[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spustoszeniami czynionymi w Armekcie przez zgraje. Wolalby, zeby do tej wojny nie doszlo. Lecz kiedy wlasnie doszlo! Byla wojna. Nie on do niej doprowadzil i nie mógl sie obwiniac. Skoro jednak wybuchla i trwala, to ktos musial ja wygrac. Skrycie, w glebi serca, Ambegen byl przekonany, ze swietnie sie do tego nadaje. Zyl wszakze na swiecie dosc dlugo i z niejednego pieca chleb jadal. Jesli nawet wstydzil sie glosno powiedziec, ze z ta wojna jest mu po drodze , to spokojnie dostrzegal, ze na pewno jest po drodze innym... Mial swiadomosc, ze szlak do przyszlych zwyciestw (jego zwyciestw) nie bedzie wcale równy i prosty. Nie chodzilo bynajmniej o sprawy czysto wojskowe; wrecz przeciwnie. Ambegen wiele razy byl w Alkawie, i kilkakrotnie w Torze. Widywal tez komendantury róznych okregów miejskich. Wniosek wysnul jeden: im wyzej, tym gorzej. Przeciez juz w takiej Erwie mozna bylo znalezc dwoje oficerów nie znoszacych sie i stale z soba rywalizujacych; nie zawsze przy tym byla to rywalizacja zdrowa. W Alkawie, gdzie komendant okregu mial dwóch zastepców, a komendant stanicy dwóch innych, sprawy przedstawialy sie gorzej... Niewielu zylo na swiecie takich ludzi jak Rawat, myslacych tylko o bieganiu po stepie. Stanowisk bylo malo. Chetnych do ich objecia - az nadto. A Tor? Twierdzy Tor podlegaly dwa wojskowe okregi. I wszyscy, ale to chyba wszyscy bez wyjatku tysiecznicy i nadsetnicy, jacy tutaj byli, uwazali zgodnie, ze niestary stazem setnik sredniej stanicy, uczestnik przegranej bitwy, jest ostatnia w tej czesci Armektu osoba, której mozna powierzyc komendanture okregu. Ambegen przeczuwal klopoty. I nie omylil sie. Tkwiac w Torze, juz po tygodniu zaczal rozumiec sposób myslenia siedzacych tutaj ludzi. Nawet im sie nie dziwil. Potezne mury twierdzy, chociaz zimne, pozostawaly zupelnie obojetne na strugi jesiennego dzdzu, a potem pierwsze uderzenia zimy. Siedzac wygodnie, z nogami wyciagnietymi przed siebie, bardzo latwo bylo snuc plany bitew, obracajac w glowie posluszne liczby, majace przedstawiac sile wojsk. Kiedys jeden z mlodszych wiekiem oficerów, wziawszy go na strone, zaczal kreslic na szerokiej karcie ustawienie wojsk pod Alkawa. Wypytywal o szczególy, nanosil je na mape , i od reki wyjasnial Ambegenowi, jakie bledy popelniono w bitwie. Ambegen przerwal mu wtedy. Wzial pióro i narysowal pole bitwy raz jeszcze. Zaznaczyl kreta linie rzeki, mokradla, las i bezbronna po wyjsciu wojska stanice, która trzeba bylo oslonic. Tam, gdzie oficer rysowal równe prostokaty i kwadraty, majace oznaczac oddzialy, Ambegen nadziobal piórem mnóstwo malych kropeczek ( Ci stracili swojego dowódce, a nowy ich wcale nie znal ), dalej wykreslil nierówny, postrzepiony wielokat ( Ci mieli zdrozone konie, byli glodni i spiacy, stawili sie do bitwy prosto z marszu ), jeszcze dalej, zamiast wielkiego prostokata centrum, pojawilo sie kilka malych trójkacików i kwadracików ( Ci byli zlepkiem oddzialów z róznych stanic, pierwszy raz pod wspólnym dowództwem ). Oficer ze zmarszczonym czolem przygladal sie czemus, co zamiast pieknego bitewnego szyku zaczelo przypominac dziecinny gryzmol. Ja wiem, panie - rzekl mu jeszcze Ambegen - ze w tej bitwie popelniono bledy. Ale stad, z tego zamku, wszystko wyglada inaczej. Siedze tu zaledwie pare dni, a tez juz prawie nie chce mi sie wierzyc, ze moja jazda z Erwy moze przejsc w tym mrozie i sniegu co najwyzej dziesiec mil dziennie... Wzruszyl ramionami i poszedl. Komendantem Wojskowych Okregów Wschodnich Pogranicza byl nadtysiecznik L.N.Miven, czlowiek naprawde nieglupi i przewidujacy (jak bardzo przewidujacy, zobaczyl Ambegen natychmiast, gdy po bitwie alkawskiej stawil sie w Torze; Miven pokazal mu wtedy dosc stary juz list od... medrca-Przyjetego, jednoczesnie pytajac: Czy zaszlo cos, o czym mowa w tym pismie? ). Miven uczciwie zarobil na swoje stanowisko, sluzac chyba we wszystkich krainach imperium, pod Pólnocna Granica takze. Byl jednak czlowiekiem niezbyt zdecydowanym, czasem chwiejnym i uleglym, nade wszystko zas - latwowiernym. Ambegen nie mial pojecia, kto i co powiedzial komendantowi; dosc, ze jego wyjasnienia, dotyczace bitwy pod Alkawa i pózniejszych dzialan, naraz przestaly wystarczac. Nie bylo na razie mowy o wstrzymaniu zapowiedzianej nominacji. Ale wciaz nie mógl wracac do Erwy, ponadto wszczeto jakies... póloficjalne dochodzenie. Ambegen nie byl glupi, od samego poczatku przedstawial rzecz tak, by nie bylo zadnych watpliwosci, ze zarówno pod Alkawa, jak i potem, zrobil wszystko, co w podobnej sytuacji zrobic nalezalo (tak zreszta wygladala prawda). Teraz temat odzyl. Nie przedstawiono mu zadnych zarzutów, szczególnie tak ciezkich, jak tchórzostwo czy nieudolnosc. Jednak najwyrazniej chciano znalezc do tego chocby pretekst. Sposród wszystkich oficerów okregu Alkawy, od setnika wzwyz, Ambegen byl jedynym, który wywodzil sie z tarczowników - i tylko dlatego powierzono mu wówczas dowodzenie ciezkozbrojnym prawym skrzydlem. Byla to zreszta decyzja ze wszech miar sluszna, roztropnie wybrano kogos, kto najlepiej mógl wywiazac sie z zadania, pomijajac nawet starszenstwo funkcji i stopni. Rozgrzebano sprawe powtórnie. Znów wypytywano, co bylo przyczyna odwrotu tarczowników. Ambegen od nowa tlumaczyl, ze oslanial centrum i zapobiegal przeskrzydleniu szyku az do chwili, gdy linia zostala przelamana. Wówczas, bedac zwiazany walka od czola, chcac uniknac okrazenia, musial odstapic w tyl. Gdy centrum uleglo panice, postep nieprzyjaciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmew.pev.pl
|