle zarabiałam zbyt mało, żeby marzyć o wyjezdzie. Miłość spalała mnie. Chciałam go zobaczyć jak najszybciej, usłyszeć jak mówi, dotknąć dłoni, spod której wychodziły te wszystkie piękne słowa. Oszalałam. Pisałam listy, ale mój ukochany nie odpisał na żaden. Z rozpaczy poszłam pracować do salonu masażu erotycznego. Miałam zręczne dłonie i dyplom masażystki. Od tej pory przeliczałam kutasy na dolary. Przybywało kutasów, przybywało pieniędzy, przybliżał się wyjazd do Marqueza. Z tego roku ciężkiej pracy zapamiętałam tylko jedną twarz. Wszystkie pozostałe to były chuje. Wyrastające z czoła, brody, nosa, długie, krótkie, grube, cienkie, proste, powyginane chuje. Tylko ten jeden mężczyzna miał prawdziwą twarz i prawdziwe oczy. Patrzył na mnie tak pięknie jak nikt dotąd. Potem rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o mojej nieszczęśliwej miłości. Wtedy sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjął rulon dolarów związanych gumką, zsunął gumkę, odliczył dziesięć tysięcy i podał mi bez słowa. Tym sposobem już w dwudziestym czwartym kwadracie znalazłam się przed wiejskim domem Marqueza. Starzec był tak piękny jak w moich wyobrażeniach, a nawet jeszcze piękniejszy. Jego siwizna skrzyła się w słonecznym świetle, pomarszczone czoło długo sprawiało się z myślami a płatki nozdrzy rozchylały się przy tym jak u młodego byczka. Doktorat, mówisz... To będzie już chyba dwunasty doktorat. Komu to potrzebne? Może potrafisz coś innego? Znam masaż tybetański i kurewski. No, no... To już jest coś. Masaż. To by mnie nawet interesowało. Wiesz, mam odprostowane dwie lordozy... Wiem przerwałam szyjną i lędzwiową. Wiem o panu wszystko. No dobrze, dziecko. Więc codziennie dwa masaże i jedno pytanie do doktoratu. Zgoda? Tym sposobem zostałam prywatną masażystką mistrza. Przezwał mnie Conchitą. Sypiałam w sąsiednim pokoju, nasłuchując uważnie. Zjawiałam się na każde jego zawołanie. Prowadził dziwny tryb życia. Każdego dnia wstawał o piątej rano i długo patrzył na mgłę. Jak zrozumiałam pózniej, potrzebował tych kilku porannych godzin, by nasłuchać się cykad na cały dzień. Mgła też była ważna. Może nawet ważniejsza. Wypytywał mnie o cykady w moim kraju. Nazywamy je świerszczami polnymi, mistrzu. Zwierszcze polne. Dziwne nazwanie. Bardzo dziwne. Ale dobrze, że macie tam świerszcze, bo to znaczy, że macie też kochanków i miłość. To zaś znaczy, że jesteście narodem walecznym i romantycznym. Czy nie tak? A wszystko dzięki tym małym, szeleszczącym żyjątkom. Ten starzec wiedział wszystko. Prawda wchodziła w niego bez trudu i z wszystkiego dookoła. Wciskała się w niego jak woda w gąbkę. Drzazga smolna, śmieć, błyskawica, chmura burzowa, zapach kobiecego potu, kształt powieki WSZYSTKO NIEPOJTE ZWIATA zamieniał na oczywistość. Nie zachowywał się przy tym jak odkrywca. Zmiał się tylko, kiedy przypadałam do jego dłoni, by ucałować ją i przycisnąć do policzka. Przystał na moją miłość jak na wszystko inne,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|